17 maja 2010

PLAN ATAKU


Za pomoca linka powyzej bedzie mozna sledzic nasze poczynania.
W wielkim skrocie, poniewaz jutro juz lecimy, a ja jak zwykle na ostatnia chwile to robie napisze nasz plan wyprawy.
jutro 17go, wylatujemy z Talkeetny do basecampu na lodowcu Kantisha. Wchodzimy trasa West Butress a schodzimy druga strona przez lodowiec Muldrow. Cala wyprawa powinna nam zajac nie wiecej niz 3 tygodnie i na tyle wlasnie mamy zapasow jedzenia, aczkolwiek jestesmy gotowi siedziec tam dluzej jak bedzie trzeba:)
Po cichu licze ze wrocimy szybciej. Ponizej 2 zdjecia ilustrujace nasza trase:
west Butress route
muldrow glacier route
Ogolnie zapowiada sie ze bedzie tam zasieg sieci komorkowej. Wszystkie smsy sa na wage zlota! Potrzebne nam wsparcie!:) Moj amerykanski numer:+18086797014, polski ktory tez moze bedzie dzialal +48 660882891
Trzymajcie kciuki!!!
Pozdrawiamy
Beno & Tomek Expedition (oficjalna nazwa naszej wyprawy wpisana do rejestrow;)

p.s. zalegly post z Talkeetny po powrocie.na picassie sa juz zdjecia z Alaski wrzucone na szybko

16 maja 2010

Przystanek Alaska

Wracalismy z pysznego buritto w barze Moose Tooth i przechodzac obok szkoly zobaczylismy ze na trawniku pasie sie sporych rozmiarow... Łoś. Tak, zdecydowanie jestesmy na Alasce. Tutaj jest tak jak kazdy sobie wyobraza. Malo ludzi, przepiekne widoki, gory, rzeki, zielone lasy. Wiecej niedziwiedzi grizzly niz mieszkncow. Łososie plyna w gore rzeki by dokonczyc swoj zywot, przy drogach napisy ile Łosiow zginelo od uderzenia samochodow (my widzielismy ponad 200), wszystkie domy mozna przewiezc przyczepa w zupelnie inne miejsce lub nawet postawic na jeziorze. Prawie kazdy mieszkaniec Alaski ma licencje pilota, a w hangarach nad woda zamiast ladnych łodzi stoja hydroplany. Po prostu wszystko jest tu takie jak ogladalo sie w niezliczonych programach przyrodnicych czy wlasnie w tytulowym serialu "Przystanek Alaska"

Na lotnisku o 5 rano odebral mnie Beno razem z naszym hostem Nickiem. Nick jest muzykiem, potrafi grac na niezliczonej ilosci instrumentow, jest czlonkiem roznych zespolow jazzowych i reagge i jednym z glownych orgnizatorow eventow muzycznych w Anchorage. Mieszkamy w jego nieocieplanych garazu i szok temperatury po 10 miesiacach zycia w cieplym klimacie jest spory, ale lepiej przyzwyczaic sie teraz niz na lodowcu McKinleya:) W Anchorage mamy sporo do zalatwienia: zakupy sprzetu, jedzenia, organizacji calego ekwipunku, rezerwacji samolotu, przestudiowanie przewodnikow, mapy relacji itp. Mimo ze wydaje sie ze do wyprawy przygotowujemy sie od dawna, to wszystkie sprawy logistyczne (najtrudniejsze) musimy zalatwic tutaj. Zakupy sprzetu spowodowaly spustoszenie w naszym portfelu. wieksze niz sie spodziewalismy, ale teraz juz za pozno zeby sie wycofac... wieczorem jedziemy z Nickiem obejrzec jego koncert i jam session ktore organizuje. W fajnej klimatycznej kafejce ludzie po prostu brali jakis instrument i dolaczali sie do zespolu. W pewnym momencie bylo kilkunastu muzykow na scenie i nadal dalo sie tego sluchac:)

