26 lipca 2009

Welcome to Paradise!



WYSPA. idealna. bialy piasek, palmy, skaly, dzungla, woda w kazdym odcieniu blekitu i zieleni. pieknie. tyle ze turystow duzo, i kazda lepsza plaza zabudowana bugalowami z widokiem na morze. sa dwie drogi asfaltowe, 3 male misateczka i tysiac resortow a do wiekszosci z nich mozna dotrzec taksowka, czyli mala lodkom z wielkim silnikiem. mozna tez zrobic trekking i dotrzec do wspanialych plaz na nogach co oczywiscie zrobilismy. Luis oczywiscie twierdzi ze Minorka czy majorka jest tysiac razy ladniejsza, ale wszyscy oprocz niego sa zachwyceni. dla mnie, to najlepsza wyspa na jakiej bylem! nawet Wolin odpada.

ODGLOSY DZUNGLI. pierwszy dzien, oprocz tego ze lalo niemilosiernie i wszystko bylo smutne i mokre, byl wyjatkowy. ponoc gdzies dalej na polnocy tajlandi slonce zacmilo i najwyrazniej zwierzeta i wszystkie robaki sie o tym dowiedzialy. w nocy przez odglosy dzungli nie dalo sie spac. hitem byla ropucha ktora wydawala odlgos niczym wielki, spasiony, kot ktory tak sie obzarl ze nie moze sie ruszyc i tylko mialczy. wyobrazacie sobie?:)

NURKOWANIE. fantastyczne uczucie. zrobilismy kurs naOpen Water divera, 7 razy bylismy pod woda (w tym 1 w basenie z najgorsza widocznoscia). caly kurs to teoria, nauka obslugi sprzetu (jest to calkiem latwe), zagrozenia, czyli zatrucie tlenem, zatrucie helem, choroba dekopmresyja itd. zatrucie helem chcarkteryzuje sie uczuciem podobnym do bycia pijanym, tyle ze pod woda. wielu nurkow wlasne z tego powodu lubi nurkowac gleboko. zdarzaly sie przypadki ze nurkowie oferowali tlen przeplywajcej obok rybie, no bo jak ona moze oddychac pod woda?
pod woda z racji ze nie mozna rozmawiac opracowany zostal system miedzynradowych znakow pokazywanych rekami. mozna dzieki temu stworzyc calkiem udan konweracje. Luis przez 5 min probowal powiedziec mi ze mam swoje gluty na masce. niezrozumialem. kwestia doswidczenia mysle:) Aga nurkowala znakomicie, mimo ze balismy sie ze nie poradzi sobie i sie utopi. brawa dla Agniesi:)

RANO. z ciezka glowa ledwo wstajemy, bo nurkowanie to ciezka robota. ladujemy sie na pickupa z calym sprzetem i jedziemy do portu. potem rozklekotana, pomalowana na rozowo barka plyniemy na jeden z dive spotow. opalamy sie na dachu. skaczemy do wody, jemy owoce, ciastka (okazalo sie ze nocowal w nich karaluch) i ogolnie sie chilloutujemy. potem dwa nurkownia i wracamy. i tak kilka dni.

LUDZIE. jeszcze w Bangkoku spotkalimsy sie z Sara i Bartkiem, moimi dabrowskimi znajomymi i razem nimi jestemy caly czas na wyspie. w bangkoku poznalismy jeszcze kilu ich znajomych na ostatniej imprezce, ktora wszyscy czulismy caly nastepny dzien. nawiasem mowiac, klimat nie sprzyja piciu piwa. na kursie poznalismy kanadyjczyka, ktorego mama jest chinka a tata polakiem. piersze zdanie ktore powiedzial nam:"jak sie masz, lubie duze... truskawki". zaskoczyl nas.byl tez francuz, jamajczyk z dziewczyna angielka. naszymi instruktorami byli tajowie, nasz glowny o ksywie OFF nurkowal juz ponad 3000 razy i wyraznie ma podwyzszony poziom helu we krwi:) Jest tez Tomek z Tajska dziewczyna, sa znajomymi mojego brata i wszyscy razem poznali sie w USA. W tej chwili osiedlili sie na Koh Tao i prowadza maly bar z pysznym jedzeniem.

