tag:blogger.com,1999:blog-5001156172381909322024-03-13T03:01:03.265+01:00Poco Loco magisterkowalskigóry, wspinanie, bieganie, ultramaratony, rajdy przygodowe, podróże, wyprawy, przygoda i wszelka extrema:) Po prostu Poco LocoTomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.comBlogger143125tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-17590281540946864132013-01-16T13:53:00.000+01:002013-01-16T13:53:56.040+01:00Broad Peak 2013<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1LoBValH-SDHfQxK2MqezVBX-hByVJkhy9tdmVqeoYsRXxLK1DIe7Q3yUCxa1ymVY5Jd7TDOrvrBnyKZrav1rKALgRUUk8h5Ec1g34kwJquPHwOq_LEYVKviIw9fIhoCvNeDHRoilqQ/s1600/BP_schemat.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1LoBValH-SDHfQxK2MqezVBX-hByVJkhy9tdmVqeoYsRXxLK1DIe7Q3yUCxa1ymVY5Jd7TDOrvrBnyKZrav1rKALgRUUk8h5Ec1g34kwJquPHwOq_LEYVKviIw9fIhoCvNeDHRoilqQ/s320/BP_schemat.jpg" width="320" /></a></div>
Chciałem napisać coś więcej. o przygotowaniach, o treningu i o wielkich znakach zapytania, ale po prostu nie było kiedy. Czas uciekł przez palce i teraz jestem już w Skardu w samym centrum Karakorum...<br />
Jestem tu i nie mogę w to uwierzyć. Jestem uczestnikiem zimowej wyprawy Polskiego Związku Himalaizmu. To jest coś o czym marzyłem odkąd pamiętam, ale tak naprawdę nigdy nie sądziłem, że może się to spełnić. I teraz jestem tu, jakby nigdy nic żartując sobie przy stole z Krzyśkiem Wielickim, gościem który jest dla mnie bohaterem. Czuje się tak jakbym był jakimś młodym gitarzysta z początkującego zespołu i zagrał razem z Mickiem Jaggerem i rolling stonesami na pełnym stadionie Wemblay. to chyba dobre porównie:)<br />
<br />
Jutro ruszamy w góry. Kolejna, ale naprawdę wyjątkowa wyprawa życia. Trzymajcie kciuki,bo jest okazja napisać kolejny rozdział historii himalaizmu. Ale by było...Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com597Skardu35.29626 75.62662799999998235.1925755 75.465952999999985 35.3999445 75.78730299999998tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-28673031967376780182012-12-16T14:09:00.000+01:002013-01-09T10:16:08.044+01:00400km na lody<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgct9ErrpQLY_hpLxJfRSIdjGF4GWpnWmaQtiDhBb8Q8KOcVGg0X7cz5pbG5RXs7-SgFkbd9w4FFOqh95waLu2OW0o8s3GlK8YC3yNCtldUGRfss-9Wc5VRvj6kXskBLCt8XHLWHmcIBQ/s1600/DSC02041.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgct9ErrpQLY_hpLxJfRSIdjGF4GWpnWmaQtiDhBb8Q8KOcVGg0X7cz5pbG5RXs7-SgFkbd9w4FFOqh95waLu2OW0o8s3GlK8YC3yNCtldUGRfss-9Wc5VRvj6kXskBLCt8XHLWHmcIBQ/s320/DSC02041.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
W ramach treningu do zbliżającej się "wyprawy życia" ruszyłem wraz z Raszem i dwoma Agnieszkami na poszukiwanie lodów nadających się do dziabania. Mieszkając w Poznaniu jest to nie lada wyzwanie, bo w najbliższe góry jest 5h jazdy samochodem, a lodospady tworzą się tylko w kilku miejscach w Karkonoszach i dobre warunki do wspinania w lodzie nie trwają długo. Topo znaleźliśmy tutaj: <a href="http://izerskielodospady.blogspot.com/">http://izerskielodospady.blogspot.com/</a> oraz w GÓRAch nr 200-201 ze stycznia 2011<br />
<br />
Wyjechaliśmy w sobotę w nocy mimo, że prognoza sugerowała odwilż. Licząc na łut szczęścia po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do kamieniołomu w Oldrichovie w Czechach, kilkanaście kilometrów od Świeradowa Zdroju. Padający deszcz i dodatnia temperatura sugerowały, że nie mamy czego szukać. Ostatecznie po ostatnich opadach zachowała się kilku centymetrowa polewa lodowana którą namiętnie eksploatowaliśmy. Efektem było zrobienie dwóch dróg i jednego wariantu w szanowanym powszechnie stylu TR ;) Dla Rafała i Agi było to pierwsze zetknięcie z lodem i dziabkami. Trzeba przyznać, że jak na te warunki radzili sobie znakomicie:)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNRNKoDH9yeu-VLFu3jSrOe03uxcH9gUsl731rve4va3lD0XgfOdBSKdbkC5m8sVSNeYWHVSiWd9ntCKiPgvX-iik6Me5fBFPfXxFEq_2yUzletTWE8A6xC0PmFYtskMxzpuXxw6bY7A/s1600/DSC02066.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNRNKoDH9yeu-VLFu3jSrOe03uxcH9gUsl731rve4va3lD0XgfOdBSKdbkC5m8sVSNeYWHVSiWd9ntCKiPgvX-iik6Me5fBFPfXxFEq_2yUzletTWE8A6xC0PmFYtskMxzpuXxw6bY7A/s320/DSC02066.JPG" width="179" /></a></div>
<br />
Po południu ruszyliśmy na pierwsze w tym sezonie (dla mnie pewnie ostatnie) biegówki w Jakuszycach. Forma ok, ale trzeba się przestawić na nowy rodzaj wysiłku. Spotkaliśmy też Łasucha i Marcina z którymi prawdopodobnie stworzymy nowy dream team rajdów przygodowych, ale to na razie inna historia...;)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD9rLUCgeMjJyUetkyyPy_boWlgyrGNVwf8TDxtfcWPaOr_otN8NP3li7CSIlSh73R0oqIiogpS-MDrCtF346rfmG7CCkaqc3-bGmkZN_XUF21D3NCR8G7ylev7cZfu8d4raepcYkw7A/s1600/DSC02065.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD9rLUCgeMjJyUetkyyPy_boWlgyrGNVwf8TDxtfcWPaOr_otN8NP3li7CSIlSh73R0oqIiogpS-MDrCtF346rfmG7CCkaqc3-bGmkZN_XUF21D3NCR8G7ylev7cZfu8d4raepcYkw7A/s320/DSC02065.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Tyle wrażeń z jednej niedzieli i pomyśleć że 12h spędziliśmy w samochodzie:)Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Powiat Liberec Czechy50.884409139959182 15.03719329833984450.804276139959185 14.875831798339844 50.964542139959178 15.198554798339844tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-45888419523180943702012-10-15T11:34:00.000+02:002012-11-30T11:20:47.352+01:00Lycian Challenge part II<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYadgG73c-T92yifuMasLwK_-9ATTloKFbpjS8C0EP6Kk61r6Hc0s91OaTR9vkDE0s9t4gu5iduZllDj9nboSL_C1UU4OMaBXSIGpkmsJ99ItDHsJPQkTSAow9EvJ7NagKsBbXSRSl1Q/s1600/lycjan+8.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYadgG73c-T92yifuMasLwK_-9ATTloKFbpjS8C0EP6Kk61r6Hc0s91OaTR9vkDE0s9t4gu5iduZllDj9nboSL_C1UU4OMaBXSIGpkmsJ99ItDHsJPQkTSAow9EvJ7NagKsBbXSRSl1Q/s320/lycjan+8.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
...Ruchy robią się wolniejsze. Jest
zimno, cali przemokliśmy do suchej nitki. Jesteśmy przekonani, że
na punkcie czeka nas ognisko i ogrzewanie się do woli. to nas
motywuje do szybszego pedałowania. Niestety. Ognia brak, chociaż
coś się tli, tak jakby dopiero zostało dogaszone. Byli tu Czesi!
Wpadamy w klasyczną telepę. Łasuch wpada na idealny pomysł, żeby
przebrać się w pianki, które tutaj na nas czekają. Wspólnymi
siłami rozpalamy ognisko i zaczynamy dochodzić do siebie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zamulamy konkretnie, ale na mokro
ciężko nam się ruszyć z miejsca. W końcu jakoś się zbieramy na
kolejny trekking z zadaniami specjalnymi w postaci krótkiego
canyoningu „na sucho” i zjazdu w czeluść wzdłuż wyschniętego
wodospadu. Idzie nam wyjątkowo sprawnie napieramy żwawo mimo środka
nocy jednak powoli każdy zaczyna odpływać. Łasuch zaczyna coś
gadać na temat wstawiania drzwi lewych albo prawych oraz tajemnej
recepturze „siedem talerzy”, Aga wszędzie widzi maski a na ziemi
igliwie układa się w postacie z kreskówek. Do tej pory twierdzi,
że nie były to zwidy tylko naprawdę tam były kreskówki. Kuba
idzie na autopilocie, ja mimo początkowego nabuzowania energią
zaczynam odpływać i gdzieś ucieka mi część drogi i tylko mówię
Łasuchowi żeby mnie obudził jak dojdziemy do skrzyżowania.
Ostatecznie do rzeki dochodzimy wyjątkowo sprawnie. Zgodnie
stwierdzamy, że czas na 40minutową drzemkę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wstajemy razem ze słońcem. Z 12km
kajaka , jakieś 5 trzeba go ciągną przez skały, bo poziom wody
nie pozwala na spływ. Stopy Kuby zamieniły się w gąbczastą masę
i większość ciągnięcia przypadło na mnie co dosyć ostro daje
mi w kość. Mimo tego etap jest bardzo urokliwy, a rzeka z kilometra
na kilometr zmienia oblicze. Raz nawet wpadamy w wir przed malutkim
wodospadem. Do kolejnych rowerów docieramy po dobrych kilku
godzinach. Kilka minut suszenia, po stojących rowerach widzimy, że
wszystkie zespoły nadal w grze, więc nie ma się co obijać. Jasne
jest też, że nie mamy szans na zebranie wszystkich punktów.
Zaczyna się strategia i wyliczanie, które punkty zebrać, a które
odpuścić. Wybieramy szybki wariant asfaltem. Tym razem pogoda iście
piekielna. Duszno, gorąca a drogą standardowo pod górę. Jedziemy
już ponad godzinę doliną i coś zaczyna się nie zgadzać. Może
dlatego, że jesteśmy nie w tej dolinie co trzeba... kur....a!
Wracamy te kilkanaście kilometrów na dół i staramy się zapomnieć
to tym fatalnym błędzie. Ciśniemy asfaltem dalej na oślep do
kolejnej doliny. Jedziemy i jedziemy. Zaczyna się jakieś miasto,
którego nie ma na mapie. Coś tu nie gra. Robimy postój na piwo i
kiełbasę z bułką. Lokalsi twierdzą, że jesteśmy w Fethiye, ale
to nie ma sensu bo to 10km nie w te stronę co powinniśmy...
kur...a! Byliśmy w dobrej dolinie, raptem 200 metrów od punktu,
tylko patrzeliśmy za inną. 20 km podjazdu w plecy. Przy tej
pogodzie i tempie daje nam to prawie 4 godziny straty.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD7CxXyQil6X7b0il5-FFsEC0hKoCTWZiugD6dy61-ehPGawLTI84QpReo1QeSYvva-KII7I1mQirFcZiKKRkhAUBKzMtgUSifLdS-36mtXAF-C1cj_2sMFl8qG5teJxuqqraB13sgSQ/s1600/lycjan+foty.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD7CxXyQil6X7b0il5-FFsEC0hKoCTWZiugD6dy61-ehPGawLTI84QpReo1QeSYvva-KII7I1mQirFcZiKKRkhAUBKzMtgUSifLdS-36mtXAF-C1cj_2sMFl8qG5teJxuqqraB13sgSQ/s320/lycjan+foty.JPG" width="212" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Morale siadają
zupełnie. Cała walka na nic. Na szczęście jest Aga, której
motywacja nie zna granic i która w kryzysach znajduje siłę. Zbiera
nas wszystkich do kupy i nadje tempo na rowerze, chociaż wyraźnie
już nam łyda nie zapodaje. Wracamy z powrotem do punktu wyjścia.
Jest punkt. Jest i kolejny. Niestety szczęście nas opuszcza razem z
drogą, która powinna być a jej nie ma. Przedzieramy się z
rowerami na plecach przez stromy kilkuset metrowy grzbiet góry.
Tracimy kolejne godziny. Jest jakaś droga, kierunek się z grubsza
zgadza, jedziemy. Na kolejnym punkcie łapie nas nocka. Zgodnie
stwierdzamy, że próba znalezienia kolejnych punktów może nas
zupełnie zgubić więc tniemy asfaltem naokoło do strefy zmian.
Trzecia nocka atakuje z potrójną siłą. Po wjechaniu w skały
docieramy w końcu do przepaku. Kilkanaście minut za nami francuzi.
Odrobili stratę, zresztą nie ma się czemu dziwić. I tak dobrze,
że nie jesteśmy na końcu stawki. Kładziemy się spać na dywanach
starego meczetu. 30 min zamienia się w 1h 30. Zaspaliśmy i
właściwie cudem orientujemy się, że budzik nie zadzwonił!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1wiRKaKV2F5wOViYsIuwsUWo4hCMHKNR-HUR762CMHKayeyp0wngLHzw9eGiEvIaGpIhVdMWLUhawrANZ0MZMj89Mb-Ap0bpdW5GuQQN2LeV-hn1kSjq9ekoAyl8gkTYM-AaRYnw76w/s1600/lycjan+9.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1wiRKaKV2F5wOViYsIuwsUWo4hCMHKNR-HUR762CMHKayeyp0wngLHzw9eGiEvIaGpIhVdMWLUhawrANZ0MZMj89Mb-Ap0bpdW5GuQQN2LeV-hn1kSjq9ekoAyl8gkTYM-AaRYnw76w/s320/lycjan+9.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nie wiadomo czym zmotywowani ruszamy w
pogoń za francuzami, których dopadamy po kilkunastu minutach
truchtu. Ledwo idą:) Przyspieszamy, żeby ich psychicznie zniszczyć
i już do końca zawodów ich nie spotykamy. Z bólem serca omijamy
nocny Canyoning i lądujemy na imponującym zadaniu linowym. Lina
przewieszona jest 100 metrów nad dnem kanionu, a po drugiej stronie
punkt do zgarnięcia. Zero obsługi i zero gwarancji, że lina wisi
poprawnie. Testujemy na własnej skórze, a palące mięśnie rąk
uświadamiają nam, że przejście na drugą stronę to wcale nie
takie łatwe zadanie. Potem już tylko długi zbieg nad brzeg morza z
nieplanowaną 8 minutową drzemką nad rzeką. Na chwile dołącza do
nas Piotrek i razem docieramy nad brzeg klifu. Wreszcie spotykamy
Czechów. Mają wszystkie punkty, także nie mamy szans ich dogonić.
To jednak trochę inna liga. Teraz czaka nas zjazd na linie prosto do
wody, 1000m pływania z całym ekwipunkiem na wyspę przy której
czekają na nas kajaki morskie - ostatni etap. Kuba nauczony
doświadczeniem z Finladii zaopatrzył się w dmuchany materac,
którym przepłynął morze niczym wakacyjny plażowicz;) Kajaki full
profeska ze sterem dają nam sporo radości. Musimy tylko odpędzać
sleepmonstera wymyślnymi grami słownymi i piosenkami oraz ciągłym
polewaniem się ciepłą morską wodą. Zbieramy dodatkowe 4 punkty w
tym jeden z jaskini morskiej pełnym nietoperzy. Decydujemy się na
szybszy powrót mijając po drodze zacumowane luksusowe jazdy w
prawie każdej z licznych tutaj lagun i urokliwych zatoczek. W końcu
na horyzoncie pojawia się plaża w Gocku gdzie zostawiamy kajaki i
ledwo truchtając przekraczamy linię mety po 75 godzinach i 9
minutach od startu zajmując zaskakująco II miejsce. Okazuje się,
że kolejne zespołu mają 5 punktów mniej niż my, więc nie
potrzebnie się spieszyliśmy...;)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiU0Acq5tixKHrpnHWVIik8c1RZNjpoZPPNmKZIOWpr1LG3DpYTP6RX2_PXkLcV_enm7UGQqM_NAcZPWaastryE8d_2QsFHa43SVd2u9_tLEBrwWTHAMBu2vfLMLMfOoabDjtaj9BFF0g/s1600/lycjan+foty+5.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiU0Acq5tixKHrpnHWVIik8c1RZNjpoZPPNmKZIOWpr1LG3DpYTP6RX2_PXkLcV_enm7UGQqM_NAcZPWaastryE8d_2QsFHa43SVd2u9_tLEBrwWTHAMBu2vfLMLMfOoabDjtaj9BFF0g/s320/lycjan+foty+5.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Prysznic, kebab, odbiór przepaków,
bankiet, piwo, jedzenie,dużo jedzenia, private transport do Antalii
od razu lot i o 7 rano meldujemy się niczym żywe trupy w Poznaniu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Teraz tylko jeść i spać, jeść i
spać, jeść, spać...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dzięki chłopakom za wspólną walkę
i Adze za bezdenne pokłady motywacji. To była jedna z tych przygód
na którą długo czekaliśmy i trzeba przyznać, że „odwaliliśmy
kawał naprawdę dobrej, nikomu nie potrzebnej roboty” ;)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1Göcek, Turcja36.7569444 28.944444436.744222900000004 28.9247034 36.7696659 28.964185399999998tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-58989001136247020842012-10-14T11:28:00.000+02:002012-11-30T11:19:41.024+01:00Lycian Challenge part I<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj91p389mRq0atzsP13Cge6qcX8DvORBxNqBUbGyMtZBpLdJxlXs0wYZ0wcFRmKc4ys5IsrPmsYtRsrtF1HFqeTUAbXnauCmxZbZn9XaHhXBMwjfrvIAK99miM_oGKDE8sYDRaWmCLb3w/s1600/lycjan+foty4.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj91p389mRq0atzsP13Cge6qcX8DvORBxNqBUbGyMtZBpLdJxlXs0wYZ0wcFRmKc4ys5IsrPmsYtRsrtF1HFqeTUAbXnauCmxZbZn9XaHhXBMwjfrvIAK99miM_oGKDE8sYDRaWmCLb3w/s320/lycjan+foty4.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
„Tomek!”. „Spoko”. „Tomek,
tomek!”. „Spoko, spoko”. „Tomek,tomek”, „Spoko,spoko”.