Nastepnego dnia przyleciala Lisa, ktora zostala zatrzymana na ponad godzine w customs bo rozmawiala z niemcem ktory przylecial na Alaske zrobic kurs pilota, a to po zamachu na WTC oznacza ze musi byc terrorysta. sprawa bezpieczenstwa naradowoego jest tu traktowana z niezwykla powaga. Pomijajac ten incdent, ludzie na Alasce sa przemili i bardzo goscinni. Czasem sie ma wrazenie ze wszyscy Cie tutaj znaja, kazdy mowi dzien dobry na ulicy, usmiecha sie czy nawet macha zza szyby samochodu. I wydaje sie ze jest to taka naturalna goscinnosc a nie udawana jak w innych czesciach USA czy Australii.
Kupujmy kolejene rzeczy, odwiedzamy znowu te same sklepy, bo czegos tam zapomnielismy, cos tam sie jeszcze przyda i tak codziennie. Stwierdzilismy, ze musimy poszukac samochodu, bo to zdecydowanie najtansza opcja podrozowania tutaj i wogle ulatwienie w zalatwianu wszystkich spraw. a po Makinleyu uzyjemy go przeciez do kontynuowania naszej podrozy na poludnie. Zeby jedak szukac samochodu, musimy najpierw inny wypozyczyc. za 14$ na dzien dostajemy sportowego Hyundaia. Wygladamy w nim troche smiesznie, ale grunt to dobre wrazenie:)
Kiedy ogladalismy pierwszy samochod, czulem sie jak w "ukrytej kamerze". Jakis szemrany sprzedawca samochodow zawozi nas do miejsca gdzie stoi najwiekszy gruchot jaki kiedykolwiek widzialem. cena na poczatku 900$ spadla do 700$ od razu jak gosc go tylko sam zobaczyl:D Co ciekawe samochod odpalil i jechal, tylo co chwila cos wystrzeliwalo z rury wydechowej i jestem pewny ze gosc sie modlil zeby auto nie rozpadlo sie od razu po kilku sekundach. Potem cene spuscil do 500$. Powiedzielismy ze pomyslimy;)
Inne oferty byly juz lepsze. Wielkie jeepy z lat 70', ktore pozeraja niesamowite ilosci benzyny, ale z tylu maja przynajmniej duzo miejsca na spanie i bagaze. Drugiego dnia odnalezlismy nasze cudo. Ford Taurus z 92' roku, jedynye 118 000 mil przebiegu, super sprawny, nawet lusterka elektroniczne dzialaja i stargowalismy sie do 750$. mozliwe ze i wiecej by sie dalo, bo koles sam nam zaproponowal zebysmy rzucili oferte. Tym razem byl to jednak mily pan, ktory chcial sie pozbyc rodzinnego auta. mysle ze mozna mu bylo zaufac. do tej pory (po kilku dniach) Ford jezdzi pieknie.

Korzystajac z dobrych nastrojow wybralismy sie na hiking w pobliskie gory (30min jazdy). Zakladalismy ze wejdziemy na pobliska gore obejrzec widoki, ale szlaki byly fatalnie oznaczone w dodatku snieg zalegal po pas w niektorych momentach, takze przeslimy sie tylko dolina w te i z powrotem. mielismy na sobie tylko buty do biegania wiec zupelnie przemoknieci wrocilismy do samochodu. Na parkingu widniala tabliczka "uwaga na zlodziei, zabrac wszystkie cenne rzeczy z samochodu itd.". Okazalo sie jednak ze Lisa nie zamknela samochodu (ze swoja lustrzanka w srodku) i dodatkowo zostawila kluczyk... w stacyjce :))) na szczescie nikogo nie bylo w okolicy wiec skonczylo sie na smiechu.

Ostatni dzien w Anchorage znow kupujemy brakujace rzeczy, odwiedzamy hurtownie zywnosci gdzie wszystko jest duzo tansze, ale trzeba miec karte czlonkowska, ktora pozyczamy od nieznajomego. Ogolnie oszczedzamy na wszystkim co sie da, a i tak przekraczamy zamierzone wydatki. W dodatku nie moge tutaj wymienic reszty swoich australijskich dolarow co dodatkowo komplikuja nasza sytuacje. Pocieszamy sie faktem ze i tak wszystko odpracujemy w Kandzie. Teraz musimy sie skupic na McKinleyu i nie stresowac za duzo. Niestety nigdy mi to nie wychodzilo przed wyprawa i wszystkim sie bardzo zamartwiam.