ZYCIE MORSKIE. jest tu naprwde duuuzzzoo ryb i innego dziwactwa. rekina nie widzielismy, ale cala obsade "gdzie jest Nemo" tak. jest szalona ryba ktora atakuje wszystko dookola, jest barracuda ktora pozera w calosci palce bo lubi swiecidelka (luis bal sie o kolczyka w uchu). jest cos co przyponina wielka, czarna kupe, tyle ze sie rusza, no i jest cale mnostwo korali, koraliczkow i innych kolorowych rzeczy.


dzis opuzczamy ten kawalek raju i ruszamy dalej na poludnie zglebic tajemnice najstarszego lasu tropikalnego i klifow wybrzeza krabi. ponoc strasznie tam pada i sa powodzie. bedzie niezla przygoda.

dzieki za komentarze i maile:) nastepna relacja z glebokiej dzungli. ciekawe czy bedzie tam net?:)

p.s. w koncu pisze po polsku. jak ktos ma czas i checi prztlumaczyc to na angielski bede wdzieczny. stawiam Changa!:) luis pisze wersje hiszpanska calkowicie pozbawiona obiektywizmu;)

20 lipca 2009

Bangkok Crazy Crazy!



Szalenstwo. Pierwsze slowo które przychodzi na mysl kiedy wyladuje się w centrum Bangkoku. Ulica Kao San ,na ktorej kreci się caly interes turystyczny , to taka szalona wersja zakopiańskich krupowek. Moza to kupic oprocz standardowych tajlnadzikch pamiątek, rowiez pamiątki z każdego innego kraju.można wyrobic sobie nielegalny dowod, karte ISIC a nawet dyplom ukończenia Oxfordu! Można kupic Male piwo Chang za 100 tajlandzkich Batow a knajpka wyzej sprzedaje dwa duze Changi w cenie jednegoJ za 80. Wreszcie można zjesc kiełbaski, rozne dziwy na patyku no i jest cale stoisko z… insektami. Pierwszy na ruszt poszedł karaluch (wysysa się odwlok), potem świerszcz (odrywa się nozki, ale Aga zjadla wszystko bo nie wiedziała) no a na koniec dwa rodzaje larw.pierwszy jak kiepskie frytki, drugi… był tak ohydny ze cudem nie zwróciłem. To był mój pierwszy i ostatni raz gdy zjadam robaki. Luis za to zjadl cala torebke larw. Ochyda.
To była pierwsza noc, ledwo przylecieliśmy do Bangkoku, znaleźliśmy maly, obskurny hostel w bocznej ulicy za 1,6 euro na glowe i wpadliśmy w wir szaleństwa.
Caly nastepny dzien odczywalismy Jet Lag;) przypadkowo napotkana Pani oswiecila nas, ze jest special Day, obniżki na low sezon, wszystko za darmo, tuk-tuk za 10B, daliśmy się skusic. Czy nas oszukano ciezko powiedziec. Fakt ze musielismy odwiedzic kilka sklepow z graniturami (kierowcy dostaja komisje za zawiezienie tam turystow) ale zwiedziliśmy wieksza czesc bankoku z jego świątyniami i posagami buddy w roznych możliwych pozycjach. Jest budda siedzący, budda lezacy
(największy w tajlandi).budda stojacy, golden budda, lucky budda i pewnie jeszcze ze 100 innych. Niektóre swiatynie buddyjskie (Wat) robia wrazenie, ale poki co trudno się przestawic na tak obca architekture. Kupilismy już bilety na Ko Tao za dwa dni (super okazyjna cena, czyli zrobli nas w konia) , jedziemy tam z moimi znajomymi którzy przyjada do Bangkoku za 2 dni.
Odwiedzilsmy tez największy ponoc na swiecie targ gdzie można było naprwde chyba kupic wszystko. Ja poprestalem na skorzanych japonkach i rzemyku, aga z Luisem kupili osmiornice na patyku J
Noca odwiedziliśmy Patpong czyli dzielnice sex turystyki. Nie mogliśmy odmowic sobie obejrzenia największej tutejszej atrakcji Ping Pong show. Proszę teraz uzyjcie wyobrazni i zastanowcie się co kryje się pod tytulami “spektakli”: smoking, shooting ballons, changing water… ja powstrzymam się od szczegółowego opisu.
Dzisiaj pływaliśmy kanalami, chodziliśmy po Chinatown, gdzie dziwne stworzenia można było wyłowić z akwarium i zjesc, spacerowaliśmy po dzielnicach gdzie nie spotkaliśmy zadnego Faranga (białego) , były tez parki i place gdzie ludzie masowo cwiczylu Tai Chi przed wizerunkiem krola. Ciezko to wszystko ograna. Dzialo się jeszcze duzo wiecej w ciagu tych trzech dni, ale to trzeba przezyc i zobaczyc na wlasne oczy!