„Tomek”. „...”. JEBS! Zjazd na rowerze. Łasuch krzycząc do
mnie co chwile próbował podtrzymać mnie na jawie. Niestety brak
snu nie da się tak łatwo opanować. W końcu z impetem wjeżdżam w
skały ograniczające drogę (z drugiej strony przepaść) co stawia
mnie chwilowo na nogi. To już trzecia nocka tureckiego rajdu
przygodowego Lycian Challenge. Bardzo przygodowego rajdu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Do Turcji jedziemy przypadkiem w
barwach adidas Terrex Team Poland. Przypadkiem, bo Magda i Krzysiek
Dołęgowscy z powodu „zmęczenia materiału” odpuszczają,
proponując nam start. Decyzja nie była trudna, bo zarówno dla mnie
jak i dla Agi start w zagranicznym rajdzie ekspedycyjnym to
wieloletnie marzenie. Szybki zakup pianki, brakującego sprzętu,
paczka z ubraniami od adidasa, szukanie taniego lotu last minute
(dzięki Justyna) i już siedzimy w samolocie czekając na rozwój
wydarzeń.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bazą tegorocznego rajdu jest Gocek –
mała mieścina leżąca nad brzegiem morza śródziemnego. Po
sezonie cicha i spokojna, tylko zaparkowane luksusowe jachty przy
brzegu świadczą, że nadal jest to turystyczny kurort. Z Aga
dostajemy się tutaj z Antali z trzema przesiadkami autobusowymi.
Chłopaki - Kuba , Łasuch oraz naczelny fotograf, Piotrek Dymus
dolatują nocą do pobliskiego Dalamanu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kolejne 2 dni to zupełny chillout
wliczając w to taplanie się w basenie, zakupy pamiątek, zajadanie
się prawdziwym tureckim kebabem, a w międzyczasie zdawanie sprzętu,
odebranie nadajników SPOT i nie mająca sensu odprawa po
turecko-angielsku, która wprowadziła więcej znaków zapytania niż
odpowiedzi. Ah, no i dostaliśmy mapy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioHIpBDCIT7EPQB_PnqDb8gVhFTBHWr-CLFFqlZXHv11UvUMTqc8UuWSJgmTx1kC23b_sttjSE68gqJo4ktQmX3FWR1a6b8yqDvNB24BVOR1Gv15F3c9OeaMUbGfVN55GnUbv6sAkmgQ/s1600/lycian+foto.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEioHIpBDCIT7EPQB_PnqDb8gVhFTBHWr-CLFFqlZXHv11UvUMTqc8UuWSJgmTx1kC23b_sttjSE68gqJo4ktQmX3FWR1a6b8yqDvNB24BVOR1Gv15F3c9OeaMUbGfVN55GnUbv6sAkmgQ/s320/lycian+foto.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Mapa na Lycian Chellenge to osobna
historia. Ksero, ksera kolorowej mapy topograficznej w skali 1:25000.
Wydawało by się, że super bo dokładna, ale jak mamy 5 arkuszy
metr na dwa wydrukowanym na zwykłym papierze,który rozpada się
przy najmniejszym kontakcie z wodą to już robi się problem. W
dodatku punkty nanosi się na podstawie koordynatów UTM, które
dostaje się 3h przed startem. Potem okazuje się, że jednak
koordynaty różnią się nawet o kilkaset metrów od położenia
punktów, więc na nałożenie właściwych miejsc pozostaje 5 min
przed startem na podstawie mapy wzorcowej. Zaklejenie mapy, pocięcie
jej na odpowiednie kawałki i ochrona przed deszczem czy nawet
kroplami potu to ukryta dyscyplina tego rajdu:)
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W końcu upragniony dzień startu.
Okazuje się, że nasze skrupulatnie przygotowane przepaki nie mają
sensu, bo owszem są dwa przepaki na całej 350km trasie, ale można
mieć tylko dwie torby, które są przenoszone z jednego miejsca na
drugie, więc żadnej taktyki tutaj nie ma. Wszystko co się może
przypadać „na potem” , całe jedzenie i picie ląduje w przepaku
byle to wszystko upchnąć. W praktyce na plecach nosi się większość
dobytku wliczając pianki, sprzęt do zadań linowych, buty na zmianę
i zestaw ciepłych ubrań. Trochę to waży, ale biegać tzw.
„świńskim truchtem” się da;)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Start się z lekka opóźnia przez
panikę wywołaną mapą wzorcową, która umiejscawia punkty nie tam
gdzie koordynaty wskazywały. Ostatecznie 11:20 ruszamy z impetem na
etap pierwszy – city puzzle, czyli zabawowe zbieranie literek po
całym miasteczku. Tempo średnie, ale czuć napięcie w powietrzu.
Łasucha nawet coś siekło w plecach przed dobiegnięciem na jeden z
punktów. Zaczyna się ciekawie...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Po 20min ruszamy na rower. Przed nami
już jedni i drudzy czesi, równo z nami Turcy z tyłu francuzi zaklejają jeszcze mapę i tną na kawałki A4i. Skwar straszny, a
tempo jak to na początku mocne. Od razu ostro w górę. Przy
pierwszym punkcie niebo się chmurzy, zaczyna padać. Mapa się
rozmywa i rozpada mimo mapnika. Łapiemy gumę. Potem drugą. Czesi
mają już 30min przewagi. Odjeżdżają nam francuzi i turcy.
Lądujęmy na końcu. Łapiemy trzecią gumę, którą w błocie i
deszczu już beznamiętnie zmieniamy. Nastroje trochę siadają.
Pierwsze głupie błędy nawigacyjne. Mapa przestaje się zgadzać i
brniemy w jakimś bezsensownym kierunku. Spotykamy na szczęście
inne zespoły i wspólnymi siłami (oni mieli lepiej oklejone mapy)
wychodzimy na dobry wariant. Mijają godziny i kolejne kilometry.
Zapada noc i docieramy to punktu w opuszczonej wiosce. Akurat
trafiamy na Piotrka, który twierdzi, że przed nami byli tylko Czesi
z CZARu. Wydaje nam się to mało możliwe zważywszy na ilość
wtop. Potem okazuje się, że nasze wtopy były wyjątkowo niewielkie
w porównaniu z innymi zespołami. Zbliżając się do poranka
docieramy do końca roweru i po krótkim ogrzaniu się przy ognisku
ruszamy na trekking, który ma nas wprowadzić na 2400m n.p.m. ,
najwyższą górę w okolicy. Jest dosyć chłodno i zestaw długi +
krótki rękaw plus gore-tex działa jedynie przy chyżym poruszaniu
się.
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTjydDNatDgU1e6lGyqzgxcBYt4DAzRMRKm6rMAuPUgiCdeDfl5zNKY900tQMlo5wz6-0J-cicVzII0avkr34VuUB-CWHCxzp-HpWN5qHsXApZT0u7DqwoAA3zZju5PzvrMXQeFWCrnw/s1600/lycjan+foty2.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTjydDNatDgU1e6lGyqzgxcBYt4DAzRMRKm6rMAuPUgiCdeDfl5zNKY900tQMlo5wz6-0J-cicVzII0avkr34VuUB-CWHCxzp-HpWN5qHsXApZT0u7DqwoAA3zZju5PzvrMXQeFWCrnw/s320/lycjan+foty2.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Góry zupełnie dzikie. Trzeba wybierać
drogę przez wyschnięte koryta rzek i kaniony lub liczyć na jakąś
przypadkową ścieżkę wydeptaną przez pasterzy. Przekroczenie gór
„na azymut” to naprawdę przygoda sama w sobie tym bardziej jak
do pokonania jest 30km i nie widać właściwie celu. Wyłania się
dopiero wraz ze wschodem słońca i wydaje się tak bardzo daleko i
wysoko...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Co jakiś czas oglądamy się za
siebie, ale mimo rozległego terenu nie widzimy za sobą żadnych
zespołów. Ze szczytu schodzimy „na szagę” przez kolczaste
zarośla i skały do doliny i pierwszego przepaku na którym czeka
zrobiony przez Agę makaron z kurczakiem oraz wymarzona Coca-cola.
Lekko rozleniwieni ruszamy na dalszą część trekkingu. Ogromny
płaskowyż skalny z pojedyńczymi sosnami i chatkami „na końcu
świata” z uśmiechniętymi turczynkami zapraszającymi na „czaj”.
Super klimat. Staramy się truchtać w dół i po płaskim. Czeka nas
jeszcze przeprawa przez góry z kilkoma niespodziewanymi odcinkami
skalnymi. W Polsce byłoby tu kilkanaście szlaków turystycznych i
„orla perć” , tutaj nie ma kompletnie nic. Nawet najmniejszej
ścieżki. Do doliny schodzimy przez kanion wyschniętej rzeki.
Zaczyna padać. Do kolejnych rowerów docieramy już w kompletnej
zlewie. Czeka nas 15km zjazdu, który w słońcu byłby radosna
zabawą, ale w deszczu i na błotnistym szutrze zamienia się w walkę
o życie i zdrętwiałe stopy. Wjeżdżamy w dolinę, która
kompletnie nas zaskakuje. Wielkie, wapienne ściany ograniczają
wąwóz tworząc jego 300 metrowe pionowe ściany. Takie miejsce
umiejscowiłbym raczej gdzieś w Tajlandi. W dodatku jedna tylko
droga, która po drugiej stronie doliny wije się kilkunastoma
serpentynami do góry niczym norweska Droga Troli. Trzeba tamtędy
podjechać... Zaczyna się burza. Pioruny walą nad nami co kilka
minut. Robi się stresująca atmosfera spotęgowana histerią Agi, że
„zginiemy w jakiejś pieprzonej Turcji”. Zapada drugi zmrok,
nadchodzi SLEEPMONSTER... cdn.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlbB7otNm_yzzKhIKg3pqREPG7LK_om2PZu2POJGuQ4wC00Dn9uLmPU5L55n3CvQ29xxJXnr77J82jy8KIP5UG2TrNhq5_491ShRU5B5GWssSatLgbXBELyfpNvN7OcWmuHPQkq4xCmQ/s1600/lycjan+foty3.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlbB7otNm_yzzKhIKg3pqREPG7LK_om2PZu2POJGuQ4wC00Dn9uLmPU5L55n3CvQ29xxJXnr77J82jy8KIP5UG2TrNhq5_491ShRU5B5GWssSatLgbXBELyfpNvN7OcWmuHPQkq4xCmQ/s320/lycjan+foty3.JPG" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
p.s. Wszystkie fotki made by Piotrek Dymus</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Göcek, Turcja36.7569444 28.944444436.744222900000004 28.9247034 36.7696659 28.964185399999998tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-69536683548269396782012-09-15T11:14:00.000+02:002012-11-30T11:16:01.650+01:00Filar Gervasuttiego<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiikv-WXFItzLYBLQqsy07m9OC7uZgspiGNgYdzU6rA15JNF5WwRuYNCQhUaKmea_Q6emNpC36c57s7F2iCpWVKmlRO0AyAWIhiXO5Q9F3VRWSYSjxjF0X5vQcb5XbwZDsf0RhB7fnzYg/s1600/DSC01703.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiikv-WXFItzLYBLQqsy07m9OC7uZgspiGNgYdzU6rA15JNF5WwRuYNCQhUaKmea_Q6emNpC36c57s7F2iCpWVKmlRO0AyAWIhiXO5Q9F3VRWSYSjxjF0X5vQcb5XbwZDsf0RhB7fnzYg/s320/DSC01703.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Są takie momenty, że wszystko wydaje
się być przeciwne do podjętej wcześniej decyzji. Pogada się
psuje. Dzień krótki. Tempo słabe. Do tego Damianowi spadł kask.
Urobiliśmy już 8 wyciągów, jesteśmy przygotowani na biwak, ale
czuje jednak, że nie powinniśmy się dalej pchać. Wycof. Nie
zdarza mi się często, ale nie można lekceważyć „intuicji”.
Cokolwiek to znaczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-YoAKneVJ1Pw/ULiCOA7UVNI/AAAAAAAAHKo/KKV6_CXkLdo/s1600/DSC01672.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="http://4.bp.blogspot.com/-YoAKneVJ1Pw/ULiCOA7UVNI/AAAAAAAAHKo/KKV6_CXkLdo/s320/DSC01672.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tym razem wyjazd w Alpy miał być
szybki. Jeden cel -wielki klasyk masywu Mont Blanc - filar
Gervasutiego. Nieśmiertelną Toyotą ruszyłem z Poznania zbierając
chłopaków z Wrocka - Damiana z którym byłem na Cassinie oraz Kubę
który akurat szukał transportu do „szamoniowa” ) .Po jeździe
bez przerwy lądujemy w środku nocy na parkingu w Chamonix.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kolejny dzień ogarniamy brakujące
zakupy jedzeniowe, szwędamy się po mieście jak po krupówkach
gapiąc się w witryny i zaglądamy do biura przewodników dowiedzieć
się coś o warunkach w górach. Nie wygląda dobrze. Ponoć bardzo
zimno jak na wrzesień i dużo śniegu. Zważywszy, że liczyliśmy
na słoneczne wspinanie w czerwonym granicie to trochę nas to
zmartwiło. Pod wieczór bierzemy ostatnią kolejkę na Auguille du
Midi i przy zapadających ciemnościach rozbijamy namiot na lodowcu
poniżej schroniska Cosmique. Akurat helikopter ratuje jakiegoś
zabłąkanego wspinacza, który źle skończył drogę Rebufatta na
południowej ścianie Midi. Jutro chcemy sami ją sprawdzić.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-5iHxwozPHtY/ULiCZbgYdlI/AAAAAAAAHMo/MeOeHK_q3g8/s1600/DSC01713.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-5iHxwozPHtY/ULiCZbgYdlI/AAAAAAAAHMo/MeOeHK_q3g8/s320/DSC01713.JPG" width="180" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Noc zaskakująco bez żadnych
problemów, mimo że z reguły po tak szybkiej wizycie na tej
wysokości, głowa pęka mi z bólu. Idziemy na rekonesans pod ścianę
południowo-wschodnią Mont Blanc du Tacul. Główna ścieżka w
dolinie nawet wydeptana, ale podejście pod sam filar musimy torować.
Ściana robi wrażenie, ale okazuje się, że wcale nie jest zawalona
śniegiem. Wręcz przeciwnie. Budzi to nasze nadzieje. Wielką
szczelinę omijamy prawą stroną w przeciwieństwie do schematu
Biszona, który zeskanowaliśmy sobie z „GÓR”. Wejście w drogę
jest dużo niżej niż wszystkie stare schematy Pioli i inne opisy
które znalazłem. Wyraźnie widać po szarych skałach, że lodowiec
obniżył się o dobre 60-80 metrów! Początek drogi wygląda hardo,
ale wydaje się, że można obejść go kawałek po lewej kuluarem ,a
potem półkami do pierwszego stanowiska. Wracamy około 14 do
namiotu i szybko próbujemy wbić się na wspomnianego Rebufatta.
Droga wygląda pięknie. Start również kilka metrów niżej niż
wskazują topo. Po godzinie walki Damian wycofuje się nie mogąc
znaleźć dojścia do pierwszego stanu... potem okazuje się, że
mała półka i rysa była niewidoczna zaraz za przełamaniem ściany.
Szkoda.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wieczorem dochodzi Kuba z partnerem i
namawiamy ich na wspólny wspin na Gervasuttim.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-kvs6gbZ23Jg/ULiCgVwmZXI/AAAAAAAAHNs/Z3iKUL8wmv8/s1600/IMG_0047.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://4.bp.blogspot.com/-kvs6gbZ23Jg/ULiCgVwmZXI/AAAAAAAAHNs/Z3iKUL8wmv8/s320/IMG_0047.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Czasem mam takie uczucie, że nie
powinienem czegoś robić mimo że właściwie nie ma ku temu
przesłanek. Rzadko mi się to zdarza, ale jednak ciężko pozbyć
się tego uczucia. Obudziliśmy się chyba o 5 rano i od samego
początku towarzyszyło mi to uczucie. Póki nie ma powodów
postanowiłem się nie przejmować i wbić w ścianę mimo to.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jest bardzo zimno, chociaż słońce
wyszło już zza horyzontu. Zaczynamy trochę za późno tym bardziej
jak na wrzesień. Obchodzimy dolne trudności naszym wariantem.
Pierwsze 3 wyciągi bierze Damian, kolejne ja i tak na zmianę. Z
ciężkim plecakiem na drugiego wspina mi się fatalnie. Czwórkowe
trudności wymagają większego skupienia niż zwykle. Chłopaki
zawracają po pierwszym wyciągu. Trzeci wyciąg zaczyna się krótkim
trawersem do płytkiego komino-zacięcia. Damian bierze blok, a ja na
drugiego również nie daje rady przejść tego miejsca w ciągu.
Kurde co jest? Raptem V, może V+ a tu takie jaja. Potem łatwiej,
idziemy częściowo filarem mijając płaty śniegu, aż do
ewidentnego zacięcia idącego po lewej stronie filara. Na jednym ze
stanowisk Damian próbuje zdjąć buffa i spada mu kask, lekko
zsuwając się z półki leci do podstawy ściany. To jest chyba ten
ewidentny znak do odwrotu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wspinamy się jeszcze dwa wyciągi do
przewinięcia na drugą, ciemniejszą stronę filara. Nie wygląda
nawet źle, ale godzina na zegarku ostudza nasz zapał. Czasem trzeba
dać za wygraną, szczególnie jak „wszystkie znaki na niebie i
ziemi” już wyraźnie wskazują w którą stroną trzeba iść.
Wycof.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-CNbGzO_MsKM/ULiGDEiM5yI/AAAAAAAAHPY/zadrRIpe8cQ/s1600/filar+gervasuttiego.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-CNbGzO_MsKM/ULiGDEiM5yI/AAAAAAAAHPY/zadrRIpe8cQ/s320/filar+gervasuttiego.jpg" width="180" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">dolna część drogi. zaznaczone pierwsze 3 stanowiska</td></tr>
</tbody></table>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Szybkimi zjazdami docieramy do podstawy
ściany. Kask Damiana, który leży wprost pod naszymi nogami chyba
tylko czekał na znalezienie. Zawsze szuka się jakiegoś
potwierdzenia decyzji i czasem nawet takie absurdalne rzeczy jak
leżący na ziemi kask jest dla mnie tym potwierdzeniem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nie dowiem się już czy był sens się
wspinać dalej czy nie, ale wiem, że na Gervasuttiego trzeba wrócić.
I trzeba go zrobić w jeden długi letni dzień.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kolejnego dnia schodzimy i od razu
ruszamy w podróż powrotną do Poznania. Chciałoby się napisać -
wyjazd nieudany. Ciężko znaleźć pozytywy, ale już nie jeden
mądry powiedział, że uczymy się na własnych błędach.