Na szczescie w Taalketnie w ktorej juz jestesmy, atmosfera jest bardzo pozytywna, ale o tym w nastepnym poscie...

p.s.zdjecia wkrotce

12 maja 2010

Matsumoto shaved ice

Lody w kolorze teczy. Slynne matsumoto shaved ice mozna sprobowac po polnocnej stronie wyspy Oahu. North shore jest znany glownie z ogromnych fal ktore tworza sie tutaj podczas sezonu zimowego i surferzy z calego swiata zjezdzaja sie zeby sprobowac swoich sil na Waterpipe. sa tez oczywicie niesamowite plaze, a kolor oceanu to rewia wszystkich mozliwych odcieni zielonego i niebieskiego. Dojechac tu mozna publicznym autobusem oficjalnie zwanym The Bus za 2, 25$ po drodze mijajac kilka mniej lub bardziej znanych atrakcji.  Jest np. slynna dolina w ktorej krecono kilkanascie hollywodzkich produkcji w tym Jurassic Park i Godzille. Gory sa przeogromne, wyrastaja wprost z morza i cale obrosniete sa pionowa jungla. Ttulowe "golone lody" to specjal Hawajow. W specjalniej maszynie tworzy sie wielkie sniezne kulki, ktore nastepnie nasaczane sa sokiem w intresujacym nas smaku. Moja teczowa wersja to truskawka, coconut i cytyryna i pomieszane razem daje przekroj prez wszystkie kolory teczy. Do "budki" z lodami ustawia sie cala kolejka, ale niesety sam smak lodow juz nie powala. smakuja jak kiepska, za slodka oranzada.
Dzien wczesniej pojechalem zwiedzic Pearl Harbour. Nie bede przytaczal calej histori bitwy(polecam film Tora!Tora! ew Pearl Harbour;) wazne ze miejsce ma symboliczne znaczenie jako poczatek II wojny swiatowej (dla USA) i jednoczesniej jej koniec. Na USS Missouri, ktory stoi zacumowany w porcie, Japonia podpisala akt kapitulacji. Jest Arizona Memorial, ktory stoi na zatopionym wraku USS Arizona, na ktorym zginelo kilkuset marynarzy, w tym jak wynika z tablicy pamiatkowej kilku z nazwiskiem konczacym sie na -ski. W ramach treningu wbieglem tez na szczyt krateru Diamond Head z ktorego roztacza sie niesamowity widok na cale Honolulu i Waikiki. Niestety podczas zbiegiwania znow zlapaly mnie skurcze, ale juz nie tak silne jak wczesniej.
Oczywiscie bylem jeszcze raz surfowac tym razem z instruktorka w postaci mojej host. Fale byly male, ale znow udalo mi sie troche przeplynac. Na zdjeciach nie widac ze stoje na desce, ale zapewniam ze tak bylo:)
Ogolnie Hawaje to taki chillout w czystej postaci. Jedyne co mnie zdziwilo to ze wiekszosc ludzi tu mieszkajacych i turysci chyba tez, pochodza z Azji. Wyglada na to ze predzej czy pozniej nie bedzie miasta na swiecie bez swojego Chinatown. To jest temat, ktory napewno szerzej opisze w innym poscie. Dowiedzialem sie tutaj wogole sporo ciekawych rzeczy. Ogladalem np. film dokumentalny na temat wlosow murzynek. Co to niby za temat do filmu dokumentalnego pomyslalem. A jak sie okazalo to jest to tak skomplikowane zjawisko ze az trudno uwierzyc. Czy zdajecie sobie sprawe, ze wlosy wiekoszosci murzynek to w rzeczywistosci peruki z wlosy hindusow zebrane podczas rytuwalnch obrzedow i sprzedawane przez chinskie firmy za cene wieksza niz zloto? a kupno takiej peruki to kilka tysiecy dolarow? fascynujace

Jestem pewy ze na Hawaje jeszcze kiedys wroce. chocby po to zeby wystartowac w najslynniejszym Ironmanie w Kona na Big Island:) Tymczasem wlasnie siedze w garazu naszego nowego hosta, kilka tysiecy kilometrow bardziej na polnoc i kilkanascie stopni celsjusza mniej. Pierwszy raz od roku jest mi po prostu zimno... i podoba mi sie to:) Nastepny post, juz  w krotce z Przystanku Alaska.

p.s. zdjec tylko kilka z Hawajow. nie ukrywam ze za duzo nie zwiedzalem, no ale nie po to na Hawaje sie przyjezdza;)

6 maja 2010

Aloha Hawaii!