Nastepna relacja z rajskiej wyspy.


Next stories in english:)

17 lipca 2009

Genova, ti amo!


Jak na prawdziwego podroznika przystalo, pierwsze co zrobilem to pomylilem... lotniska. bylem pewny ze mam lot z krakowa okazalo sie ze z katowic. dramtyczny wysig z czasem, poscig w wykonaniu mojej mamy niczym z filmu, ale dojezdzamy za pozno o 3 min!check in zamkniety...na szczescie samolot opoznil sie 10min i po drugim telefonie kierownik wizzair zgadza sie mnie wpuscic. ale stres!
potem tylko noc na lotnisku w milanie, pociag i juz jestem w slonecznej Genui! wrocily wszystkie erasusowe wspomnienia! spotykam sie ze starymi znajomymi, wieczorem dojezdza Luis, Aga, Dominiczka sa juz na miejscu. Dwa dni spedzamy na przypalaniu sie (bo opalaniem tego nie mozna nazwac) i imprezowaniu, przedwczoraj na dachu z widokiem na cale wybrzeze, wczoraj u naszej starej wspolokatorki Sherri. Dzis jedziemy juz do Mediolanu i jezeli Airbus nie sprawi problemow jutro rano ladujemy w Bangkoku. tam sie dopiero zacznie!
Nasi facebookowi znajomi chca czytac bloga i prosza zebym pisal po angielsku. Co wy na to? raczej czasu na pisania w dwoch jezykach to chyba nie bedzie:/
Dzieki za komentarze, mam nadzieje ze za te kilka miesiecy nadal ktos cos napisze:)
Pozdrowienia od calej ekipy



14 lipca 2009

Lecimy!

wszystko jak zwykle na ostatnia chwile. za 5h mam wylot z krakowa. Po raz kolejny ruszam na wyprawe zycia:) Tym razem do Azji, tam mnie jeszcze nie bylo. Cala podroz potrwa... rok? co chce zrobic to mozecie przeczytac po prawej stronie;)
najpierw lece do Itali odwiedzic starych znajomych z erasmusa, a potem prosto do Bangkoku, a potem to juz zobaczymy...

To moi kompani podrozy. Aga, Luis i Patryk. ten ostatni dolaczy do nas pod koniec lipca. Mieszkalismy razem w Genui, razem zylismy i razem podrozowalismy choc nie mielismy na to srodkow:) teraz nie bedzie duzej roznicy, tyle ze kilkanascie tysiecy kilometrow dalej od domu

Zawsze przed podroza sie strasznie stresuje i mam taki melancholijny nastroj, wobec tego zbiera mi sie na zwierzenia....
naprwde ciesze sie ze moja rodzina akceptuje moje dziwne pomysly i potrafi sie tez tym cieszyc. bardzo to ulatwia podrozowanie choc z drugiej strony bardziej przez to tez tesknie:) dziekuje Wam kochani:)
ostatnie kilkanascie dni w Polsce bylo dla mnie niezwykle ciezkie, dlatego dziekuje wszystkim ktorzy przyczynili sie do tego ze widze wszystko bardziej pozytywnie i zajeli mi czas ktory pewnie zamrnowalbym na niepotrzebne zamartwienie sie. mysle ze nie musze Was wymieniac z imienia i nazwiska:) poprsotu dzieki:)

Dosc smecenia.
Moze ktos z Was bedzie chcial dolaczyc sie do mnie w trakcie podrozy? moge nawet poszukac tanszych biletow;)
w takim razie. do zobaczenia! za rok lub wczesniej.