Ostatecznie zdobyliśmy cenne doświadczenie, nic nam się nie stało
i jednak lepiej spędzić weekend marznąć pod namiotem w Alpach niż
z piwem w ręku i dziewczyną u boku. Czyż nie? ;)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-UdwRVbGaVwc/ULiCjDctr-I/AAAAAAAAHOo/hT06e34rshk/s1600/IMG_0049.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://3.bp.blogspot.com/-UdwRVbGaVwc/ULiCjDctr-I/AAAAAAAAHOo/hT06e34rshk/s320/IMG_0049.JPG" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com2Mont Blanc du Tacul, 74400 Chamonix-Mont-Blanc, Francja45.85567 6.8871745.844611 6.8674290000000004 45.866729000000007 6.906911tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-61994581829949413882012-09-09T16:56:00.000+02:002012-11-30T11:17:19.729+01:007 dolin...<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_GDYy7mKnB2EBsA-suIsioqL6X7V_OTeEDYKMUYOBRVr03Ud_382X1AIG5Qwtx_BemiHx6623AsaAZmybG3GtP-r8BmTMc0KEm8Cx3Su8nvYvCI3NaLGZghmuBPh68hNIPb7Ja2Ajzw/s1600/578470_10151136713153984_1720806715_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_GDYy7mKnB2EBsA-suIsioqL6X7V_OTeEDYKMUYOBRVr03Ud_382X1AIG5Qwtx_BemiHx6623AsaAZmybG3GtP-r8BmTMc0KEm8Cx3Su8nvYvCI3NaLGZghmuBPh68hNIPb7Ja2Ajzw/s320/578470_10151136713153984_1720806715_n.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot.Monika Strojny</td></tr>
</tbody></table>
100km. Taka ładna okrągła liczba. Zawsze kojarzyła mi się z wyzwaniem. Przejść 100km to jest coś. Przejść to non-stop to naprawdę trzeba samozaparcia. Przebiec 100km to już dla twardzieli. Ale ścigać się na 100km to nie mieści się w ramach sensu. Chciałbym napisać, że jestem w tej ostatniej kategori, ale to jeszcze nie mój czas...<br />
<br />
<br />
Kilka lat temu ukończyłem słynny rajd pieszy na orientację na 100km Harpagan. Startuje w nim rok rocznie,a właściwie dwa razy w roku, prawie 1000 osób. Wówczas zakończyłem go w 17h zajmując 7 miejsce i pamiętam, że byłem z tego wyniku bardzo dumny. Lata mijają, ludzie trenują więcej,a miedzy nimi niejaki Maciek Więcek czy Michał Jędroszkowiak, którzy setki na orientację biegali co miesiąc często poniżej 12 h. W końcu ewolucja biegaczy w Polsce doprowadziła do ultramaratonów górskich na 100km. Od razu na czoło wysunął się Ultramaraton 7 dolin gdzie w szranki stają obecnie najlepsi ultrasi w Polsce i nie tylko. Nie jest to przypadek, bo do zgarnięcia za pierwsze miejsce jest 15 tysięcy polskich nowych złotych!<br />
Pierwszy U7D przyciągnął zaledwie kilkunastu zapaleńców. Rok później pojawia się już kilkuset i bieg wygrywa fenomenalny Jan Wydra, a wspomniany Michał Jędroszkowiak jest czwarty co wielu udowodnia że nie trzeba być maratończykiem czy profesjonalnie trenować, żeby liczyć się w walce o podium.<br />
<a href="http://magisterkowalski.blogspot.com/2011/10/fot.html">Rok temu wystartwała również Aga</a> , która podobnie jak inne dziewczyny zupełnie się załatwiła.<br />
W tym roku miało być wyjątkowo. Dużo więcej uczestników, wyższa stawka za wygraną i cała śmietanka ultrasów na starcie. Wszystkich gnębiło jedno pytanie "Czy Wydra wygra?" :)<br />
<br />
Przebiegłem już 100km <a href="http://magisterkowalski.blogspot.com/2010/08/gdzie-jest-waldo-100km.html">kiedyś w USA</a> więc wiedziałem, że dystans to nie problem. Chodzi jak zawsze o czas. Założyłem, że złamanie 12h jest w moim zasięgu. Fakt, że nie trenowałem za wiele ostatnio (zresztą rzadko kiedy udaje mi się regularnie trenować) i taki czas może się wydawać trochę wyśrubowany. Ostatecznie założyłem standardową taktykę "pożyjemy, zobaczymy", albo raczej "pobiegniemy, zobaczymy"<br />
W tym roku na starcie było sporo znajomych w tym liczna poznańska ekipa. Aga liczyła nawet po cichu, że załapie się na jedno z premiowanych miejsc.<br />
<br />
Czas do startu minął szybko i ruszyliśmy z kopyta jeszcze w nocy zaczynając całą zabawę w centrum Krynicy. Starałem się zacząć nie za szybko, chociaż zawsze mam ochotę gonić czołówkę z którą na moim poziomie na razie nie ma sensu się porównywać. Pierwszy podbieg i już stawka się mocno przerzedza. Mijam Michała Jędroszkowiaka, który o kijkach i ponoć z kontuzją podchodzi do góry. Potem zastanawiałem się po co startować z kontuzją, ale niektórzy chyba potrzebują takiej dawki energii jaką dostaje się tylko na zawodach niezależnie od stanu fizycznego. Zauważam, że ewidentnie na zbiegach mijam większość biegaczy i idzie mi to bardzo sprawnie, natomiast na podbiegach/podejściach jestem zupełnie bezradny. Potwierdza to moje doświadczenie z czerwcowego Biegu Marduły i tej zimy zamierzam mocno popracować nad poprawą siły biegowej. Z każdą godziną człowiek staje się co raz bardziej osamotniony na trasie. Tempo mam dobre i wydaje się, że jestem w stanie na te 12h skończyć. Niestety po 66 kilometrze zdecydowanie tracę moc. Dochodzi mnie i wyprzedza pierwsza kobieta, potem druga. Na podejściach brakuje mi mocy i tylko nadrabiam zbiegami. Jeden z biegaczy mija mnie chyżym truchtem na jednym ze stromszych podbiegów. Jestem zaskoczony. Potem okazuje się, że owszem jest w stanie biec pod spore stromizny nawet na 80km, ale w dół musi praktycznie schodzić, bo skurcze nie pozwalają na nic innego.<br />
Ostatecznie jakoś dochodzę do ostatniej stacji i motywuje się do biegu tak, że na kilka kilometrów przed metą udaje mi się wyprzedzić 4-5 zawodników. Ostatecznie po 12h 32min dobiegam na metę łapiąc się na 5 miejsce w swojej kategorii wiekowej i dodatkowo zgarniając 200zł, moje pierwsze pieniądze w biegowej karierze:) Aga wpada niecałe 2h później jako piąta kobieta w ogóle, zarabiając bagatela 2000zł :)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgV2L2Tb7egwAEkdRbBrvAncCmEZyzhPjeLwFkDh8rvxSpr0Y7qhGIuXoYPY0fkQqlNAAfKawWXhg4l9k3rj2BdkwzZ6hJ7fBzQ11NwwF9xpwTebrMGnNrYncn4V38JFapQHT8ip2kuAQ/s1600/408244_10151135241323984_1597109716_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgV2L2Tb7egwAEkdRbBrvAncCmEZyzhPjeLwFkDh8rvxSpr0Y7qhGIuXoYPY0fkQqlNAAfKawWXhg4l9k3rj2BdkwzZ6hJ7fBzQ11NwwF9xpwTebrMGnNrYncn4V38JFapQHT8ip2kuAQ/s320/408244_10151135241323984_1597109716_n.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Zawody wygrywa doświadczony ultras Nemeth Csaba, przed "nową nadzieją polaków" Marcinem Świercem i zeszłorocznym zwycięzcą Janem Wydrą. Największym zaskoczeniem jest chyba 4 miejsce naszego znajomego Kuby Wolskiego, który nie dość, że pokonał wielu znanych ultrasów to do tego złamał 10h. Próbując wytłumaczyć ten fenomen doszedłem do wniosku, że w ultramaratonach naprawdę liczy się motywacja i psycha, a ciało musi się jedynie przekonać, że da radę pobiec szybciej;) I mam nadzieje, że swoje ciało też wkrótce do tego przekonam:)</div>
<br />
<br />Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Krynica-Zdrój, Polska49.4215158 20.959420849.3802003 20.8804568 49.462831300000005 21.0383848tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-13548583931428474602012-08-26T19:31:00.000+02:002012-11-30T11:18:00.890+01:00Dotknięcie Górskiego Wyzwania<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr9nFbqAvmEJNEs9ipEIuZjt4RLL7z2A14EJGyK0D2Y2y7zygHIgTb-VPrjRbrS53XxEFQEXV2WvJid-e-jiFgyCZD_7vuzSa2g2ed8HFE0ivwfdtuhvGA2gLxPBobY6YU7xY874i2pw/s1600/DSC_8678.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="199" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgr9nFbqAvmEJNEs9ipEIuZjt4RLL7z2A14EJGyK0D2Y2y7zygHIgTb-VPrjRbrS53XxEFQEXV2WvJid-e-jiFgyCZD_7vuzSa2g2ed8HFE0ivwfdtuhvGA2gLxPBobY6YU7xY874i2pw/s320/DSC_8678.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"Pieskiem przez Dunajec"</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Podejście nie chce się skończyć. To chyba jakieś Deja Vu. Zadziwiająco wiele razy zdarza mi się, że podchodzę gdzieś ( z rowerem lub bez) i nie widać temu końca. Tym razem jesteśmy w Pieninach na Mountain Touch Challenge - "rajdzie dla amatorów", który nas miejscami nieźle zmasakrował.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Chętnie startujemy w rajdach przygodowych. Wiadomo to nie od dziś. Do tego jeżeli odbywają się w pięknej górskiej scenerii z ciekawymi etapami to nie może nas tam zabraknąć. Tak właśnie było z rajdem organizowanym przez Kubę Wolskiego, który to miał być "dla wszystkich". Super trasa przez całe Pieniny wliczając w to kajakowy spływ Dunajcem. Fajne zadania specjalne i spore przewyższenie. Postanowiliśmy wystartować jako dwie dwójki Poco Loco Adventure Team. Ja z Aga oraz Piotrek Kłosowicz z Marcinem Jarzębowskim.</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEmA9YMB724QYu7OdnXo3NTXW13ybC9RehIi8whQ2eGH0DErOTMr5oONALwZea9Qd9PGBpV5pmORtC6xdoRfqwgZV6Chy6Zr3JltbRH0sZcJGTGfZtjTikifAzCUMGJQW6bYU_gbZqWQ/s1600/DSC_8827.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="199" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEmA9YMB724QYu7OdnXo3NTXW13ybC9RehIi8whQ2eGH0DErOTMr5oONALwZea9Qd9PGBpV5pmORtC6xdoRfqwgZV6Chy6Zr3JltbRH0sZcJGTGfZtjTikifAzCUMGJQW6bYU_gbZqWQ/s320/DSC_8827.jpg" width="320" /></a></div>
<div>
Co tu dużo pisać. Cisnęliśmy ostro w czołówce na etapach pieszych i kajaku. Dopadło nas słońce i tak zamuliło, że na rowery wyszliśmy jak Zombie. Tylko Piotrek się tym nie przejął. My tym czasem walczyliśmy z nasilającymi się kryzysami i nawet super długi zjazd z Obidzy do Piwnicznej nie postawił nas na nogi. Do tego do podejście na Przehybe...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ledwo 100km, a zajęło nam to chyba 14h. Ostatecznie zajęliśmy 4 i 5 miejsce ogólnie , ja z Agą wygrywając kategorie MIX. Po raz pierwszy chyba otrzymaliśmy taki aplauz na podium dzięki zgromadzonej publiczności - chyba wszystkich mieszkańców Szczawnicy. Po nas grał jakiś zespół Country, stąd ta frekwencja...<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCn9eDudUk_ZKr9jjnRGa88FoY9KkoXfF2IIbmOAKYjpMVrHk5POB08MzL7Lf7TayUle8fyS2l3uyMkydmKXPWUTzAPfBgA6II0F3s_crfef0tfDPX73uyiJhk4Yh9puYo5MR4I53P9g/s1600/pocoloco3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCn9eDudUk_ZKr9jjnRGa88FoY9KkoXfF2IIbmOAKYjpMVrHk5POB08MzL7Lf7TayUle8fyS2l3uyMkydmKXPWUTzAPfBgA6II0F3s_crfef0tfDPX73uyiJhk4Yh9puYo5MR4I53P9g/s320/pocoloco3.jpg" width="212" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
p.s. foty organizator</div>
<br /></div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Szczawnica, Polska49.4230451 20.482952849.3404181 20.3250243 49.505672100000005 20.6408813tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-85940300529813541282012-08-01T01:04:00.000+02:002012-09-28T01:06:30.042+02:00Porachunki z Piz Bernina<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6ddAawyVmi8rGuiBYQIWb8ZbAVuMAFMyRACLIMUxZ8PGzQWCvvSIzkp4mhQocRorektUpA92WjxayX3K79DcyBBYWMJXVYky0CzUy_kolNefwEbhVFt7UHkAq047F5os0YdvyFrDciQ/s1600/biancograt.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6ddAawyVmi8rGuiBYQIWb8ZbAVuMAFMyRACLIMUxZ8PGzQWCvvSIzkp4mhQocRorektUpA92WjxayX3K79DcyBBYWMJXVYky0CzUy_kolNefwEbhVFt7UHkAq047F5os0YdvyFrDciQ/s320/biancograt.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(fot. ze strony chmoser.ch, widac wyraznie piekna gran Biancograt)</td></tr>
</tbody></table>
Było to kilka lat temu. Ten sam samochód ta sama góra tylko skład inny. Razem z Jagną i Szczurem poszliśmy na Piz Bernina od strony włoskiej. Pierwszy raz na lodowcu nie mając pojęcia o tym jak się po nim poruszać. Udało nam się w bólach dojść do schroniska Marco e Rosa i bezpiecznie wrócić. Był to chyba pierwszy mój górski "wycof". Od razu wiedziałem, że kiedyś wrócę wyrównać porachunki. i wróciłem.<br />
<br />
Tym razem już ze zdecydowanie większym "bagażem doświadczeń" atakujemy Piz Berninie przepiękną granią Biancograt. Łatwa mikstowa wspinaczka za III+ i wspaniała śnieżna grań tzw. "must do" dla każdego fana alpejskich czterotysięczników. Nastawiamy się na szybką akcję. Po południu podchodnimy to Tschierva Hut gdzie po raz pierwszy nocuję w alpejskim schronisku, które wygląda raczej na wystilizowany, boutiqowy hotel niż typowy schron. Wstajemy tradycyjnie w nocy i na podejściu wyprzedzamy ile osób się da, żeby na grani być już z przodu stawki. Podejście w miarę ewidentne po piargach, potem kawałek lodowca i fajną via-ferratą na przełęcz. Tutaj już konkretny wspin w czasem kruchej skale przy promieniach wschodzącego słońca. Idziemy sprawnie i wyprzedzamy kolejne zespoły. Główną, śnieżną częścią grani biegnie wąska, eksponowana ścieżka wydeptana przez tłumy atakujących codziennie alpinistów. Ostatni odcinek to znowu skalny wspin z jednym, dwoma zjazdami z całkiem konkretną ekspozycją. Wspinamy się sprawie i praktycznie całą grań przechodzimy na lotnej asekuracji ścigając się z dwójką nadgorliwych włochów. Na piku Piz Bernina meldujemy się o ??? godzinie. Pogoda wspaniała, widoki po sam horyzont.<br />
<br />
Schodzimy na drugą stronę koło schronu Marco e Rosa, gdzie kilka lat temu doszedłem, i dalej lodowcem oraz zaskakująco wspinaczkową granią w kierunku stacji kolejki Diavolezza. Zejście dłuży nam się straszliwie. W dodatku trzeba robić kilka zjazdów i w dolnej części ścieżka jest nieewidentna, a ostatni odcinek po lodowcu musimy sporo kluczyć między szczelinami. Energia spadła drastycznie, a ostatnie podejście pod Diavolezze nie chce się skończyć. Potem zostawiam chłopaków i zbiegam do drogi żeby złapać kolejkę powrotną do Potresiny i wrócić po nich samochodem. Kolejka ucieka mi o kilka minut, ale udaje mi się złapać stopa z parą Niemców, którzy robili tę samą trasę co my.<br />
<br />
a potem już długa droga do domu i snujemy plany na kolejny alpejski wspin...Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Masyw Bernina, 7504 Pontresina, Szwajcaria46.3823403 9.908097646.371386300000005 9.8883566 46.3932943 9.9278386tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-85060663431864711032012-07-30T12:31:00.000+02:002012-09-28T01:06:07.294+02:00Korek na Cassinie<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-s280C7SSAfc/UGQowgskGuI/AAAAAAAAHEI/OauNtiCFrcs/s1600/DSC01463.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="http://2.bp.blogspot.com/-s280C7SSAfc/UGQowgskGuI/AAAAAAAAHEI/OauNtiCFrcs/s320/DSC01463.JPG" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://picasaweb.google.com/111882736185576350092/PizBadile#">PHOTOS FROM PIZ BADILE</a></div>
<br />
