Kto by pomyslal ze wejscie na Gore Kosciuszki moze byc takie trudne? Chcialem sobie wbiec na nia lekkim truchtem, a skonczylo sie tak ze prawie nie moglem chodzic...
Wyjechalismy z Sydney wypozyczona Toyota Camry, samochod calkiem luksusowy jak na nasz status spoleczny. Pierwszy przystanek Canberra, oficjalna stolica Australii, to uporzadkowane miasto, wybudowane od podstaw na podstawie najnowoczesniejszych wzorcow urbanistycznych. rezultat to po prostu zupelnie nudna przestrzen mieszkalna:) mam wrazenie, ze mieszkaja tam tylko urzednicy i pracownicy loklanych instytucji oraz aborygenscy aktywisci domagajacy sie o swoje prawa przed parlamentem. Jest za to muzeum, ktore bylo dla mnie sporym zaskoczeniem. Bo jak mozna zrobic 3 pietrowa, ogromna interaktywna wystawe na temat udzialu Australii w konfliktach zbrojnych na swiecie, kiedy nasza wiedza na ten temat ogranicza sie do kilku akapitow w ksiazce do historii. Muzeum niesamowite, mozna by spedzic w nim kilkanascie godzin nie nudzac sie. Oprocz eksponatow, zdjec, makiet, filmow i pokazow multimedialnych (bombardowanie berlina z pokladu bomboca) , mozna np wejsc do repliki wnetrze lodzi podwodnej, pobawic sie sonarem i peryskopem, potem przejsc do okopow drugiej wojny swiatowej a na koncu wyskoczyc z helikoptera na linie podczas desantu zolnierzy w wietnamie. To jest przyklad, jak powinno wygladac ciekawe muezum.
Wieczorem przepiekna droga dojechaismy do stacji kosmicznej z ogromnymi antenami satelitarnymi. ponoc sa tylko 3 takie na swiecie, a ta wlasnie odpwiedzialana byla za np. przeslanie transmisji z ladowania na ksiezycu. szkoda ze spoznilismy sie na zwiedzanie.
Noc spedzamy juz w Parku Narodowym Kosciuszko, rozbijajac sie na dziko przy jakims resorcie z calkiem ciekawymi widokami;) 3 osoby w samochodzie 2 w namiocie. kazda noc przynosi nam inny temat dyskusji, tym razem byla religia. wspolnie zdecydowalismy ze nie ma sensu poscic i jutro chcemy upiec steka na grillu:)
Rano pogoda marna, ale po kilku godzinach wypogadza sie i jest lampa. pijemy kawke i jedziemy na Charlote Pass, punktu wypadowego na szczyt Kosciuszki. Ja pozytywnie nastawiony przywdzialem biegowe ciuchy, porozciagalem sie i ruszylem z kopyta truchtem. po doslownie 100m lekkiego zbiegu zlapaly mnie skurcze ud, tak mocne, ze nie moglem dalej isc! od razu przed oczami pojawila mi sie wizja ze wejde na szczyt. coz zrzadzenie losu, taka latwa gora a ja nie moge chodzic! probowalem sie rozciagnac, rozmasowac ale po kilku metrach chodu znow skurcze. udalo mi sie dokrzyczec do reszty zeby na mnie poczekali i wymyslilem ze jedyna mozliwoscia jest chodzenie... tylem:) takze czesciowo tylem, czesciowo przodem doczlapalem do reszty. okazalo sie na szczescie ze skurcze mam tylko jak ide z gorki, ale do gory juz nie jest tak zle. dzieki tamu juz razem moglismy podarzac 20km szlakiem na szczyt. Gory ladne, ale niesamowicie przypominaja Tatry zachodnie i sa praktycznie identyczne jak Sierra Madre w Argentynie w ktorych bylem 2 lata temu. ciekawe ze teraz juz nie dopatruje sie indywidualnego piekna, ale jednynie porownan. trasa zajmuje nam dobrych kilka godzin, mijamy po drodze jeziorka i poloniny. postanwiam ze przeszlo mi na tyle ze honorowo wbiegne ostatni kilometr na szczyt. no i biegne i czuje sie jak bym konczyl maraton. bol straszny, ale zagryzam zeby i docieram na szczyt, na ktory prowadzi droga przejezdna chyba tez dla samochodow...
Jest 5 szczyt! dostaje nauczke ze nie mozna zadnego bagatelizowac. reszta dociera zaraz za mna, robimy sesje zdjeciowa i krecimy film jak to "jestesmy na szczycie i kochamy zycie":)w ramach patriotycznego obowiazku dopisujemy na tablicy szczytowej kreseczke nad litera "s" w nazwie szczytu Kościuszko:) Zupelnie przemarznieci docieramy po ponad 7 godzinach do samochodu i ruszamy w kierunku Melbourne, z jedna tylko przerwa. na Steka:) w nocy udaje nam sie w rzece zaobserwowac niewyrazna sylwetke dziobaka:)
Spimy w miejskim parku napotkanym po drodze. rano przekradamy sie na camping wykapac (normalnie bysmy tam sie rozbili, ale nie bylo miejsc;) i ruszamy ostatnie kilkaset kilometrow do Melbourne,a wlasciwie na Great Ocean Road, numer 2 na liscie Australijskich atrakcji turystycznych...
To be continued...:)
p.s. zdjecia wkrotce
Ciekawe,ciekawe ja ,zdarzało mi się że wchodziłem na szczyt na czworakach (zwłaszcza w zimie) ale nigdy jakos mi się nie udało wchodzić tyłem:):)Tak że mam dla Ciebie wielki szacun
OdpowiedzUsuńTyłem na górę? hmm... musze spróbować.TT
hmm... mi sie wydawalo ze w namiocie byly 3 osoby...kurcze silne to lambrusco...
OdpowiedzUsuńa mnie ten widok kojarzy się bardziej z górkami w walii niż z tatrami zachodnimi.
OdpowiedzUsuńzapraszam na stronę mtkosciuszko.org.au Dużo wiadomości o P.E Strzeleckim odkrywcy Góry kościuszko W blogu nie ma o tym ani słówka
OdpowiedzUsuń