Slynny Duke Kahanamoku wita mnie z otwartymi ramionami na plazy Waikiki. Juz sama nazwa kojarzyla mi sie z czy egzotycznym , a juz na pewno z surfingiem. No bo ile plazy ma status powszechnie znanej. Jest brazylisjka Copacabana, jest australijska Bondi, jest amerykanska Miami Beach, jest Polska plaza na Helu no i jest Hawajska Waikiki:) Tutaj narodzil sie surfing i wlasnie wspomniany "Duke" rozpowszechnil go na calym swiecie. a bylo to juz ponad 100 lat temu!
No i nie zawiodlem sie. wiecej ludzi na deskach niz opalajacych sie. chyba kazdy mieszkaniec Hawajow potrafi wczesniej surfowac niz jedziciz na rowerze czy nawet chodzic. na lotnisku zastanwialem sie dlaczego wiekszosc ludzi ma zaczerwionone oczy. pomyslalem: "moze narkotyki biora?". oswiecilo mnie jak zobaczylem oczy ludzi dookola na oceanie. wszystkie czerwone od morskiej soli:) Tak wiec pobilem nioficjalny rekord rodziny Kowalskich w surfingu, przeplywajac dobre 200m!:) cieszylem sie jak dziecko

Malo brakowalo i moja przygoda skonczyla by sie jeszcze na lotnisku! Wypelniajac papiery przyjazdowe, jako adres w USA wpisalem ulice mojej host z couchsurfingu. Pani urzednik nie mogla jednak tego pojac jak moge mieszkac u kogos kogo nie znam, wiec probowala sie do mojej host dodzwonic i wyjasnic wszystko ale bez skutku. potem zadawala mnostwo pytan, ale mialem wrazenie ze nie slucha odpowiedzi. skierowala mnie do osobnego pokoju i tam czekalem kolejne 40min na innego urzednika. modlilem sie tylko zeby mnie nie przeszukali i nie znalezli tej calej gotowki ktora mam ze soba, bo nie wiem jakbym sie z tego wytlumaczyl. oficjalnie mam srodki na karcie kredytowej. Po kolejnej sesji pytan zostalem puszczony wolno z ostrzezeniem ze jak nie wyjade z USA za 6 miesiecy to bede poszukiwany:)

Moja host Thea, jest byla surferka, obecnie startuje w zawodach w padlingu (taki oceaniczny splyw tradycyjnymi lodkami hawajskimi) i mieszka na 14 pietrze wierzowca z niesamoitym widokiem. miedzy domami przebija sie Ocean, a z drugiej strony tropikalne gory. Dala mi swoj rower, super kolarzowe, wiec po treningu na rikszy poruszam sie teraz z predkoscia swiatla:) Jutro jade np. do Pearl Harbour i na pobliski wulkan Diamond Head z super widokiem na cale Waikiki.

Ogolnie to zakochalem sie w Hawajach. Jest tu taki wyluzowany klimat jakiego brakowalo mi w Australi. dziewczyny chodza z deskami surfingowymi na glowach, sa pyszne steki za 6 dolarow, stojaki rowerowe sa w ksztalcie... roweru i ludzie jacys tacy mili. Mimo tego ze zdecydowana wiekszosc to azjaci (znowu:/)
Niestety nie skorzystam ze wszystkich tutejszych atrakcji. moj laptop padl i naprawa pochlonela 170$... do pracy wybiore sie chyba wczesniej niz planowalem.
Takze najblizsze 4 dni relaksuje sie tutaj a potem zmiana klimatu i... Welcome to Alaska:)
Pozdrawiam
p.s. do australijskich polaczkow. myslalem ze nie bede tesknil, ale jednak cos mnie serce boli;)
p.s.2 zdjecia wkrotce