<div style="text-align: left;">
Chaos. Pięć podwójnych lin plącze się ze sobą jak zwój kabli telefonicznych łączacych zbyt duża ilość</div>
<div style="text-align: left;">
nadawców z odbiorcami. Piec osób prowadzi jeden i ten sam wyciąg. Łatwy, najwyżej czwórkowy,</div>
<div style="text-align: left;">
ale strach pomyśleć co by się stało gdyby jeden z prowadzących się poślizgnąl i poleciał. Nie tak</div>
<div style="text-align: left;">
wyobrażałem sobie zmierzenie się z jednym z największych klasyków Alp, Droga Cassina na Piz</div>
<div style="text-align: left;">
Badile.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po raz koljny Yariska okazała się samochodem doskonałym, który zawiozl mnie, Damiana i Wojtka do</div>
<div style="text-align: left;">
Szwajacari. Chłopaków poznałem na tegorocznym obozie KW Katowice i okazało się,że nasze cele</div>
<div style="text-align: left;">
sa zbieżne więc w w trójkowym zespole postanowiliśmy zaatakować klasyk klasyków. Przyznam, że nie</div>
<div style="text-align: left;">
przygotowałem się zbytnio do tego wyjazdu z powodu permanentnego braku czasu, na szczęcie Wojtek</div>
<div style="text-align: left;">
wziął skserowane przewodniki i schematy i nadrobiłem zaległości w aucie. Samochodem można dojechać</div>
<div style="text-align: left;">
aż do doliny Bondasca (platna 10euro) drogą skąd po przekrocznieu rzeki ,ostrymi zakosami dociera</div>
<div style="text-align: left;">
się do schornika w niecale 2 godziny. Niestey już na parkingu łapie nas ulewa, która przerwami</div>
<div style="text-align: left;">
pozwala nam na dotarcie do schronu. Namiot rozbijamy niecałą godzinę powyżej już w drodze</div>
<div style="text-align: left;">
pod połnocny filar Piz Badile. W sloneczną pogodę to sielankowa okolica z zielona trawką i wielkimi</div>
<div style="text-align: left;">
granitowymi kamolami. Teraz leje się rzeka wody z każdego wzniesienia, a pola traw na których</div>
<div style="text-align: left;">
rozbuć można namiot przypominają bajoro. Znajdujemy w końcu odpowiednią platformę i zupełnie</div>
<div style="text-align: left;">
przemoczeni zwalamy się w trójkę do dwuosobowego namiotu. O komforcie raczej tu mowic nie</div>
<div style="text-align: left;">
można. Szczęśliwe prognoza na kolejne dni wspomina o słońcu więc zgodnie przekładamy plan wspinu</div>
<div style="text-align: left;">
na Casssina za dwa dni wykorzytujac pierwszy na osuszenie sciany i naszych ubrań oraz zapoznaniu</div>
<div style="text-align: left;">
soie z tutejszym granitem na innym klasyku - Nordkante</div>
<div style="text-align: left;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/--LC3gIXxQB4/UGQo3cESvqI/AAAAAAAAHE4/gP_QMoMDGx8/s1600/DSC01481.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="http://4.bp.blogspot.com/--LC3gIXxQB4/UGQo3cESvqI/AAAAAAAAHE4/gP_QMoMDGx8/s320/DSC01481.JPG" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<b>Nordkante</b></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
To długa, latwa droga biegnąca filarem z kilkoma trudniejszymi miejscami. Droga tlumnie</div>
<div style="text-align: left;">
odwiedzana przez fanów wspinaczki oraz przez przewodników z „klientami”. Nordkante jest też</div>
<div style="text-align: left;">
często wykorzystywana jako droga zjazdów/zejścia z innych dróg na Piz Badile. Granit jest wspaniały,</div>
<div style="text-align: left;">
tarcie doskonały, pogoda i widoki niesamowite. Cała dolina zamknięta jest skalnym bstionem z</div>
<div style="text-align: left;">
dominującymi Piz Cenaglo i naszym Piz Badile. Wyraźnie odróżnia się od innych okolicznych, mniej strzelistych dolin. Ktoś kto zobaczył te widoki po raz pierwszy musiał być ogromnym szczęściarzem. Zmieniamy się na prowadzeniu co kilka wyciągów. Mimo ewidentnej formacji, można się w kilku miejscach zapchać co oczywiście robimy wychodząc zamiast fajnym, piątkowym i obitym trawersem na grań, krucha</div>
<div style="text-align: left;">
przewieszka kawałek powyżej. Daliśmy sobie czas do 14 i mimo późnego wyjścia doszliśmu do 2/3</div>
<div style="text-align: left;">
drogi co stwierdzilśmy jest dobrym wynikiem jak na trzysosobowy, wspinający się po raz pierwszy</div>
<div style="text-align: left;">
zespół. Zjazdy przedłużają się jednak niemiłosiernie i do namiotu docieramy wieczorem z niepokojem</div>
<div style="text-align: left;">
zauważając, że dookoła rozbiło się kilkanaście innych ekip, które niechybnie zmierzają również na</div>
<div style="text-align: left;">
Casssina. Zaczyna się wyścig. Kto wyjdzie wcześniej, ten pierwszy na ścianie.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Wstajemy o 3:00<br />
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<b>Cassin</b></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Gdzieś powyżej nas widać już czołówki. Ruszamy szybko do góry kamiennym terenem, który spiętrza się</div>
<div style="text-align: left;">
przed przełęczą i trzeba kawałek się podwspinać . Znamy drogę z wczoraj więc udaje nam się już na</div>
<div style="text-align: left;">
podejściu wyprzedzić jeden brytyjski zespół. Na przełęczy widać przed nami daw zespołu już</div>
<div style="text-align: left;">
zmierzjace na trawers dojściowy do Cassina. Zakładamy szpej, bierzemy linę,ale już w międzyczasie</div>
<div style="text-align: left;">
dwa inne oszpejone zespoły zeszły na dół. W zejściu z przełęczy można zjechać lub zejść trójkowym</div>
<div style="text-align: left;">
terenem, co w nocy wydaje nam się słabym pomysłem. Zanim zjechaliśmy kolejny zespół nas mija.</div>
<div style="text-align: left;">
Tawers, czasem zalodzony puszcza bez problemów,ale już robi się pierwszuy zator na kominach</div>
<div style="text-align: left;">
dojściowych przed pierwszm wyciągiem. Jedna szybka dwójka, facet z babka, omija go na żywca</div>
<div style="text-align: left;">
trudniejszym terenem i przegania dwa inne zespoły.dobra taktykta. Docieramy w końcu we wlaściwy</div>
<div style="text-align: left;">
start. 4 zespoły. Jeden kończy wciąg, drugi w środku, trzeci prowadzi, szybka dwójka startuje</div>
<div style="text-align: left;">
orginalnym warianem bardziej na lewo. Szybka analiza i idziemy za nimi. Damin wbija się w pierwszy</div>
<div style="text-align: left;">
wyciąg. Mokra ryska za 5c, mało przyjemna rozgrzewka. Ja z Wojtkiem targamy ciężkie plecaki z woda,</div>
<div style="text-align: left;">
ubraniami, jedzeniem i innymi duperelami. Wychodzimy powyżej i już widać ze stawka się zagęszcza.</div>
<div style="text-align: left;">
Żeby nie łaczyć się od razu z główną linią idziemy w lewo mając nadzieję, że ominiemy część</div>
<div style="text-align: left;">
zespołów.Niestety ładujemy się w trudniejszy teren, który Damian dzielnie prowadzi. Łączymy się z</div>
<div style="text-align: left;">
chaosem na drodze głównej gdzies w środku stawki. Przed nami i za nami po kilka zespołów. Lina</div>
<div style="text-align: left;">
splątana. Ludzie wręcz wspinają się jeden na drugim. Zatrzymanie akcji zdarza się dopiero przy wielkim,</div>
<div style="text-align: left;">
odstrzelonym bloku. Kolejny wyciag to czujny trawers z 5c nad niezła lufą. Zajmujemy grzecznie swoje</div>
<div style="text-align: left;">
miejsce w kolejce i czekamy... I tak ponad godzinę. W tym czasie część zespołów z tyłu stawki wycofuje się. W końcu jest nasza kolej, ale dla przyspieszenie jeden wyciąg prowadza dwa zespoły na raz.Pokonanie tego trawersu kosztowało mnie sopor stresu. Mokra rysa, male stopnie pod spodem lufa. Na szczęście gorzej już nie było. Z każdym wyciągiem stawka się przerzedzała i można było iść swoim tempem. Kolejne wyciągi były co raz ciekawsze. Lity granit, zróżnicowane formacje. W łatwiejszych miejscach idziemy symultanicznie. Docieramy w końcu do półki „Cengia Mediana” skąd zaczyna się trudniejsza część drogi. Znowu korek. Znowu czekanie. Z góry lecą kamienie. Mimo, że wypada moja kolej na prowadzenie, jakoś nie czuje się pewnie i przejmuje je Wojtek. Potem z perspektywy czasu stwierdzam, że prowadzenie bez plecaka jest zdecydowanie przyjemniejsze , a trudności są mniej odczuwalne.Eureka:) Udaje się jednak z tymi worami dojść do stanu , który w tym miejsc jest prawie wiszący i ekspozycja robi już spore wrażenie. Kolejny cruxowy wyciąg, trawers pod okapem do zacięcia nie wydaje się już taki trudny. Kolejne należą do mnie i dochodzimy ładną, kładąca się rysa do złowieszczych Kominów. Deny prowadzi pierwszą V-kształtną część, która z nas wybiera mnóstwo energii. Zapieraczka z plecakiem nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Potem jeszcze dwa wyciągi w kominie i dwa kolejne wyprowadzające na górę Nordkante. Dalej już z lotną asekuracją, super eksponowana granią nad morzem mgieł w kierunku szczytu. Docieramy na niego niedługo przed zachodem słońca. Gratulacje, sesja zdjęciowa i na noc wbijamy się do schronu pod szczytem, rezygnując z zejścia tego samego dnia.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Rano ruszamy na stronę włoską. Kilka zjazdów, kluczenie ścieżką i dochodzimy do schroniska skąd długą, 5-cio godzinną drogą przez dwie przełęcze wracamy do Szwajcarii. Szlak jest dobrze oznaczony, tylko na dnie doliny lodowiec trochę zmienił konfigurację śnieżki. W schronie zwycięskie i wymęczone piwo.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Zwijamy namiot i ruszamy na Piz Bernina...</div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Piz Badile, Bondo, Szwajcaria46.2953 9.5862946.284329 9.566549 46.306270999999995 9.606031tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-4480690981189950272012-07-24T20:00:00.000+02:002012-11-11T17:03:40.648+01:00Gran Tatr - Idee Fixe<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg440gzINmCYx1Zruqex8QRvPqf9c-zetgtlVc0hAoXvJcZLaWJWdK7Yj7Uk77kFjEK2rEsrOX8d6msAd5RPUCdRx3aUw-6gWglwwCT6M1Si6IfG1YK_vxJHfQt_kGzYScYlyAp9vcZtA/s1600/DSC08589.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg440gzINmCYx1Zruqex8QRvPqf9c-zetgtlVc0hAoXvJcZLaWJWdK7Yj7Uk77kFjEK2rEsrOX8d6msAd5RPUCdRx3aUw-6gWglwwCT6M1Si6IfG1YK_vxJHfQt_kGzYScYlyAp9vcZtA/s320/DSC08589.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot.Kacper Tekieli</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jedna, druga, trzecia i dalej jeszcze
kilka kozic stoi dosłownie kilka metrów ode mnie. Najmniejsza
podchodzi w moim kierunku tak jakby pierwszy raz widziała człowieka
i z ciekawości chciała sprawdzić „co to jest”? Sam
przystanąłem na chwile chociaż czasu na podziwianie przyrody
specjalnie nie mamy. Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów
Grani Tatr Wysokich. Zarówno ja i Kacper jesteśmy tu pierwszy raz i
choć chciałoby się siąść i pooglądać widoki to myślę tylko
o jednym: „trzeba napierać szybciej”</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Pomysł na przejście Grani Głównej
Tatr non-stopem pojawił się w mojej głowie już kilka lat temu.
Nie ma co przytaczać historii jej przejścia, danych statystycznych
czy nazwisk słynnych alpinistów, którzy ją zdobyli. Przejście
całej Grani, 75km od Tatr Bielskich, przed Tatry Wysokie po Tatry
Zachodnie to po prostu wielki wyczyn. A zrobienie jej w rekordowym
czasie to już coś znacznie większego. Dość tylko napisać, że
od 1975 roku kiedy Krzystof Żurek, a niedługo po nim Władek
Cywiński przeszli samotnie grań w 3,5 dnia nikt w ogóle nawet nie
przymierzył się do rekordu, ba!przejść całej Grani było od tej
pory w ogóle niewiele. To daje do myślenia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ciągle jednak trudno było mi znaleźć
mi czas, żeby Grań chociaż zobaczyć, bo zawsze w wakacje byłem
gdzieś daleko poza Polską. Teraz pierwszy lipiec od kilku lat
spędzam w Polsce dlatego postanowiłem skorzystać z okazji. Pomysł
podchwycił Kacper Tekieli z którym poznałem się przypadkiem na
otwarciu naszego Poco Loco Hostelu. Okazało się, że biega i wspina
się na podobnym/lepszym poziomie ode mnie więc założyłem, że
razem możemy spróbować swoich sił w Tatrach. Od decyzji do
wyjazdu minęło właściwie kilka dni. Z pomysłu na przejście
całej Grani, została tylko Grań Tatr Wysokich, a potem
stwierdziliśmy, że ruszymy na lekko i zobaczymy dokąd dojdziemy w
ciągu dnia i w zależności od pogody ruszymy dalej. Informacji
zasięgnąłem u Artura Paszczaka (trzy próby na Grani Tatr
Słowackich), z jednego z wydań magazynu GÓRY, internetu, a główny
opis wzięliśmy z przewodnika Kurczaba „Najpiękniejsze
Tatrzańskie Szczyty”. Wzięliśmy 50m liny, jakieś kości,
friendy, buty wspinaczkowe, puchówkę, nrc, czołówkę,
batony,żele, szturmżarcie i 3l wody. I ruszyliśmy...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Z Javoriny wyszliśmy o 1:00 dochodząc
na Przełęcz pod Kopą (początek Grani Tatr Wysokich)o 3:00 w nocy.
Startujemy z impetem przy świetle czołówek ok 3:30. Już na
pierwszym szczycie - Jagnięcym, nadkładamy drogi podążając
niepotrzebnie ścieżką zamiast wspinać się wzdłuż grani. Takie
pomyłki zdarzają nam się niestety kilka razy. Kolejny na
Pośredniej Papirusowej Turni gdzie wchodzimy i schodzimy właściwie
tę samą drogą zamiast obejść trudniejszy fragment. Dodatkowy
niepotrzebny zjazd (jedyny na całej grani) na Baranich Czubach.
Trzymamy się opisu i „zaliczamy” najważniejsze szczyty,
mniejsze czuby i pipanty obchodząc. Na przełęczach i szczytach
chwile odpoczywamy Kacper robi zdjęcia podchodzącym bardzo blisko
kozicom i dokumentuje całe przejście. Mimo początkowej irytacji i
chęci do „napierania” zmieniam nastawienie na bardziej
rekreacyjne. Idziemy żwawo, ale jednak w celach poznawczych, a nie
sportowych. Wspinamy się bez asekuracji. Okazuje się, że zarówno
ja jak i Kacper czujemy się pewnie w niewielkich trudnościach mimo,
że skała w większości jest krucha lub bardzo krucha. Z tymi
wszystkimi wtopami i nie idąc na maksa docieramy na Lodowy Szczyt po
6h20min a godzinę później na Lodową Przełęcz zatrzymując się
jeszcze niepotrzebnie żeby nabrać wody z ledwie cieknącej strużki.
Jestem zaskoczony. Z reguły zespoły docierają tu po 2-3 dniach
wspinania. Paszczak w trzeciej próbie doszedł tu po 12h. Jesteśmy
„zaledwie” 1,5h wolniej niż rekord Żurka. Zastanawiam się
nawet czy nie popełniliśmy jakiegoś błędu? Ani ja ani Kacper nie
spodziewaliśmy się takiego czasu. A nawet nie minęło południe.
