30 stycznia 2009

Relacja

ech. nie dociera do mnie ze wlazlem na ten szczyt. tylko bol stop cos mi mowi ze jeszcze wczoraj bylem powyzej 4tys m. na dole link do fotorelacji. tylko kilka slow dodatkowo:) Atakowalem solo, a spotkalem na swojej drodze Leszka, dzieki czemu stworzylismy grupe solistow:) niby dzialalismy osobo,ale jednak atakowalismy wspolnie. dzieki temu mentalnie bylo duzo latwiej. nie powinienem sie chwalic, ale czuje ze byla to wyprawa zaplanowana w 90% perfekcyjnie:) zadnych nie przewidzianych zwrotow akcji, zawsze mialem plan B, jedzenia na zapas, kazda czesc sprzetu wykorzystana nic naprogramowego. no moze jedna para bielizny. zamiast 3 uzywalem 2:) nawet nie wyobrazacie sobie ze mozna miec marzenie o prysznicu. umycie sie po 14 dniach jest czyms nie doopisania. a zjedzenie Lomito po dwoch tygodnoach liofilizatow to poprostu niebo na ziemi. taki proste rzeczy jak bierzaca woda czy lozko ciesza 100 ray bardziej.
odpoczywam tu ze 2 -3 dni i ruszam na Ojos Del Salado. Nie znam jeszcze szczegolow musze to zaplanowac. Pozdrawiam wszystkich i naprwde jeszcze raz dziekuje za wsparcie i cieple mysl. to do mnie docieralo i dodawlo energi:)

Na piku Aconcagua!!!

Udalo Sie!!! 28 stycznia stanalem na szczycie Aconcagua. Nie bedzie dramaturgi, koloryzowania. Po prostu stalo sie nieuniknione:) Za duzo przygotowan, marzen, treningow zeby mialo sie nie udac. Pogoda byla piekna, niby zimno i wiatr ale widoki zapirajace dech w piersiach. To bylo zaledwie wczoraj, a ja juz jestem w Mendozie, po katujacym stopy powrocie ze szczytu. Ekspresowo,bo marzenie o Lomo, coca-coli i prysznicu bylo juz bardzo namacalne.

Dziekuje wszystkim za ogromne wsparcie, ktore odczuwalem na kazdym metrze podejscia. Bez Was pewnie by sie nie udalo:)


21 stycznia 2009

Prosto Base Campu:)


to jestem w Plaza Argentina. dzis jest moj rest day. czuje sie dobrze, doktor powiedzial ze mam niezle notowania. pobolewa mnie glowa, ale apetyt mi dopisuje. poznalem sie z dwojka baskow i idziemy tym samym planem wiec nie jestem zupenie sam. jeden z nich byl juz na makalu wiec doswiadczony jest:) jest tez japonczyk ktory idzie solo tak jak ja i grupy komercyjne amerykanow. pogoda niezla, rano zawsze slonce, potem sie psuje , w nocy padalo. jutro zanosze depozyt do obozu 1. wszystko na razie zgodnie z planem:) dojscie do base campu nie bylo straszne, plecak na cytadeli wazyl duzo wiecej:) slonce strasznie przygrzewalo. dziwicie sie ze mam tu neta pewnbie:) bagatela 10 dolarow za 15 min wiec zaraz koncze. nastepny kontakt pewnie z drugiej strony z plaza de mulas. trzymajcie ciagle kciuki bo teraz dopiero zaczyna sie walka. sciskam wszystkich mocno i pozdrawiam. mam nadzieje ze SPOT dziala, bo nie mam szansy sprawdzic. do zobaczenia!
p.s. na wyprawy.onet.pl jest tez moja wyprawa!

17 stycznia 2009

Gdzie jestem jak mnie nie ma

To jest link do mapy na ktorej wyswietlac sie bedzie moja aktualna loklizacja. Uczulam na fakt, ze moze sie okazac, ze tam w gorach nie zlape sygnalu satelitarnego i nie pokaze sie zadna lokalizacja lub odwrotnie bedzie codziennie az do szczytu i z powrotem. wedlug producenta urzadzenie nie dziala powyzej 6300m. przy zlej pogodzie prawdopodobnie tez nie bede mogl wyslac sygalu. w zwiazku tym zalecam nie martwic sie kiedy przestana sie pojawiac lokalizacje:) trzymajcie mocno kciuki:)

Asado na poprawe humoru


z bagazem klopotow ciag dalszy.najpierw nie wiadomo bylo czy dolecial do Santiago (sic!) potem ze mial byc tego samego dnia, ostatecznie dzis tj.17.01 po 4 dniach ma dotrzec do mnie. zrobilem ostateczne zakupy jedzeniowe, kupilem paliwo i nawet baterie zapasowa do Suunto. dodatkowo sprawilem sobie ubrania i srodki czystosci. lepiej pozno niz wcale:) wieczorem inna host w hospitality zaprosila mnie na Asado do swjego domu. Asado to argentynska wersja barbaque lub grillowania tyle ze 1000 razy lepsza. kazda czesc, swiezo wypasanej krowy piecze sie nad zarem z ogniska. byla cala jej rodzina i przyjaciele. na deser pelno owocow i chyba domowej roboty lody. takiej uczty mi bylo trzeba. mysle ze smak takich stekow na dlugo pozostanie na moim jezyku:)
teraz jest juz dzisiaj, czekam na bagaz, przepakowuje sie i jade do Penitentes. tam juz nie bedzie neta, moze jeszcze da sie wyslac smsa. moja gorska przygode czasc zaczac:) trzymacjie kciuki i do uslyszenia za jakies 2 tygodnie! pozdrawiam
zdj1.jedna z glownych ulic w mendozie
zdj2. asado:)
zdj3.uczestnicy asado
zdj4.koles wiezie kaczke na rowerze