Dalsza część grani to trochę trudniejsze wspinanie, kilka
skomplikowanych przełęczy i trudności z wycofem. Dostajemy info,
że po południu pogoda ma się zepsuć, a w nocy burza i kolejny
dzień leje. Decydujemy, że pójdziemy do przełęczy „Biała
ławka” z której można wycofać się jeszcze na stronę doliny
Jaworowej u ujścia której stoi samochód. Trochę wygodnicko, ale
ostatecznie z wyniku jesteśmy bardziej niż zadowoleni.</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivbN4Mi9HMQIPM_4Kv1CguSbODW8z5HO7uiMr8qV20G8tiSzpcE9GJTCdMLGzez45Z2x5OmaoVgvTm6pTd3936WB7ddHYPkE02XFRvaKFb2HnL1aaMNSHu-6lXAFiy-UBMeFhVj2q7Ig/s1600/DSC08713.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivbN4Mi9HMQIPM_4Kv1CguSbODW8z5HO7uiMr8qV20G8tiSzpcE9GJTCdMLGzez45Z2x5OmaoVgvTm6pTd3936WB7ddHYPkE02XFRvaKFb2HnL1aaMNSHu-6lXAFiy-UBMeFhVj2q7Ig/s320/DSC08713.JPG" width="240" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot.KT</td></tr>
</tbody></table>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Nabieramy jeszcze wody ze stawu
oddalonego o pół godziny drogi w dół i ruszamy przez mały lodowy
i Zbójnickie Turnie na Białą Ławkę. Wejście na Wielką
Zbójnicką Turnię to trójkowe żywcowanie w całkiem sporej
ekspozycji, ale malutki szczyt daje sporo satysfakcji. Na pewno
niewiele (jak na na Tatry) osób pozostawiło na nim swój ślad.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Potem długa, kilkugodzinna droga do
samochodu i jazda na pizze do „Adamo”.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhacnJzNp-yAim-b1Dng1BFjTBWVW4qfPuvPO_Md-7W5Z2hJrCkipHPB1x9XiSOXrzh9FfBJJtj8E9vp8XMrylMniWIX9ZJANhejYlYrUH0cN6shS18VMP9VE1HQcnLVFjtGZg0M7-efA/s1600/DSC08715.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhacnJzNp-yAim-b1Dng1BFjTBWVW4qfPuvPO_Md-7W5Z2hJrCkipHPB1x9XiSOXrzh9FfBJJtj8E9vp8XMrylMniWIX9ZJANhejYlYrUH0cN6shS18VMP9VE1HQcnLVFjtGZg0M7-efA/s320/DSC08715.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot.samowyzwalacz</td></tr>
</tbody></table>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Mogę napisać jedno. Byłem pełen
niepewności czy Grań jest w moim zasięgu. Teraz wiem, że tak i
moja „idee fixe” jeszcze bardziej zakrzewiła się w mojej
wyobraźni. Czy czerwiec przyszłego roku przyniesie nowy rekord na
Grani Głównej? To marzenie nawet silniejsze niż wejście na nie
jedną wysoką górę....</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
p.s.potem kilka dni ostro trenowałem z Aga w Tatrach, ale to inna historia...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com2Tatry49.4440136 20.243619448.1225496 17.7167639 50.7654776 22.7704749tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-88790416300549063272012-06-10T21:46:00.000+02:002012-08-13T21:47:34.857+02:00Zawody, Zawody, Zawody<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhe0dNI1cNzlOxPYlIiavu46OiU_5w-3gBV-DJTccm9f-EElxWqEMbPegPo7GHPT57RvRlBpe59IoDewUrPktXL1IZjApS2DBUq6QL_AJY5CE3ppbcC8UEfawcVNdT8RqSNvY5QpPSW7A/s1600/bieg+marduly.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhe0dNI1cNzlOxPYlIiavu46OiU_5w-3gBV-DJTccm9f-EElxWqEMbPegPo7GHPT57RvRlBpe59IoDewUrPktXL1IZjApS2DBUq6QL_AJY5CE3ppbcC8UEfawcVNdT8RqSNvY5QpPSW7A/s320/bieg+marduly.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot.Monika Strojny</td></tr>
</tbody></table>
Podchodzę do góry jak dziewczyna w białych kozaczkach na giewont: wolno, potykam się i robię dobrą minę do złej gry. W dodatku nie podchodzę na Giewont tylko na Kasprowy. Podchodzę, a powinienem biec. Przede mną kilkadziesiąt zawodników, nawet koleś w hawajskich spodenkach. To zdecydowanie nie mój dzień, a już na pewno nie dzień na ściganie się w I mistrzostwach Polski w Skyrunningu - Biegu Marduły.<br />
<br />
Mimo, że wcale się nie zapowiadało (z powodu permanentnego braku czasu), udało mi się wystartować w kilku zawodach. Trzy razy byłem zadowolony, a raz załamany ze swojego wyniku.<br />
<br />
Jeszcze w kwietniu zmotywowany wynikami chłopaków na półmaratonie warszawskim wykręciłem swoją życiówkę na poznańskiej wersji półmaratonu. 1h27min45sek, jak to się mówi "dupy nie urywa", ale zważywszy na małą ilość treningu i całkiem niezłe samopoczucie w trakcie i po biegu , to mogę być zadowolony<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTe6a_bOIWsElp9Nd5cu1kwnkiC5EpMA9YqLEqzSoRtIZotJtXnIgg5TizAtCctIM56FJV8UzIOdTNvL28D8063pR0Oa9LgfZwLbViwKA5z92fFK6L18V-WaibLiN7Lk3xcKrkKPMVkw/s1600/polmaraton6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTe6a_bOIWsElp9Nd5cu1kwnkiC5EpMA9YqLEqzSoRtIZotJtXnIgg5TizAtCctIM56FJV8UzIOdTNvL28D8063pR0Oa9LgfZwLbViwKA5z92fFK6L18V-WaibLiN7Lk3xcKrkKPMVkw/s320/polmaraton6.jpg" width="212" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Potem nieszczęsny Bieg Marduły. Liczyłem, że "jakoś pójdzie" mimo, że nadal do treningów się nie przyłożyłem. Skończyło się zgonem na pierwszym podbiegu na Nosal, a potem było jeszcze gorzej.Ostatecznie zająłem 83 (na 239) miejsce, ale "przybiegłem" godzinę po zwycięzcy - Marcinie Świercu. Porażka, zważywszy na moje górskie zapędy. Gdzie doszukiwać się błędu? Po prostu to nie był mój dzień...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Musiałem się odbić od dna motywacyjnego i jak co roku wystartowałem w Malta Trail Run. Nie sądziłem, że uda mi się poprawić zeszłoroczny czas a tu niespodzianka. Biegło mi się znakomicie i z czasem 31min22sek kończę zawody na dobrym 13 miejscu. Jest jednak jakaś moc.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZkjSt70sU8XbYshnLaYuEgBDPrsb9ExWlYlg4XhCKjnuMUg5dUINcthchwystEiR8eBOnLZHCR0VGWQCO-uDCiG2Qmz5i8g6_QPHQqHenkDdhBg213v77UDQRSxgHn6dUpv-aVYzVvw/s1600/dsc_1772.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZkjSt70sU8XbYshnLaYuEgBDPrsb9ExWlYlg4XhCKjnuMUg5dUINcthchwystEiR8eBOnLZHCR0VGWQCO-uDCiG2Qmz5i8g6_QPHQqHenkDdhBg213v77UDQRSxgHn6dUpv-aVYzVvw/s320/dsc_1772.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Przyszedł czas na start na jednym z nielicznych rajdów przygodowych, kolejnej edycji znanego rajdu On-Sight. Razem z Piotrkiem Kłosowiczem, znanym w kręgach niezniszczalnym długodystansowcem, ruszamy do boju tradycyjnie jako Poco Loco Adventure Team. Trasa ponad 200km, dużo roweru (sic!), rolek, biegania,a po drodze eksploracja bunkrów. Start o 24. Pogoda hardcorowa: w nocy leje się ściana wody, która ogranicza widoczność do kilkunastu metrów w dzień upał nie do zniesienia. Do tego pełno błota i przedzieranie się przez niekończące się pola pokrzyw, ostów, zboża, kaktusów i czego tam jeszcze. Nigdy nie miałem tak podrażnionych nóg. Nawet lekkie muśnięcie delikatną trawką kojarzyło się raczej z chlastaniem biczem. Mimo stosunkowo płaskiego terenu zawody bardzo wymagające fizycznie i nawigacyjnie. Stawka w kategorii Masters całkiem konkretna. Są Inov-8, zdobywający ostatnio zagraniczne rajdy Addidad Terex, team 350, Mod-x i kilka innych znanych i mniej znanych teamów.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
A sam rajd? Po raz kolejny potwierdziło się, że trzeba walczyć do samego końca. Mimo kilku konkretnych wtop nawigacyjnych, błędów w oznaczeniu punktów, eksploracji nie tego bunkra co trzeba, na przed ostatnim etapie biegowym udaje nam się dogonić prowadzący zespoł Mod-X. W strugach deszczu, ciągnąc za Piotrkiem na rowerze zdrowo ponad 30km/h czułem się jak Lance Armstrong finiszujący na Tour de France. Do ostatniego punktu ważyły się losy wygranej, ale tym razem rozegraliśmy to bez rozlewu krwi i potu. Wspólnie z Mod-x wjeżdżamy uśmiechnięci na metę zajmując ex-equo I miejsce w kategorii Masters, z kolejnym zespołem prawie 2h za nami. Mój największy chyba rajdowy sukces,a do tego okazało się, że już nie jestem najgorszy na rowerze. Awansowałem do klasy średniej;)</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHa0D9XHNoibO54GAvPmHZ-A5Y_aU8uAObxqvzqx1-y7dB3H3kyn1LbRhgYNsPSzWgA0G144XlZgZfYCGXiRFLa4UdpoemSYC4H411c93JY8vCQVH-lVrGjSe1ZncU46sPJvVAj9njOw/s1600/IMGP3070.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHa0D9XHNoibO54GAvPmHZ-A5Y_aU8uAObxqvzqx1-y7dB3H3kyn1LbRhgYNsPSzWgA0G144XlZgZfYCGXiRFLa4UdpoemSYC4H411c93JY8vCQVH-lVrGjSe1ZncU46sPJvVAj9njOw/s320/IMGP3070.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot.Michał Unolt</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-73976598961853047282012-05-19T21:00:00.000+02:002012-08-13T22:42:29.751+02:00Pierwszy dzień przyszłości<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisYsVbySy6K6oWNeuRIuzqGToRWpcZmfsjUPl_06ftBvoHCrUme3pjDNwLN3OP7CvDDFGFusgsw9TQ5fpJZnQtBZQ4rEaFavIdgzZy9jjUlLM_T0rIc22d5b9wSNoyFGY7nvvNMuUThg/s1600/DSC08707.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisYsVbySy6K6oWNeuRIuzqGToRWpcZmfsjUPl_06ftBvoHCrUme3pjDNwLN3OP7CvDDFGFusgsw9TQ5fpJZnQtBZQ4rEaFavIdgzZy9jjUlLM_T0rIc22d5b9wSNoyFGY7nvvNMuUThg/s320/DSC08707.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Tygodnie stresu, zakupów, decyzji, sprzątania, doglądania, remontowania i urządzania. Poważnie ostatni tydzień przed Wielkim Otwarciem był chyba najbardziej stresującym tygodniem mojego życia, no może nie licząc <a href="http://magisterkowalski.blogspot.com/2010/06/trawers-denali.html">zejścia z Denali</a>, ale tam przechodziłem inny rodzaj stresu. Teraz po prostu w ciągu kilku dni musiałem podjąć decyzje, które zaważą na całym moim życiu. Brzmi to górnolotnie, ale tak właśnie było.<br />
Wreszcie 19go maja na ul. Taczaka 23 w Poznaniu otworzyliśmy z Margo, <a href="http://hostel.poco-loco.pl/">Poco Loco Hostel</a>.<br />
<br />
Było mnóstwo gości spodziewanych i niespodziewanych (w pozytywnym sensie). Przyjechała prawie cała moja wspaniała rodzina. Był koncert jazzowy i Dj Kmita (mój osobisty kuzyn). Była interwencja grupy interwencyjnej (impreza bez policji to nie impreza), były tańce, śpiewy, piłkarzyki. Były wspomnienia z grupą dąbrowską, była integracja znajomych z całej Polski i zza granicy, byli nawet pierwsi goście ( z Włoch), którzy nocleg mieli za darmo. Była zabawa do 8 rano i mętny wzrok kolejnego dnia. Były plany na przyszłość...<br />
<br />
To był właśnie pierwszy dzień mojej przyszłości. Włożyliśmy w Hostel całą naszą energię i doświadczenie i jestem pewny, że będzie to miejsce wyjątkowe i początek nowej marki w turystyce;)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4EZy115InIeFeAZSWo2Q8IxUCL43Gb-fiUsUZXkSl9USUiLIlBw2Lshrgr3wlfyc7bRSeGenm0AQmnme1LQGDorebAhVWTvhYelNdOJDGaMfi_OQenmZdMJ7y2HrUSO32qRPwmL5MQg/s1600/fotobueno_POCO_LOCO_recepcja+(2).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4EZy115InIeFeAZSWo2Q8IxUCL43Gb-fiUsUZXkSl9USUiLIlBw2Lshrgr3wlfyc7bRSeGenm0AQmnme1LQGDorebAhVWTvhYelNdOJDGaMfi_OQenmZdMJ7y2HrUSO32qRPwmL5MQg/s320/fotobueno_POCO_LOCO_recepcja+(2).jpg" width="320" /></a></div>
Pozostaje mi zaprosić Cię, drogi czytelniku/droga czytelniczko do najlepszego hostelu w Poznaniu - Poco Loco Hostelu, miejsca szalonego, ale tylko trochę;)Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Stanisława Taczaka 23, 61-001 Poznań, Polska52.4054023 16.923903252.402980299999996 16.918967700000003 52.4078243 16.9288387tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-69102022750482923222012-04-30T01:13:00.000+02:002012-09-05T01:16:17.172+02:00Poco Loco Lago di Garda<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhs3PgJX2kmM4OdWquWIBFpy58JAk4wXZbQA53wztARcA7D1rHng9gIavLeV_RWI_vU-p_bDFnu-U5rcLCjHwbGqAkU23FZcL7OfDyuWZ-szN4pv-JRLXb0GaE0zdntezgPSuG7VdSiGg/s1600/garda-033.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhs3PgJX2kmM4OdWquWIBFpy58JAk4wXZbQA53wztARcA7D1rHng9gIavLeV_RWI_vU-p_bDFnu-U5rcLCjHwbGqAkU23FZcL7OfDyuWZ-szN4pv-JRLXb0GaE0zdntezgPSuG7VdSiGg/s320/garda-033.JPG" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://picasaweb.google.com/106722130729684164680/PocoLocoMajowkaNadGardaMaj2012?noredirect=1">ZDJĘCIA Z MAJÓWKI NAD GARDĄ</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
"Za kolejnym zakrętem na pewno się wypłaszcza". Tak wmawiam sobie już od dobrych kilkunastu (kilkudziesięciu?) zakrętów. Kilometry mijają, a podjazd wcale nie chce się skończyć. Zakładam, że to samo myśli sobie kilka tysięcy innych zawodników ścigających się razem ze mną. Bierzmy właśnie udział w największym maratonie MTB w Europie - Sympatex Bike Festiwal nad włoskim jeziorem Garda. Najlepsze jest jednak to, że startujemy przypadkiem, bo przyjechaliśmy to przecież w celach treningowych</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Pierwszy oficjalny wyjazd Poco Loco Travel musiał być wyjątkowy. Szóstka śmiałków, która zdecydowała się pojechać miała wysokie wymagania co do poziomu i intensywności wszystkich planowanych aktywności. A tych było dużo! Bieganie, rower, wspinaczka, via-ferraty, a do tego najcięższe z nich: pizza i włoskie wino;) Tyle rzeczy na raz można robić chyba jedynie nad Gardą.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Zakwaterowaliśmy się w malutkiej wiosce Tremosine, kawałek od głównego kurortu turystycznego Riva del Garda i był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Cisza i spokój, piękne widoki na góry, tanie lokalne jedzenie i do tego szlaki rowerowe i biegowe zaczynające się prosto z naszej rezydencji. Żyć nie umierać!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Jak na wyjazd treningowy przystało nie oszczędzaliśmy się. Ekipa podzieliła się na grupę rowerową (Gizela i Rafał) biegowo-wspinaczkową (ja i Grzesiek) oraz tych co wszystko na raz (Aga i Marcin). </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Pierwszy dzień skatowaliśmy się na wspomnianym maratonie. Spisaliśmy się całkiem godnie jak na naszą małą, polską reprezentację. Wyniki do wglądu:<a href="http://www.bike-magazin.de/festival/riva/?id=747&L=1">http://www.bike-magazin.de/festival/riva/?id=747&L=1</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHhd9Yz9YX78oX_Z-dyBZk97ssFOlvtNqRv4P0VCwkBXyFW21VmFflTyFNblDix-7PRyQH3yOwTtVYplFPGoDHdeDCpkLAknqA62O0PIa81uRleGMFr8acsizy4YodJcOa8Gd4NqyUCg/s1600/garda-030.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHhd9Yz9YX78oX_Z-dyBZk97ssFOlvtNqRv4P0VCwkBXyFW21VmFflTyFNblDix-7PRyQH3yOwTtVYplFPGoDHdeDCpkLAknqA62O0PIa81uRleGMFr8acsizy4YodJcOa8Gd4NqyUCg/s320/garda-030.JPG" width="179" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<br />
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Kolejne dni zaliczaliśmy najsłynniejsze (i najtrudniejsze) via-ferraty często łącząc je z długimi wybieganiami. Dla mnie to kwintesencja górskiej przygody. Wychodzisz rano z miasta, wspinasz się szybko na szczyt,a potem z niego zbiegujesz na dół wracając do punktu startu. 2000m przewyższenia, kilkanaście kilometrów, niezapomniane widoki i super pozytywna atmosfera. Takie akcje dają mnóstwo energii, której nie wahaliśmy się używać na kolejne dni. Grupa rowerowa eksplorowała wszystkie możliwe szlaki jednak zostawiając ten jeden, najpiękniejszy i najsłynniejszy na koniec. Najpierw podjazd ponad tysiąc metrów do góry, a później niesamowity zjazd szutrami i ścieżkami z zapierającymi dech w piersiach widokami nad sam brzeg jeziora. Nawet ja, jako nie jeżdżący za wiele na MTB muszę przyznać, że trasa jest powalająca!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiumVEnWYCxNqYPjWrTGQKu90iF-9Xn6Jw0qGfYrJulKQjWVmX0Q7LoEOMbbd_S_2zOWVTF1zN_cNrvBsmiNjFgwIorFtVoVlbgTYxQ9X-wl3d0aEtybUHlB3KtOTDZffpL5zypTgkVQ/s1600/garda-057.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiumVEnWYCxNqYPjWrTGQKu90iF-9Xn6Jw0qGfYrJulKQjWVmX0Q7LoEOMbbd_S_2zOWVTF1zN_cNrvBsmiNjFgwIorFtVoVlbgTYxQ9X-wl3d0aEtybUHlB3KtOTDZffpL5zypTgkVQ/s320/garda-057.JPG" width="179" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Popołudnia i wieczory spędzaliśmy na zwiedzaniu klimatycznych górskich wioseczek i raczeniu się oczywiście pizza, kawa i resztą włoskich specjałów. Te kilka dni oprócz solidnej dawki energi (i hektolitrów wylanego potu) pozwoliła nam zapomnieć o problemach dnia codziennego. Każdy je ma, a nie każdy potrafi się z nimi rozstać. Okazało się, że lekarstwo znajduje się trochę ponad 1000km od Poznania. Tylko należy pamiętać, że zażywać je można tylko w towarzystwie kilku innych wesołych pacjentów;)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Mam nadzieje, że takich wyjazdów uda mi się zorganizować więcej. Chętni pisać śmiało:)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Więcej zdjęć <a href="https://picasaweb.google.com/106722130729684164680/PocoLocoMajowkaNadGardaMaj2012?noredirect=1">TUTAJ</a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju3cOz9SzmK4I9nldNHLnqXaL1XPh_hqSrhi8XakbE5y0TY_x-hiPb7hq93shljHLJ1w-8kPaVYWL2UGEM2-UPORrIiHmWI00Tk_IwA39ekWnKkaHnaogvXbfR0QP0SR9YM6tNRyZuAw/s1600/garda-061.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju3cOz9SzmK4I9nldNHLnqXaL1XPh_hqSrhi8XakbE5y0TY_x-hiPb7hq93shljHLJ1w-8kPaVYWL2UGEM2-UPORrIiHmWI00Tk_IwA39ekWnKkaHnaogvXbfR0QP0SR9YM6tNRyZuAw/s320/garda-061.JPG" width="320" /></a></div>
<br />Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1Garda, Włochy45.5806034 10.620531345.2249739 9.9888173 45.9362329 11.2522453tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-56729230547634794572012-04-20T13:41:00.000+02:002012-08-13T22:59:28.232+02:00Warianty Kuczery<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZkYqbBsXVoLEUgzrdkPTwbezOTWO6kvCBQhKikR6vHt4WYOUCBwlZACNW34GNU0hEKF3KD6Szbc6gnFS1K2lhd6QBSJ3jXOcDsGeqw5rCh4kA87G2k6zSAYck-bD1825b-dcyW25Dtg/s1600/DSC00317.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZkYqbBsXVoLEUgzrdkPTwbezOTWO6kvCBQhKikR6vHt4WYOUCBwlZACNW34GNU0hEKF3KD6Szbc6gnFS1K2lhd6QBSJ3jXOcDsGeqw5rCh4kA87G2k6zSAYck-bD1825b-dcyW25Dtg/s320/DSC00317.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Nowa droga, wcześniej nawet nie próbowana. Przecina wielkie przewieszenie skały szczytowej Turni nad Karbem. Janek wbija się w trudności zupełnie bez skrępowania. Na przewieszce stoi w szerokim rozkroku na kocówkach raków, wisząc na słabo zaklinowanej dziabce przy okazji bijąc haka drugą dziabą. Jest już prawie przy końcu, wydaje się, że nic go nie zatrzyma, ale źle zahaczony czekan zsuwa się ze skały i Janek niczym orzeł z rozłożonymi skrzydłami wykonuje kilkumetrowy lot. Zbił kolano, ale nic się więcej nie stało. Musze przyznać, że nie widziałem wcześniej na żywo takiego pokazu wspinaczki. Kunszt przez wielkie "K"<br />
<br />
Na Hale Gąsienicową przyjechałem prosto z Kolosów. Chciałem dołączyć do obozu wspinaczkowego KW Katowice , gdzie miało się pojawić kilku naprawdę dobrych zimowych wspinaczy. Z Gdańska wróciłem wesołym samochodem z ekipa Yeti i po przesiadce dotarłem nad ranem do Zakopanego. Odwiedziłem Monikę Strojny, która jest chyba największą szczęściara mieszkając i pracując w Zakopcu i ruszyłem w góry obładowany sprzętem i jedzeniem na tydzień.<br />
<br />
Liczyłem na tydzień dobrego i mocnego wspinu, ale niestety nie wyszło... Albo była taka dupówa, że zamiast Filaru Świnicy zrobiliśmy nieświadomie filar Niebieskiej Turni (wstyd to mało powiedziane), albo warun zachęcał jedynie do wycofu tak jak przy próbie pierwszego zimowo-klasycznego przejścia Komina Świerza z Bogusiem Kowalskim. Nawiasem mówiąc jednym z najbardziej doświadczonych instruktorów PZA. Straszna szkoda, że nie udało nam się nigdzie wspiąć, może będzie jeszcze kiedyś okazja...<br />
Musiałem się zadowolić jedynie drogą Klisia, szybkościowym wejściem na Kościelec z Karbu (36min w dwie strony w dupówie) i pierwszym razem na Skitourach podchodząc i zjeżdżając z przeł. Liliowe. Po raz kolejny stwierdzam, że skialpinizm to moja przyszłość, mam nadzieje, że najbliższa.<br />
Miałem nadzieję, że chociaż jeden dzień będzie udany. Mój brat przyjechał specjalnie na Halę i razem wbiliśmy się w "Lewego Dorawskiego" na Świnicy. Mimo tego, że nie wspina się regularnie to jego stara psycha nie rdzewieje i bez pardonu prowadzi pierwsze dwa wyciągi. Niestety i tym razem nie mamy szczęścia. Przemek zalicza spory lot po wyjechaniu całej płyty śniegu. Niefortunnie wykręca mu się kostka co oznacza odwrót i bardzo powolne kuśtykanie do kuźnic... Pech, ale trzeba przyznać, że nie wyszedł z wprawy zimowego wspinania.<br />
<br />
Zdecydowanie najlepszy był pierwszy dzień czyli tytułowe "warianty Kuczery". Jasiek Kuczera, mimo ,ze niewiele ode mnie starszy ma na koncie jedne z najtrudniejszych zimowych przejść w Polsce. Razem z Piotrkiem , prezesem KW Katowice wybraliśmy się na "nowe" warianty Turni nad Karbem wspinając się z grubsza najtrudniejszym terenem po drodze. Na drugiego pokonałem więc najtrudniejsza drogę zimą do tej pory. Te kilka wyciągów było bardzo pouczające. Zobaczyłem jak dużo umiejętności i przede wszystkim psychy mi jeszcze brakuje do trudnego wspinania. Da się to jednak wytrenować, przecież jeszcze młody jestem... ;)<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXLRe2-EjNy8SrJ0xxUTaI2Z6wdq-pjteQDqO2RTNACUT7iN0Jjd6V7c0e4bVfInWvabOO24oqSNFt_2vHhA14bbe7MvwKqfw3QHablzH0K0eGiQCJXXxbAd0Lu-6_cpBU6T9786gsQQ/s1600/DSC00324.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXLRe2-EjNy8SrJ0xxUTaI2Z6wdq-pjteQDqO2RTNACUT7iN0Jjd6V7c0e4bVfInWvabOO24oqSNFt_2vHhA14bbe7MvwKqfw3QHablzH0K0eGiQCJXXxbAd0Lu-6_cpBU6T9786gsQQ/s320/DSC00324.JPG" width="320" /></a></div>
<br />Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0Tatry49.4440136 20.243619448.1225496 17.7167639 50.7654776 22.7704749tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-10583612168999692622012-04-15T00:30:00.000+02:002012-05-09T00:31:33.900+02:00Wertepy Adventure Race<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMT8N8SGJg77fZWY9hHB17YoY1GifL92FJd9hNvVtFWiUDLD2rIPrSnaGrMDd6Z-z5laDowbstn5C_1XXbK3pkuwl2zaVHZLtyQW6nqU3tIZdD60bFXJPh61QT1A_QdkRVAeEfEtTh2Q/s1600/459249_194406364012305_152106684908940_302469_661348572_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMT8N8SGJg77fZWY9hHB17YoY1GifL92FJd9hNvVtFWiUDLD2rIPrSnaGrMDd6Z-z5laDowbstn5C_1XXbK3pkuwl2zaVHZLtyQW6nqU3tIZdD60bFXJPh61QT1A_QdkRVAeEfEtTh2Q/s320/459249_194406364012305_152106684908940_302469_661348572_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Minął rok od naszego poprzedniego
startu w Wertepach. Wtedy wygraliśmy, chodź nie bez walki. Teraz
wygrana wydaje się dużo większym wyzwaniem. Na starcie stajemy w
czwórkę: Kapitan napieracz - Aga, doświadczony koń pociągowy –
Mikołaj, superman nowicjusz – Marcin, no i ja,
navigator-kombinator.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Chociaż w rajdach przygodowych
startuje już od 2003 roku, to po raz pierwszy staję na starcie w
prestiżowym, czwórkowym składzie. Sukcesem można nazwać, że w
ogóle udało nam się stworzyć zespół, co więcej całkiem mocny
zespół. Jednak od początku wisiał nad nami wielki znak zapytania:
Na co ich stać?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Dostaliśmy nr 4 jak cztery żywioły,
cztery pory roku, czterej pancerni, czterej power rangers. Czterej
jeźdzcy apokalipsy!;) Poco Loco Adventure Team. Czas Start!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Godzina 24:00 ruszamy z kopyta (na
rowerze). Mapy dostaliśmy kilka minut wcześniej i od razu widać,
że Remik - konstruktor trasy, stanął na wysokości zadania. Prawie
każdy punkt można zaliczyć innym wariantem. Tym razem bardziej od
pancernej łydki będzie się liczyć dobra nawigacja (choć pancerna
łyda na pewno nie zaszkodzi). Na pierwszym punkcie lądujemy razem z
liderami i kilkoma innymi teamami. Liderzy to były zespół Code 34,
który rok temu zajął 8 miejsce w Mistrzostwach Świata. Udaje nam
się trzymać razem do trzeciego punktu. Niestety nasz początkujący
team nie jest w stanie nawiązać z nimi walki i wkrótce nikną z
pola widzenia.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Po konkretnej wtopie na etapie
rowerowym lądujemy na przepaku na trzeciej pozycji ramie w ramię w
zespołem Inov-8. Dalsza część zawodów przebiega pod znakiem
wzajemnego doganiania się. Etap pieszy kończymy o świcie już na
drugiej pozycji robiąc nieco przewagę nad kolejnymi „inowejtami”.
Trochę jesteśmy zaskoczeni, bo nie mamy jakiegoś mocnego tempa,
nawigacja pozostawia wiele do życzenia, a drugi team składa się,
co by nie było, z prawie samych nawigantów do tego ze stalową
łydką, na czele z Irkiem Walugą. Jakoś udaje nam się jednak im
ucieć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na kolejnym rowerze nie ma zaskoczenia.
Znowu zostaje ze mnie dętka, a reszta teamu rekreacyjnie sobie
jedzie czekając na mnie od czasu do czasu. Mimo tego, sprytnym
wariantem dochodzimy na zadanie specjalnie – desant
rowerowo-pontonowy, przed Inov-8.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizhs9A0AM1azq4ztMys65ej36LMdEkd3iRRn15R-KMyLaawN6N9_egyPNHULVpd2QHyOhP_VKI8myHZUkJY4H7MhrXTFM73nibOTMH5l7DJh98lGDwm6d_d7JsZ-ZzjqhqeN3LCCcpDw/s1600/472305_195460423906899_152106684908940_304776_778942389_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizhs9A0AM1azq4ztMys65ej36LMdEkd3iRRn15R-KMyLaawN6N9_egyPNHULVpd2QHyOhP_VKI8myHZUkJY4H7MhrXTFM73nibOTMH5l7DJh98lGDwm6d_d7JsZ-ZzjqhqeN3LCCcpDw/s320/472305_195460423906899_152106684908940_304776_778942389_o.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kajaki miały być naszą mocną
stroną. Mikołaj jest w końcu trenerem wioślarstwa, więc ramiona
ma większe niż cały kajak. Marcin z kolei też mały nie jest,
więc wspólnie udaje nam się płynąc całkiem szybko, a co
najważniejsze prosto. Do tego błyskotliwy pomysł na „przenoskę”
przez cypel dał nam dodatkowe 5 minut przewagi. W ten sposób na
ostatni, rolkowy etap, wyjeżdżamy psychicznie nastawieni na
zwycięstwo (właściwie drugie miejsce, bo pierwszego zespołu już
nie dogonimy). Dzięki super-szybkim rolkom pożyczonym od Kuby
Wolskiego (w tym miejscu dziękuję) rozwijam mega prędkości bez
specjalnego problemu. Nie idzie nam specjalnie jazda „w tunelu” ,
ale całkiem chyżo pomykamy do przodu. Co najważniejsze, nikogo za
nami nie widać! Do czasu... Chyba straciliśmy czujność, bo na
powrocie z jednego punktu spotykamy naszych odwiecznych rywali - Inov-8. Zestresowaliśmy się, nie powiem. Stajemy jednak na
wysokości zadania i wrzucając ostatni posiadamy bieg mkniemy w
kierunku mety po drodze zaliczając wywrotkę i gubiąc się w
mieście kilkaset metrów przed metą.. To byłby tragiczny
scenariusz, ale szczęśliwie nasi rywale też się gubią i
docieramy na metę na drugim miejscu!
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Jestem szczęśliwy, bo to jeden z
moich najlepszych wyników w rajdach przygodowych, do tego w zupełnie
nowym , czeteroosobowym Poco Loco Adventure Team. Jeszcze będzie o nas
głośno!;)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDQXQCOhQ9UcDiMddQ3ALj5LoEIQmm0z4xAVVi344o84yAiZO9NKilN02cTdomif1zwuAZ1meC_EA7R5nGWhsrX4EXdM_ShA5vCs39gTAGfyPHX9S7FVOj65P08nm0kH29_80VaMwIIA/s1600/410787_195493100570298_152106684908940_305280_271550324_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDQXQCOhQ9UcDiMddQ3ALj5LoEIQmm0z4xAVVi344o84yAiZO9NKilN02cTdomif1zwuAZ1meC_EA7R5nGWhsrX4EXdM_ShA5vCs39gTAGfyPHX9S7FVOj65P08nm0kH29_80VaMwIIA/s320/410787_195493100570298_152106684908940_305280_271550324_o.jpg" width="213" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
p.s.zdjecia ze strony wertepy.fla.pl</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com064-360 Zbąszyń, Polska52.25053 15.9252752.231088 15.885788 52.269971999999996 15.964751999999999tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-27930842796575604372012-03-17T14:30:00.000+01:002012-03-31T14:31:11.630+02:00Kolosy 2012<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN9hTrxpGK5oUX2uGMVokaSJUmkdJRV-ekr7G9bB4f8axRsHd593XhKbcBubc2x5Fla-oigvbwFuY_oPPq-Qa_GcVtfMkmC5GbfP-Fg4RxUOJkylCw2j-uHj_elDvPyu-SKcxDeirtzg/s1600/kolosy4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="194" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN9hTrxpGK5oUX2uGMVokaSJUmkdJRV-ekr7G9bB4f8axRsHd593XhKbcBubc2x5Fla-oigvbwFuY_oPPq-Qa_GcVtfMkmC5GbfP-Fg4RxUOJkylCw2j-uHj_elDvPyu-SKcxDeirtzg/s320/kolosy4.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Bieg dookoła świata. Wydaje się to trochę absurdalnym pomysłem, a jednak komuś udało się tę szaleńczą idee zrealizować. Piotr Kuryłło za swój niemieszczący się w głowie roczny bieg otrzymał Kolosa 2012 za "wyczyn roku"<br />
<br />
W historii zdarzały się jeszcze bardziej szalone idee. Dookoła świata za pomocą tylko siły mięśni, czyli biegiem, rowerem przez kontynenty, wiosłując przez oceany. Dookoła wzdłuż południka przez dwa bieguny. Wpław przez Pacyfik, w samych majtkach na Everest, czołgając się wzdłuż kolei transyberyjskiej itp itd. jednak wyprawa Piotrka była imponująca pod innym względem. On po prostu opuścił swoją wioskę na lubelszyźnie, za sobą ciągnął kajak i zaczął biec, aż przybiegł z drugiej strony. Bez rozgłosu medialnego, bez relacji on-line, wedle idei " nie ma ludzi z małych wiosek, są tylko ludzie z małymi marzeniami". Przesłanie, które na pewno trafiło do wielu osób. Po prostu "chcieć to móc", sam wprowadzam w życie tę prostą maksymę.<br />
<br />
Rok temu, na tej samej scenie otrzymałem z rąk prezydenta Gdyni, Nagrodę im.A.Zawady na swój projekt zdobycia Śnieżnej Pantery w jeden sezon. Z bloga dowiecie się, że nie udało się zrealizować całego planu, ale moje przedsięwzięcie zostało docenione i otrzymałem wyróżnienie w kategorii Alpinizm. Podobnie jak Darek Zauski za wejście na K2 filarem północym i chłopaki za wejście na Pik Minsk nową droga. Wyręczenie nagród nie obyło się bez wpadek, której byłem jednym z bohaterów. Leszek Cichy wyręczał pamiątkowe tabliczki, ale z niewyjaśnionych powodów mojej niestety nie było. Wszystko było widać na wielkim telebimie, więc pozostało mi, ku zadowoleniu widowni, podziękować za nieotrzymaną nagrodę;)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikXVjHQUqpMscDrKTvch2-FANhcRlzGPSMjGPiP1RC8PpCB7FxVNwd2bvhvv3YqsUIJGMmnzz16J4HUZYuBnlTGOVPuWgX_qqefS4JHMBJwFr50ijjxssVNWLkQM9vyO4ipLxtCZJxEg/s1600/kolosy.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><br /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikXVjHQUqpMscDrKTvch2-FANhcRlzGPSMjGPiP1RC8PpCB7FxVNwd2bvhvv3YqsUIJGMmnzz16J4HUZYuBnlTGOVPuWgX_qqefS4JHMBJwFr50ijjxssVNWLkQM9vyO4ipLxtCZJxEg/s1600/kolosy.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"> </a></div>
Kolosy to dla mnie ogromna dawka energii i motywacji. Jednak po tych kilku latach moje postrzeganie "wyczynu" zmieniło się. Przestałem zachwycać się i rozmarzać na temat niesamowitych wypraw, myśląc, że takie przygody są tylko dla wybranych. Teraz, zastanawiam się gdzie sam się wybiorę i czy dałbym radę po prostu obiec świat...<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPbj1g1UM1O8vHNS0reI6xcC0nxyRy-6NeXvRCPJYPmtA7FvseefeH_k034A1ygr6dLGUgNuDwYqzeXEyO0U9Tp6ELrzKhZd12cDRj3SkSS1GdPU1pMKDOwXEPQuXJ3rZR1h4VCzDWAw/s1600/kolosy.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPbj1g1UM1O8vHNS0reI6xcC0nxyRy-6NeXvRCPJYPmtA7FvseefeH_k034A1ygr6dLGUgNuDwYqzeXEyO0U9Tp6ELrzKhZd12cDRj3SkSS1GdPU1pMKDOwXEPQuXJ3rZR1h4VCzDWAw/s320/kolosy.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdk1jKw7x5MM194nlxcoNr0-R88S-nygiF8Jjk4ZuFNmldNwQCiWvEZ2hz1G7MMAl-jWX7AF4jVVlWbL7TFMaE2S0QuxuFZTESRGeFV-R9swWzG3o6VJOayxKASn0gI1lk8tqzO9P3CA/s1600/kolost2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdk1jKw7x5MM194nlxcoNr0-R88S-nygiF8Jjk4ZuFNmldNwQCiWvEZ2hz1G7MMAl-jWX7AF4jVVlWbL7TFMaE2S0QuxuFZTESRGeFV-R9swWzG3o6VJOayxKASn0gI1lk8tqzO9P3CA/s320/kolost2.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(zdjecia ze strony Kolosy.pl)</td></tr>
</tbody></table>Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com2Gdynia, Polska54.5188898 18.530540954.4451578 18.372612399999998 54.592621799999996 18.6884694tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-66536241914563496562012-03-10T13:40:00.000+01:002012-03-31T13:43:43.726+02:00Bieg Piastów<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjQyvCWyFdwDh-IsFqHDlIr-TXFfk7gNsdA-WyQ3Vp3M2bUQOQdLUl5uEYdZrNRzhm83PSSYiw7fxYIbfcY2NMw2MnFQVgk3-44xddYtPkMFINhYEk7lh_vi5Rt06AOhLwATD_vPuVXQ/s1600/piast.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjQyvCWyFdwDh-IsFqHDlIr-TXFfk7gNsdA-WyQ3Vp3M2bUQOQdLUl5uEYdZrNRzhm83PSSYiw7fxYIbfcY2NMw2MnFQVgk3-44xddYtPkMFINhYEk7lh_vi5Rt06AOhLwATD_vPuVXQ/s320/piast.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Przede mną ugina się tak "na oko" siedemdziesięcioletni staruszek. Z całych sił zapiera się na wysokich kijkach narciarskich i w konwulsjach odpycha, jakby miał zaraz wydać z siebie ostatni dech. Ale nie wydaje. Ponownie napina swoje wychudzone ręce i z jeszcze większym impetem odpycha się dalej. A ja, mimo tego, że dyszę nie mniej intensywnie, wcale się do niego nie zbliżam...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Bieg Piastów to kultowe zawody dla narciarzy biegowych. Słyszałem o nich już wiele lat temu w czasach kiedy Justyna Kowalczyk nie była jeszcze nikomu znana, a Adam Małysz nie był nawet na podium skoków narciarskich. Nie jest to nic dziwnego, bo zawody te maja już 37 letnią historię!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Dziwne jest to, że narciarstwo klasyczne jest stosunkowo mało znane w Polsce. Dopiero na fali Justyny co raz więcej osób próbuje swoich sił w tym fascynującym sporcie. Tras mamy niewiele, a przecież jesteśmy tak samo "zimowym" krajem jak Austria, Niemcy, o krajach skandynawskich nie wspominając, gdzie "biegówki" są pierwszym zimowym sportem którego uczy się dzieci. Właściwie jedyną, godną lokalizacją w Polsce są Jakuszyce i tam oczywiście odbywa się Bieg Piastów.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Dystansów jest kilka, wybrałem oczywiście najdłuższy, 50km techniką klasyczną. Stając na lini startu, biegówki miałem na nogach po raz czwarty w życiu (i w tym roku jednocześnie). Mimo tego miałem ambitny plan zbliżyć się do granicy 4 godzin. Do Jakuszczyc przyjechaliśmy Locobusem w wesołej ekipie z której jeszcze Mikołaj i Marcin startowali w biegu. Miki przebieg już wcześniej poniżej 4h więc plany miał ambitniejsze, Marcin biega dłużej ode mnie, więc też zakładałem, że będę wolniejszy wystartowaliśmy jednak razem obok 1786 zawodników. Wszyscy podzieleni są na dwustu osobowe sektory i startuje się równych odstępach czasowych. Przez późne zgłoszenie startowaliśmy z ostatniego sektora co oznaczało początkowo przebijanie się przez tłumy wolniejszych zawodników. O ile w zwykłym biegu maratońskim to łatwe zadanie, o tyle w biegu narciarskim trzeba bardzo uważać, aby wychodząc z torów, które są przygotowane pod narty, nie wywalić się. W dodatku poruszanie się poza torami jest dużo trudniejsze (i wolniejsze) niż w torach.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Początkowo biegnie się w ogromnym tłumie ludzi, który na zjazdach wręcz tratuje się i cudem udało mi się kilka razy nie wpaść na leżących przede mną ludzi. Po 2 godzinach zaczyna się rozrzedzać i można już gonić zawodników przed sobą. Z racji tego, że jeżdżę na nartach zjazdowych nie mam lęków przez szybkimi górkami, tak jak wielu początkujących zawodników. Niestety biegówki nie są takie stabilne i jeden z szybszych zjazdów zakończyłem na ziemi wybijając sobie prawie kciuka. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Co jest najbardziej zaskakujące w tym biegu to średnia wieku. W najmłodszych kategoriach do 20 i do 25 lat startowało zaledwie 40 zawodników w każdej. W najstarszej kategorii plus 70 lat, startowało...55 osób.Nie muszę chyba dodawać, że duża część z opisywanych "staruszków" była szybsza ode mnie (to ważna informacja dla mojego dziadka;)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
Ostatecznie pobiegłem 4h31min38sek zajmując 28miejsce w kategori;)</div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDQIu4klEcoPZiYaQEbo0biDFByOOr7nJdN2J7BxdqIhG6UenBtc1xe_VRhd-CzWVz86OcFRa-jxOT_3Nt_zyL7wJTOc0THTEcpGD1WW2OJEllWH-7B_HojBzVCU84e3sG-Tdn2BaRbw/s1600/pias1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDQIu4klEcoPZiYaQEbo0biDFByOOr7nJdN2J7BxdqIhG6UenBtc1xe_VRhd-CzWVz86OcFRa-jxOT_3Nt_zyL7wJTOc0THTEcpGD1WW2OJEllWH-7B_HojBzVCU84e3sG-Tdn2BaRbw/s320/pias1.jpg" width="213" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">walka przed metą</td></tr>
</tbody></table>Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com2Jakuszyce, 58-580 Szklarska Poręba, Polska50.8193911 15.438562550.8093596 15.4188215 50.829422599999994 15.4583035tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-45183397469437343292012-03-04T12:51:00.003+01:002012-03-04T14:14:16.496+01:00Drytooling Biedrusko<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVCKwwZb7yevO8HZpiuJSQbjL2RFqFVSXPgB41ZdWRWtPSUs57Yf4cOPD_5zsmZpatZ84pCQuV-W63OUyN9uA2EXjumyc3R7WMOmIEdoktHnVte0oULO7ByiPR1ZKsLbihiD4m9Iecmg/s1600/DSC00332.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVCKwwZb7yevO8HZpiuJSQbjL2RFqFVSXPgB41ZdWRWtPSUs57Yf4cOPD_5zsmZpatZ84pCQuV-W63OUyN9uA2EXjumyc3R7WMOmIEdoktHnVte0oULO7ByiPR1ZKsLbihiD4m9Iecmg/s320/DSC00332.JPG" width="212" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Wspinaczka dzieli się na wiele dyscyplin. Jest wspinaczka sportowa na drogach ubezpieczonych i tradycyjna z własną asekuracją. Na skałach, na sztucznej ścianie, alpinizm w górach i buldering na małych kamieniach. Krótka i wielowyciągowa. Lodowa, hakowa, deepwater solo czy highball. Jest tego więcej niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Właśnie gdzieś pomiędzy jest drytooling.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