15 stycznia 2009

Mendoza i Malbec


Sprawa wyglada nieciekawie. Bagaz ma byc dopiero jutro w Santiago, wiec nie wiadomo kiedy i czy wogle przyleci do Menodzy.jutro juz mialem spac w gorach. nizbyt sie uklada po mojej mysli ten wyjazd. mam nadzieje,ze nie am tego zlego... Moja host ma niesmowit dom. cs jak sumbioza natury z budynkiem. w srodku trawa na zewnatrz trawa i basen. ciekawe. Podroz z Santiago to 8h w autobusie (3 na przejsciu granicznym) ale za to z pieknymi widokami i przelecza na 3200m. widzialem nawet Aconcague. Dzis zalatwlem permit na wspinaczke i korzystajac z okazji pojechalem wrac z moja host i jej uczniami (uczy hiszpanskiego) do winiarni polaczonej z muzeum. w sumie mogloby byc ciekawe gdybym zrozumial wiecej niz 20%, ale podotykalem kilka starych beczek i degustowalem jakies dosyc kiepskie Cabernet Savignon. za darmo:) teraz juz czekam na obiad.mamy isc, o dziwo, na(w argentynie) chinszczyzne! bez tego bagazu naprwde jest srednio. wyobrazcie sobie zapach moich stop bo kilku dniach a dzis bez skarpet w adidasach. niedoopisania. wole nie myslec o jutrze! pozdrawiam

14 stycznia 2009

Dolecialem. bagaz nie:/



Jestem w Santiago. Moj lot z Londynu do Madrytu byl opozniony godzine, sam ledwo zdarzylem na przesiadke, wiec brak bagazu mnie nie zdziwil. choc do konca mialem nadzieje, ze ujrze moj plecak na koncu tasmy bagazowej. niestety. Pani powiedziala ze przesla mi go do Mendozy, nie wiadomo kiedy,moze jutro. tyle dobrze ze nie musze czekac. niestety nie przewidzialem tego wiec nie mam reczy na zmiane, czapki, okularow czy kosmetyczki wiec przygrzewa mi tu ostro. w koncu srodek lata. za 1,5h jade autobusem do Menodzy. Czeka mnie ekscytujacy przejazd przez andy, przelecz jest ponco na 3800m. polowe drogi juz znam, wiec sobie przypomne jak tam pieknie. dobrze ze chociaz mam hosta. zaraz bede testowal moj nadajnik. zobaczymy czy nadaje.
trzymajcie kciuki za bagaz!


13 stycznia 2009

W Londynie leje jak zwykle

zimno i pada. teraz juz czekam na wyolot do Madrytu,samolot mi sie spoznia i bede biegl na przesiadke. W londynie zatrzymalem sie u Wiklikow, ktorzy ugoscili mnie stekiem i winem:) kupilem zywnosc lifilizowana z pomoca wiklika oraz otrzymalem ten nadajnik satelitarny. probwalem wyslac sygnal ale sie nie udalo. Zobaczymy jak sie bedzie sprawowal w Argentynie. Dzis odezwalo sie do mnie dwoch ludzi z HC takze mam nocleg w Mendozie. Po raz trzeci bylem w londynskim muzeum histori naturalej ,ale poraz pierwszy najwieksza atrakcja -ruszajacy sie tyranosauros Rex sie nie ruszal tzn. zepsul sie. Londyn jest fajny, ale musi byc naprwde ladny jak jest slonce. bo ile mozna moknac patrzac na Big Bena?mialy byc zdjecia ale na tym kompie nie da sie aparatu podlaczyc. beda jutro. juz z ameryki poludniwoej:) ooo tak:) pozdrwiam wszystkich

12 stycznia 2009

To w droge!




zaraz wyjezdzam na lotnisko. wydaje mi sie ze wszytsko mam. stresuje sie jak przed kazda podroza, nie moge sie juz doczekac az stane u wylotu doliny i rusze do gory. Najgorsze jest te kilka pierwszych dni gdzie trzeba wszystko kupic, pozalatwiac i... wypoczac.


na zdjeciu, cala gorska czesc mojego ekwipunku.


do zobaczenia na miesiac!

9 stycznia 2009

Trening

Przygotuwuje sie zdecydowanie wiecej niz przed innymi wyprawami. Zamiarzam wszystko wniesc na wlasnych plecach, nie uzywac tez mulow, ktore sa tam najlpopularniejszym srodkiem do transportu bagazu. W zwiazku z tym podstawa mojego treningu sa marsze z ciezkim plecakiem. Przypuszczam ze wygladam troche dziwinie idac w skorupach z 50kg na plecach i z kijkami przez miasto. W kazdym razie Cytadela idealnie nadaje sie do takich wedrowek. Zejscia i wejscia przez strome wawozy z takim obciazeniem sa niezla zabawa. jak sie doda do tego padajacy snieg, wiatr i dziwnie patrzacych sie spacerowiczow to mamy juz trening z prawdziwego zdarzenia:) Oprocz tego chodzilem na silownie wzmocnic plecy i nogi, spinning i oczywiscie biegalem. Z treningiem mentalnym troche gorzej, ale mysle ze jestem dobrze zmotywowany;)