O drytoolingu <a href="http://magisterkowalski.blogspot.com/2011/02/drytoolin.html">pisałem już</a> podczas moich zeszłorocznych treningów przed obozem ziomowym KW Warszawa. Polega to w gruncie rzeczy na wspinaczce po skale tyle, że z użyciem raków i czekanów, czyli wyposażenia typowo zimowego. Drytooling wywodzi się właśnie z alpinizmu, gdzie łączą się różne formy wspinaczkowe. Odcinki śnieżne, przeplatają się z lodem i skałą tworząc tzw. mixt. Kiedyś żeby przejść odcinek skalny nie zważano na to czy ktoś przytrzyma się haka, zawiesi się w pętli na dziabce (nazwa na czekan techniczny czekan wspinaczkowy z wygiętym styliskiem) czy zastosuje inną, ułatwiająca technikę. W obecnych czasach styl wspinaczki jest równie ważny co samo przejście ściany. W ten sposób powstał właśnie drytooling, który ewoluował do osobnego sportu do tego stopnia, że jest praktykowany również w lato. Tutaj muszę zaznaczyć, że nie można po prostu "drajtulować" na każdej skałce. Jak się można domyśleć, ostra dziabka i raki rysują powierzchnie i dosyć mocno ingerują w rzeźbę. Dlatego właśnie w Polsce powstały miejsca, ogródki drajtoolowe, które można do tego sportu wykorzystywać a nie nadają się na klasyczną wspinaczkę letnią.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Jak wiadomo w Poznaniu skał nie ma. Miejskie ściany na Cytadeli czy bunkrach są już zaadoptowane dla wspinaczki sportowej i bulderingu. Na szczęście jest i rejon drytoolowy, czyli wieża na poligonie Biedrusko. Znana już od paru lat miejscówka została przeze mnie odkryta dopiero w tym roku. Wieża ma z 12m wysokości i oferuje techniczne wspinanie po płycie zwieńczone solidną przewieszką;) na szczyt można wejść rozchybotanymi schodami i powiesić wędkę. Stan cegieł i barierek pozostawia wiele do życzenia dlatego należy zachować szczególną ostrożność i używać kasku! asekurujący nie może stać bezpośrednio pod wspinającym się. Dotychczas powstały dwie drogi, jeden wariant i jeden trudny, prawie zakończony przejściem projekt. Wszystkie oczywiście w sportowym stylu TR (top rope);) Znany w niektórych kręgach Rasz zrobił nawet przejścia klasyczne (w środku zimy), wieża nadaje się więc również do normalnego wspinu. Jeszcze istotna sprawa. Ponieważ wspinaczka "na wędkę" jest pozbawiona ryzyka, ten element przejęła sama miejscówka - przebywanie na Biedrusku jest teoretycznie nielegalne:)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
TOPO wieży już wkrótce. Zapraszam do powtórzeń i pierwszych przejść!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzpPsmvJ_Rb_qiVBttD6I4uTHKgzoA34CeulvxymT62yYBHa_0YYsJ01XEBs8SJgkH8fQkckWdKP-TgAFB0gUahONV_VFzmSEgs5kJww-FOM68_CT_NXpN_PShssziUJo5RgVXpALl4w/s1600/DSC00339.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzpPsmvJ_Rb_qiVBttD6I4uTHKgzoA34CeulvxymT62yYBHa_0YYsJ01XEBs8SJgkH8fQkckWdKP-TgAFB0gUahONV_VFzmSEgs5kJww-FOM68_CT_NXpN_PShssziUJo5RgVXpALl4w/s320/DSC00339.JPG" width="212" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVJfeN_s-Vj8s8ob7OJiMrC7TMy6Nt0rG15f3NQY_aVFaQwPrU_Hlg6YrpeqI58Hkb6Ch8x7joidfLkFWHh4WwOqpzPrCUTK87gje2ruoTqZ_i9GPv07LC9In8tCHk2gujfjaXAvwKPw/s1600/DSC00318.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVJfeN_s-Vj8s8ob7OJiMrC7TMy6Nt0rG15f3NQY_aVFaQwPrU_Hlg6YrpeqI58Hkb6Ch8x7joidfLkFWHh4WwOqpzPrCUTK87gje2ruoTqZ_i9GPv07LC9In8tCHk2gujfjaXAvwKPw/s320/DSC00318.JPG" width="212" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguVMUsAkfqBTY3gUf-ME10rGU6AtR8mM-uH3rvT47UB0OSTeQnIMgcm2CJsgolFpzT9Qb2-PACsCDswzFRqByPryT1TD9ir-LibH-Bhidrcs3K0_TS5nrCTEYe3tbKNtsRn9v6GT4FEQ/s1600/DSC00329.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguVMUsAkfqBTY3gUf-ME10rGU6AtR8mM-uH3rvT47UB0OSTeQnIMgcm2CJsgolFpzT9Qb2-PACsCDswzFRqByPryT1TD9ir-LibH-Bhidrcs3K0_TS5nrCTEYe3tbKNtsRn9v6GT4FEQ/s320/DSC00329.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsmLcIjweKPx1rmb1JfcuLTfc2r0XXUXbtliNq8c32jMulDw_GwqfDz-dcJ0MZn0H5j7o_vClgRqPK7aytDocJzv5vQHhEizIgbvktN1ZjjxNz7W9PXIn4w80uCVFEQ-JyIgAypmlmZA/s1600/DSC00331.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsmLcIjweKPx1rmb1JfcuLTfc2r0XXUXbtliNq8c32jMulDw_GwqfDz-dcJ0MZn0H5j7o_vClgRqPK7aytDocJzv5vQHhEizIgbvktN1ZjjxNz7W9PXIn4w80uCVFEQ-JyIgAypmlmZA/s320/DSC00331.JPG" width="320" /></a></div>
p.s. część zdjęć by Iza Czaplicka<br />
p.s.2. Lokalizację wieży mogę przesłać na priv;)Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-49429978630317872872012-02-12T12:53:00.002+01:002012-03-04T14:14:03.981+01:00Afryka Nowaka<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgg5Gw2tS46GpdvzmPMbVzm-vv5t_zglqNAT6EkdmWN5Ib7d86JKOTuxHIFiqJNRqpX8Oelaw1cEgrNPbSCsIdcyFk9znUNFvyqBSWWRheXP13fhuEjCbtbyaI7_92DnAft9QyXst6j4w/s1600/nowak.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="170" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgg5Gw2tS46GpdvzmPMbVzm-vv5t_zglqNAT6EkdmWN5Ib7d86JKOTuxHIFiqJNRqpX8Oelaw1cEgrNPbSCsIdcyFk9znUNFvyqBSWWRheXP13fhuEjCbtbyaI7_92DnAft9QyXst6j4w/s320/nowak.JPG" width="320" /></a></div>
Pamiętam jak z niedowierzaniem czytałem książkę "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd". W 1931 roku Kazimierz Nowak zostawia swoją rodzinę i na rozklekotanym rowerze wyjeżdża z Poznania kierując się na południe. Jego podróż na koniec Afryki i z powrotem trwa... 5 lat. Podróż, którą bez wątpienia można nazwać jedną z najbardziej niesamowitych ekspedycji w historii eksploracji Afryki. Sam Livingstone mógłby Nowakowi uścisnąć prawicę!<br />
<br />
Dokładnie 78 lat później jego śladami rusza kolejna wyprawa - <a href="http://afrykanowaka.pl/">Afryka Nowaka</a>, wyprawa,a raczej sztafeta, która zamiast pałeczki przekazywała sobie egzemplarz książki Kazika przemierzając czarny ląd. Fascynująca idea stworzona przez kilka osób, która ostatecznie zaraziła kilkaset innych. Postanowiłem, że muszę wziąć w tej wyprawie udział. Niefortunnie sam byłem wówczas na swojej "wyprawie życia" i pozostawało mi jedynie śledzenie co raz to ciekawszych relacji z co raz to dzikszych miejsc Afryki. Trwało to rok, potem kolejny. Przez Afrykę Nowaka przewijały się kolejne osoby, wielu z nich to również moi znajomi. Z zazdrością czytałem o ich przygodach na pustyni, w odciętych od świata wioskach czy głęboko w dżungli. Znowu sam wyruszyłem na wyprawę w zupełnie przeciwne, zimne klimaty i po powrocie sztafeta już zmierzała ku końcowi.<br />
Zorientowałem się, że nie przejadę nawet kilometra w Afryce.<br />
<br />
Na całe szczęście Nowak, po swojej 5-cio letniej podróży wrócił do Boruszyna, małej miejscowości pod Poznaniem. W ten sam sposób uczestnicy Afryki Nowaka zamierzali zakończyć swoją unikalną sztafetę po 799 dniach w siodełku. Takiej okazji już nie mogłem przepuścić.<br />
Razem z kilkudziesięcioma innymi fanatykami Kazika przejechałem ostatnie 15km pod jego dom.Tylko 15km, ale czułem, że chodź nie jest to Afryka, bo zimno i pizga deszczem, dokładam swoją małą cegiełkę, żeby uczcić pamięć najtwardszego polskiego podróżnika.<br />
<br />
Załapaliśmy się z Aga na pamiątkowe zdjęcie pod domem Nowaka, pogadaliśmy z kilkoma znajomymi, poznałem się z Michałem Jasińskim z <a href="http://torellexpedition.pl/">Torell Expedition</a>, i czas było wracać.<br />
<br />
Szkoda, że nie mogłem jechać do Afryki. Taka historia zdarza się tylko raz.Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-59493465507203890682012-01-22T13:41:00.002+01:002012-01-22T13:42:19.953+01:00Cross Country<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGRFsWmkU6aWafm7MjpC-ZE4rje_Lff7v8ksUH6phpJH6PGQzr62TYNcPdiPjKiNPZ0AUoI02XumvRDDL7bs4EnbQdcC4wQ5qsURKHuKLd3Yr7Pcxx5alOJnmlMf-O0Tclx7i1BDoDJQ/s1600/20120106304.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGRFsWmkU6aWafm7MjpC-ZE4rje_Lff7v8ksUH6phpJH6PGQzr62TYNcPdiPjKiNPZ0AUoI02XumvRDDL7bs4EnbQdcC4wQ5qsURKHuKLd3Yr7Pcxx5alOJnmlMf-O0Tclx7i1BDoDJQ/s320/20120106304.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Przede mną widzę niewyraźną sylwetkę człowieka. mimo tego, że jest raptem kilkanaście metrów ode mnie co chwila gubię ją z oczu w zamieci śnieżnej. przymrużam powieki i próbuję skupić wzrok na wynurzających się ze śniegu budynków. czy biegliśmy na tyle długo, żeby trafić na polarną stację badawczą? Tak przynajmniej to wygląda. Na chwilę przenoszę się do książki "Moje bieguny" i razem z Kamińskim pokonuje ostatnie metry przez zastrugi. Teraz już jestem pewny, że chce zdobyć biegun południowy. Krok pierwszy wykonany - nauka jazdy na nartach biegowych.<br />
<br />
w długi weekend styczniowy załadowałem się do samochodu zarządzanego przez Łasucha, zmierzającego do Jakuszyc, polskiej stolicy narciarstwa biegowego. Właściwie Jakuszyce są jedynym miejscem w Polsce, gdzie trasy są tak długie, a przede wszystkim przygotowane. Nauka jazdy na biegówkach to był mój cel już od kilku lat. Nigdy jakoś nie było "po drodze". Albo zimę spędzałem gdzieś gdzie nie ma śniegu, a jak już byłem w cały w śniegu to nart nie było w okolicy. Wreszcie się jednak udało. Dodatkową motywacją był zbliżający się start <a href="http://www.zima_2012.team360.pl/">w rajdzie 360 stopni</a> na długiej, 400 km trasie. Miał być tam 40km etap nart biegowych więc pomyślałem, że wypadało by umieć na nich jeździć;) Koniec końców mój i Agi start na trasie długiej nie wypali, gdyż nasz czteroosobowy team się rozpadł zanim w ogóle został stworzony...<br />
<br />
Miałem lekkie obawy przed pierwsza jazdą na biegówkach, straszony przez wszystkich, że będę się tylko wywalał, że wszystkie mięśnie mnie będą bolały i że ciężko na maksa. Tymczasem pierwsze kilka kroków upewniło mnie w tym, że to jest coś na co od dawna czekałem! Pracują wszystkie mięśnie, liczy się siła, technika i koordynacja. Wręcz żałuje, że nie wziąłem się za to kilka lat wcześniej.<br />
<br />
Pogoda nas nie rozpieszcza. Wieje, jest dosyć zimno. Na szczęście biegnąc emituje się tyle energii, że czasem mam wrażenie, że mógłbym się rozebrać do podkoszulka! Przechodzimy na zasypaną stronę czeską. Teraz już nie biegniemy, ale przekopujemy się przez świeży śnieg. Wychodzimy na jakieś wypłaszczenie, wiatr się wzmaga, nie widzę nikogo przed ani za sobą. Docieramy do polarnej stacji badawczej "Izerka".<br />
<br />
Pierwszego dnia zrobiliśmy 30km. Drugiego 26km docierając do zawianej Chatki Górzystów. W powrotnej drodze spotykam Irka Walugę, człowieka o żelaznej łydce z którym znam się jeszcze z czasów gdy wspinałem się rekreacyjnie na katowickim AWF, czyli dawno temu. Oboje na Outdoormanie w 2003 roku zaczynaliśmy przygodę z adventure racing. Tyle, że ja wtedy startowałem w polarze 300 i butach trekkingowych wycofując się w połowie, a on je chyba od razu wygrał;) Trzeci dzień to już rekreacyjne 15km i głównie doskonalenie techniki przy bólu nóg i rąk.Wieczory spędzamy na wspominkach rajdowych przy piwie.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh51A4CCy14IpXoaEHdMrHWt5_Mg7_ElgvObBigV3MCFRlQ82kOGz4M-VBPioYyplKNkdhfrYHqJPU4OkNz41hQgBE9OgBuhY8CfoBn_K7rWoiOuAHyea5ZRx2SZB9i_WDbSEpq7a-eig/s1600/08012012%2528001%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh51A4CCy14IpXoaEHdMrHWt5_Mg7_ElgvObBigV3MCFRlQ82kOGz4M-VBPioYyplKNkdhfrYHqJPU4OkNz41hQgBE9OgBuhY8CfoBn_K7rWoiOuAHyea5ZRx2SZB9i_WDbSEpq7a-eig/s320/08012012%2528001%2529.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Te 3 dni nart biegowych utwierdziły mnie w dwóch rzeczach. Za rok zaczynam startować w zawodach skialpinistycznych. A za dwa, albo trzy idę na biegun południowy. Nie żartuję:)<br />
<br />
p.s. zdjęcie pozowane;)<br />
<br />
<br />Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1Jakuszyce, 58-580 Szklarska Poręba, Polska50.8193911 15.438562550.8093596 15.4188215 50.829422599999994 15.4583035tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-12341996944709683732012-01-03T20:14:00.000+01:002012-03-04T14:13:39.767+01:00Faith no more<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgp4r18kUtzMBuxVdlfN8ipv1AO58-hsx7iS08tVOFE3VAauToWxUTJF32M_Fp3Cr2Jbx9WIi_ghd5tGTF__c5_8aG0M-o-DQtfJN9g31XCtK8IlD6vn-FJPiSNSGkXQcwGU0hJF3jz6w/s1600/sylwek2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgp4r18kUtzMBuxVdlfN8ipv1AO58-hsx7iS08tVOFE3VAauToWxUTJF32M_Fp3Cr2Jbx9WIi_ghd5tGTF__c5_8aG0M-o-DQtfJN9g31XCtK8IlD6vn-FJPiSNSGkXQcwGU0hJF3jz6w/s320/sylwek2.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">od prawej: szalony kapelusznik, DJ clown oraz legendarny człowiek lasu</td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
"That's why I'm easy, I'm easy like sunday morning!yeeeeaaah" </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Kilka lat temu śpiewaliśmy tę piosenkę leżąc do góry brzuchem i trawiąc kotlety mielone i kilka szklanek kompotu czekając na kolejne zajęcia Obozu w Sierakowie. I-wszy rok studiów. Eh, to były czasy. Co gorsza okazuje się, że było to już... 7 lat temu.!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Teraz w podobnym składzie tylko trochę innym przebraniu śpiewamy tę samą piosenkę trawiąc na balu Sylwestrowym 2012 roladki i odrobinę wódeczki. Chciałoby się rzecz: po siedmiu latach, zrealizowanych planach, ustabilizowaniu się, założeniu rodziny, z żonami i dziećmi spotykamy się znowu. Prawda jest jednak z goła inna. Bowiem nie zmieniło się prawie nic:) I o ile w zeszłym roku po <a href="http://magisterkowalski.blogspot.com/2011/01/sylwester-starych-ludzi.html">"Sylwestrze starych ludzi"</a> post zalatywał deprechą, o tyle tym razem wydźwięk powinien pozostać pozytywny. Jednak się wcale nie zestarzeliśmy, co gorsza wygląda na to, że jesteśmy wiecznie młodzi:)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Poprzedni rok to zbieg różnych szczęśliwych zbiegów okoliczności. Wygląda na to, że ów 2011 ukierunkował moją przyszłość: profesjonalną, ale przede wszystkim emocjonalną;)</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Nadchodzący rok zapowiada się, że będzie decydującym, pod każdym względem, okresem mojej egzystencji. To co się w nim wydarzy, wpłynie na całe moje przyszłe-dorosłe już życie. Oby pozytywnie. I tego Wam wszystkim życzę!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-7444310987051326512011-12-12T19:10:00.000+01:002012-03-04T14:13:14.062+01:00Zobaczyć Miedwie... i wrócić<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG0qt4EmxT343OSJ05djbLZ5I372adfF6AijwY_TLjcXBrBqb6pU91guZ9bx5GFEMs4gg_TfkOSlw4FTJNRZi__uV_0l5W5fb9_kzxHvuqmp2YuaIrKWMxTpvf3xIdhyphenhyphengdv5cJuEUq1A/s1600/20111210293.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG0qt4EmxT343OSJ05djbLZ5I372adfF6AijwY_TLjcXBrBqb6pU91guZ9bx5GFEMs4gg_TfkOSlw4FTJNRZi__uV_0l5W5fb9_kzxHvuqmp2YuaIrKWMxTpvf3xIdhyphenhyphengdv5cJuEUq1A/s320/20111210293.jpg" width="240" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
co takiego jest w tej wodzie, że można
się w nią wpatrywać bez większego sensu i wcale się to nie
nudzi? Kiedyś w Family Guy był taki odcinek gdzie była wstawka na
temat tego „że nie ma takiego problemu, którego nie da się
rozwiązać wpatrując się w taflę jeziora”:)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zostałem zaproszony do Stargardu
Szczecińskiego na <a href="http://www.pasja.trudy.pl/">festiwal Pasja</a> organizowany przez Wojtka
Wieczorka. Całkiem fajne miasteczko i jeszcze fajniejsi ludzie.
Byłem tam zaledwie jeden dzień, ale pozytywna atmosfera miejsca
całkowicie mi się udzieliła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W sobotę rano wyszedłem z hoteliku
PTTK celem dobiegnięcia do Jeziora Miedwie, jednego z najdłuższych
w Polsce. Miałem sporą przerwę w bieganiu przez jakieś paskudne
przeziębienie. Biegłem i biegłem pod wiatr, po drodze mijając
nowiutką autostradę, aż dotarłem nad brzeg. „Jezioro to czy
Ocean” pomyślałem. Że odpowiedź znałem to długo nad tym się
nie zastanawiałem, a jednak nadal bezcelowo wpatrywałem się w
wodę... a potem wróciłem</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
ot taki post na temat tego, że nie
samymi górami człowiek żyje.</div>Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-25707467943073392082011-11-28T22:41:00.001+01:002012-03-04T14:13:01.921+01:00Funex Orient-alna zabawa z piłeczkami<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFRgGzjOyplUGdd0kDI-B6yY8q1z56BQSvoG5jdgDEm8WVRcf4L14kCHow-HGtVzIV9O1dRmtBxJbfypS0rXKaTEyPn1mSNNycbNNOwlxdiv9ZRJKqtghRuGzuvTm8QvPMcZGxaw0X4Q/s1600/dscf4736.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="184" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFRgGzjOyplUGdd0kDI-B6yY8q1z56BQSvoG5jdgDEm8WVRcf4L14kCHow-HGtVzIV9O1dRmtBxJbfypS0rXKaTEyPn1mSNNycbNNOwlxdiv9ZRJKqtghRuGzuvTm8QvPMcZGxaw0X4Q/s320/dscf4736.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(fot.F.Pryjma)</td></tr>
</tbody></table>
Całe nasze już 8 godzinne ściganie sprowadza się do tego momentu. Muszę piłeczką tenisową trafić do plastikowej wanienki tak żeby z niej nie wyleciała. Na 6, trzy wpadły, a jedna została. Mamy 50minut kary czasowej . Doszło do tego, że w tak ekstremalnej dyscyplinie sportu jaką jest Adventure Racing o zwycięstwie decyduje rzut piłką. Absurd to za mało powiedziane.<br />
<br />
Przyjechaliśmy z Agą do Brodnicy naszym LocoBusem w dwoma innymi zespołami aby wystartować w ostatnim w tym sezonie rajdzie przygodowym. Na krótkiej trasie (ok. 116km) znalazło się 18 chętnych zespołów w tym połowa to zespoły MIX (z przynajmniej jedną dziewczyną w składzie). Zapowiadała się więc całkiem ciekawa rywalizacja. Oprócz rajdu przygodowego Funex Orient zaproponował długie i krótkie trasy rowerowe i piesze, tak żeby każdy mógł wybrać coś dla siebie. Uczestnicy dopisali, pogoda zapowiada się dobrze, nastroje bojowe. Nic tylko walczyć.<br />
<br />
Start o 9:00 rano zaczął się Funex Show Orient. Miała to być zabawa na orientację z zapamiętywaniem kodów,a skończyło się na tłumie przepychających się zwierząt. Kto bardziej agresywny i wepchnął swoją kartę startową pod nos sędziny ten wygrywał. Niektórzy nie wytrzymali napięcia i pominęli tę wspaniałą rozrywkę na wstępie dostając karę czasową. My włączyliśmy się żwawo w przepychanki i po jakichś 15 minutach ruszyliśmy truchtem na właściwą trasę.<br />
<br />
A trasa miała być szybka. Od samego początku utworzyła się silna grupa atakująca złożona z teamu 360, trzech zespołów Navigatorii, goniącego On-Sightu, niejakich Stryków-Byków i całe szczęście również nas - Trailteamu. Po pieszym etapie wszyscy szli w odstępie kilku minut. Na zmianie kajakowej tak się spieszyłem, że zapomniałem zepchnąć kajaka ze skarpy zanim do niego wsiadłem. Skończyło się wywrotką. Aga cała mokra, ja w połowie, plecak wpadł, komórka zamokła. Chciałoby się powiedzieć, że wszystko szlak trafił, ale 10 minut później byliśmy już na prowadzeniu skostniałymi z zimna rękami machając wiosłem. liderzy, czyli Igor z Kiełbasą się pomylili (zresztą nie ostatni raz) czego nie zawahaliśmy się wykorzystać. Taktyka płynięcia metodą "pijanego zająca" okazała się zgubna i na kolejny etap, Bieg na Orientacje jesteśmy już na 4 pozycji.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoLfGfv4RSlyTzbMLj3pq0vU7eOQatNgJJ6g7wzlxkWhSmvvlvJGxfeOPTSr_VehvX6mVMtbKH4YNEUjU33MUeE4H1NYuc6n61BSFn-YRPLNBTBxnCQ5tRnPwamj0e5jaP1-2h-xuJKA/s1600/dscf4431.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoLfGfv4RSlyTzbMLj3pq0vU7eOQatNgJJ6g7wzlxkWhSmvvlvJGxfeOPTSr_VehvX6mVMtbKH4YNEUjU33MUeE4H1NYuc6n61BSFn-YRPLNBTBxnCQ5tRnPwamj0e5jaP1-2h-xuJKA/s320/dscf4431.jpg" width="184" /></a></div>
<br />
Tutaj znowu cuda. Błędów nie popełniamy i wypływamy, ku zdumieniu organizatorów,na kolejny etap kajakowy na pierwszej pozycji z zapasem kilkunastu minut nad kolejnym zespołem. Kajak jakby nie chciał płynąć prosto więc przewaga powoli topnieje. W trakcie etapu pieszego w drodze do bazy łączymy się na chwilę z teamem 360. Łydy mają mocniejsze więc uciekają polami znowu robiąc kilka minut przewagi. Potem szybkie rolki i powrót do bazy. Kiełbasa wyjeżdża już na rower, ale minę mają posępną. wszystko przez piłeczki. Nie trafili żadnej.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg879j2DLHjKyQXRBumlvkJrmm0pjD8XuItXYTKMARwi1mBvDNopemO-Dg_hyHMIwBrmKxXUqvT57OrtxxHj9Dk96Z_0y22OTZkBo18RuffoIRjlevD5U0WtyT7KnOQfQJHNUtaM2tshw/s1600/dscf4732.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="184" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg879j2DLHjKyQXRBumlvkJrmm0pjD8XuItXYTKMARwi1mBvDNopemO-Dg_hyHMIwBrmKxXUqvT57OrtxxHj9Dk96Z_0y22OTZkBo18RuffoIRjlevD5U0WtyT7KnOQfQJHNUtaM2tshw/s320/dscf4732.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Nam nie poszło lepiej. Ruszamy na ostatni etap, rower. 60 kilometrów wydłużyło się bardzo. Na szczęście nie mamy liczników, bo pewnie bym się załamał. Autorskie warianty znajdywania puntków tracą sens. Albo punkty są źle rozstawione, albo mapa jakaś dziwna. Jedzie się co raz gorzej. Spotykamy teamy nad którymi mieliśmy sporą przewagę. Mix Navigatori trafił 4 piłeczki (nota bene Rafał jest instruktorem tenisa) więc już nie ma co walczyć o pierwsze miejsce. Energia nam spadła do zera. Ja nawet zaliczam standardowe "odcięcie prądu" i ratują mnie tylko knopers i pawałek od przygodnego zawodnika. Na przedostatnim punkcie spotykamy Navigatorie i Stryki Byki, którzy uciekają nam szybko. Mi się nawet nie chce ich gonić. Obieramy wariant krócej niż szybciej i nagle kolejne cuda. Na ostatnim punkcie w szuwarach szuka punktu Kiełbasa. Skąd się oni tu wzięli i dlaczego ich dogoniliśmy to nie wiem. Wiem, ze punkt był zaraz przy ścieżce a nie w szuwarach o czym nie omieszkałem poinformować Kiełbasy.<br />
Ostatnie kilometry do bazy już ciśniemy. Chłopaki odjeżdżają nam na 5 minut. My robimy jeszcze prawie 20minut nad kolejnym zespołem, Mixem Navigatori. I takie zakończenie było by OK, ale niestety zostały jeszcze piłeczki...<br />
<br />
Po 14 godzinach ścigania spadamy na drugie miejsce w MIXach. Mamy satysfakcję, że dojechaliśmy pierwsi, ale cóż... lekki niesmak pozostał.Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-53266323262419443282011-11-15T13:01:00.001+01:002012-03-04T14:12:50.900+01:00Powrót w Tatry<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMR2DrVhyluPHmbrU0H9YSnHrcuHsjiMOSb38QaAebAGczUw4DeZOk33Ru4Q3-FUJmhyphenhyphen4SK3o3DXvc97FSf_fKrca-ks3XjGp9eGdku2OVihJilI74FnyJkpbB5pQHOuRGARdLF0AgLw/s1600/IMG_3857.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMR2DrVhyluPHmbrU0H9YSnHrcuHsjiMOSb38QaAebAGczUw4DeZOk33Ru4Q3-FUJmhyphenhyphen4SK3o3DXvc97FSf_fKrca-ks3XjGp9eGdku2OVihJilI74FnyJkpbB5pQHOuRGARdLF0AgLw/s320/IMG_3857.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Ostatnie kilkanaście metrów biegnę. Pod górę, po osuwających się piargach, potem skacząc po wielkich głazach. Dalej droga urywa się północną ścianą. Na szczycie jest tabliczka, a na niej napis "Javorovy Stit". Cóż takiego nadzwyczajnego jest na tym Jaworowym żeby tak biec. Ano nic. Po prostu cieszę się niezmiernie, że zdobyłem szczyt w Tatrach na którym nigdy wcześniej nie byłem. Ba! kiedy ja byłem ostatnio w Tatrach!<br />
<br />
Do Zakopanego przyjechałem przy okazji <a href="http://www.dnilajtowe.pl/">"Dni lajtowych" Polskiego Klubu Alpejskiego</a>, gdzie miałem robić pokaz slajdów ze "Śnieżnej Pantery". Możliwości dodatkowego wspinu w Tatrach nie mogłem przegapić. Z racji ostatnio mojego zabieganego trybu życia ciężko było dogadać się z kim i na co (się wspinać), ale ostatecznie udało się umówić z moim jedynym (w swoim rodzaju) bratem:)<br />
<br />
Kilka godzin z Poznania z Michałem Matlągiem, potem przesiadka w Zakopcu do Przemka, kima w samochodzie po Słowackiej stronie Tatr i z rana ruszamy na wspin. Wstyd się przyznać, ale w tej części Tatr (nie polskiej) byłem zaledwie kilka razy, a w dolinie Staroleśnej nigdy. Warun wprost idealny. Na dole mgły, które sprawiają wrażenie nieskończonego morza. Powyżej bezchmurne niebo i prawie bezwietrznie. Mamy środek listopada, zwykle śnieg zakrywa już ściany, a teraz piękny, gorący granit aż zachęca do wspinania. Przemek wybrał jeden z kilkuwyciągowych filarów Jaroworowego Szczytu. Droga nie ma nazwy, trudności niewygórowane, ale to nie ma znaczenia.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-LF6OWdPqEBg/TtP8YDeyLGI/AAAAAAAAGyE/IxRyelXsOss/s1600/IMG_3875.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://3.bp.blogspot.com/-LF6OWdPqEBg/TtP8YDeyLGI/AAAAAAAAGyE/IxRyelXsOss/s320/IMG_3875.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Wspinamy się w miarę szybko, na zmianę prowadząc wyciągi na całą długość liny. Końcówka to super wspinanie na ostrzu grani. W sumie jakieś 300m. Nie jest to może El Capitan, ale niewątpliwą zaletą wspinania o tej porze roku jest kompletny brak ludzi. Po prostu słońce, wspaniałe widoki, dwójka braci i czysta przyjemność. Nie do powtórzenia w innych górach. Pozostaje jeszcze wbiec na szczyt...<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-87EQ2iKcycw/TtP8fDRcUwI/AAAAAAAAGyY/znoDxbhV6W8/s1600/IMG_3885.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://2.bp.blogspot.com/-87EQ2iKcycw/TtP8fDRcUwI/AAAAAAAAGyY/znoDxbhV6W8/s320/IMG_3885.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Zjeżdżamy szybko, walcząc po drodze z zaklinowaną liną. Schodzimy już po ciemku do samochodu. Przemek wraca do domu po szybkiej, jednodniowej akcji ja wysiadam przy Hotelu "Nosalowy Dwór".<br />
Zwykle w takich hotelach pracowałem teraz mam zaszczyt się nawet zdrzemnąć, dzięki temu że jestem gościem na "dniach lajtowych".<br />
<br />
Potem były dwa dni pokazów zdjęć, fantastycznych górskich opowieści, spotkań, pokazów filmów i nawet zamieniłem kilka zdań z Denisem Urubko. Dał mi rosyjski oryginał swojej książki i spytał się czy może mi się jeszcze podpisać;) Ciekawy gość z tego Denisa. Chciałbym zrobić chociaż 10% tego co on. Ciekawe, że naprawdę tylko garstka ludzi w historii alpinizmu zrobiła coś wyjątkowego.A tylko kilku unikalnych gości zrobiło to wielokrotnie. Wśród nich jest właśnie Denis.<br />
<br />
<br />Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-500115617238190932.post-17084670142822251182011-10-17T12:35:00.000+02:002012-03-04T14:13:25.610+01:00Maraton bez ściany<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO4j85qJEOHIgdSYKOtKcs5yL3IV4ILBn2o5lcezPRxMS3LkDnlTxs2xn7E4YGIpzyOp9MJLjd864Da2I6intFgfimPRIThBkoyS-MxAFSYgHfxzUkkVXNnZf1JF9Q42LEt_8R7hs0xA/s1600/poznanmaraton.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO4j85qJEOHIgdSYKOtKcs5yL3IV4ILBn2o5lcezPRxMS3LkDnlTxs2xn7E4YGIpzyOp9MJLjd864Da2I6intFgfimPRIThBkoyS-MxAFSYgHfxzUkkVXNnZf1JF9Q42LEt_8R7hs0xA/s320/poznanmaraton.jpg" width="213" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">(zdjecie BIP gmina gizalki:)</td></tr>
</tbody></table>
<br />
36 kilometr, do mety zdecydowanie bliżej niż dalej. Trzeba przyspieszyć, bo biegnę przecież na zawodach a nie podczas niedzielnej przebieżki. Mijam grupki biegaczy, mijam pojedyńczych, walczących o życie zawodników. Biegnę ul.Mostową, przebiegam most Rocha nogi naprawdę mam ciężkie, stopy bolą, ale jakoś daję rade utrzymać tempo. 40 kilometr. zostały 2. dwa malutkie kilometry, wręcz widzę już metę, ale jest mi już naprawdę ciężko. Mijam kolejnych biegaczy, ale i tak tempo mam dalekie od sprintu.Biegnę wzdłuż Malty, czas się teraz tak strasznie dłuży. Ostatnie kilkaset metrów, dopingowany przez Agę i Grześka zrywam się do finiszu i bezsensownej walki z zawodnikiem przede mną. Wygrywam. przede wszystkim z samym sobą. 3h26min39sek. daje mi miejsce w szóstej setce na ponad 5000 zawodników.<br />
<br />
To był mój trzeci maraton w życiu. 7 lat temu, ledwo przyjechałem do Poznania na studia i bez żadnego przygotowania wystartowałem właśnie w maratonie poznańskim. Kosztowało mnie to walkę o życie, straszne skurcze i problemy z chodzeniem przez kolejny tydzień. Dotoczyłem się na mete po 4h18min i połowę dystansu walczyłem ze ścianą. Drugi mój maraton 4 lata później w Rzymie był równie dramatyczny. Niby trenowałem, ale zdecydowanie zrobiłem za mało długich wybiegań. Efekt - ściana na 32 kilometrze , a na mecie stan bliski omdlenia. Czas 3h44min . Teraz 3 lata po ostatnim maratonie, ale już z kilkoma ultra na koncie przebiegam bez ściany ze świadomością, że mogę szybciej. Fakt, że finisz był okrutnie męczący ,ale te 36km z grupą pacemakera na 3:30 były po prostu bez stresowe. Po wyprawie byłem na treningu raptem kilka razy, także z wyniku jestem na prawdę zadowolony. Myślę, że podstawą tego, że dobrze się czułem przez większość czasu było korzystanie z każdej stacji (oprócz pierwszej). Dużo piłem izotoników, trochę wody i zjadłem 3 kawałki banana i kilka czekolad. Te stacje po to są i należy z nich korzystać, a przy tempie 4:45-5:00min/km nie trzeba zwalniać, żeby wszystko spożyć. Dobrym wyjściem byłyby pewnie żele energetyczne, ale zapomniałem ich wziąć:)<br />
<br />
Na wiosnę będę walczył o 3:15, a może szybciej...Tomek Kowalskihttp://www.blogger.com/profile/04006467039812174828noreply@blogger.com1