20 lipca 2010

Minął rok...


14 lipca minął dokładnie rok odkąd wyjechałem z Polski. Troche to zaskakujące. Czy rok to dużo czy mało?

Po raz kolejny osiadlem na dluzej w jednym miejscu. Dzieki temu nie mam wrazenia ze ta wyprawa sie dluzy. Owszem, mialem dosyc kilka razy, bo ile mozna spac w namiocie i jesc wszystko co najtansze. Teraz mamy mieszkanie, prace i jedzenie wybieramy nie tylko z najnizszej polki, ale tez czasem jedna polke wyzej:)
Dojechala do nas Agata  i w przeciagu tygodnia wszyscy juz mieli gdzie pracowac. Bena podczas swoich poszukiwan natrafil na Crisa Szylowskiego, polskiego emigranta ktory przy okazji jest managerem hotelu. Zatrudnil Bena na recepcji a potem Agate na housekeepingu. Ostatnio nawet zaprosil nas na grill w ogrodku z widokiem na Chiefa. Ah ta kielbasa i ziemniaki, juz zapomnielismy jak to wszystko smakuje. Mieszkanie doslownie znalezlismy z dnia na dzien. Male, jednopokojowe na parterze wielkiego domu pelnego indian (z Indii) zwanych przez nas, nie bez powodu, Sultanami. Mieszkanko nowe, kuchnia, lazienka, internet, nic wiecej nam do pelni szczescia nie potrzeba. wreszcie kompiemy sie codziennie, a nie co ktorys dzien z kolei:)
Nie ma mebli, ale znajdujemy szybko jakies tanie lub darmowe krzesla, stolik i materace. jestesmy urzedzeni choc IKEA to nie jest. raczej wersja "na pustelnika"
Moja praca nie jest specjalnie ekstycujaca. 10 godzin w niezbyt ruchliwym sklepie gorskim, za to mam znizki na wszystko i czasem spotykam calkiem ciekawych ludzi. 4 dni pracy, 3 dni wolnego ktore przeznaczam glownie na bieganie i wspinanie. Na poczatku wspinalem sie na zywca (bez aekuracji) na jakis latwych drogach, bo nie mialem sprzetu. jak juz kupilem najpotrzebniejsze rzeczy to ruszylismy w trojke na cos normalnego. Agaty pierwszy wspin zakonczyl sie sukcesem, natomiast ja mialem po raz pierwszy w zyciu okazje przetestowac jak dzialaja friendy. Dwukrotnie polecialem glowa w dol (lina sie zawinela) i troche sie poobdzieralem. wniosek, brak techiki. Niestety w Polsce dominuje wspinaczka sportowa, a wspinanie w rysach to zupelnie inna zabawa.
Ostatni weekend w Squamish odbywal sie Mountain Festiwal. Slawy wspinaczkowe zjechaly sie pokazywac filmy i zdjecia. Royal Robbins, Tommy Caldwell, Alex Hannold, Cedar Wright i kilka innych nazwisk ktore pewnie nikomu z Was nic nie mowia, a u mnie wywolywaly wypieki na twarzy. Jezeli ktos znajdzie film "Alone on the wall" z alexem hannoldem to gwarantuje spocone dlonie ze stresu, nawet jezeli nigdy w zyciu sie nie wspinaliscie.
Squamish jest male, ale cos sie tu zawsze dzieje. niedlugo ma byc duzy festiwal muyczny, zawody w slackline. Jest kino ("predators" wcale nie taki zly), mnostwo szlakow od spacerowych do super-trudnych rowerowych, jest basen i jacuzzi no i wreszcie jest mcdonalad z lodami i duza coca-cola za 1$:) Przedewszystkim jednak jest jakas taka pozytywna atmosfera i wychodzac do pracy z widokiem na ogromnego Chiefa jestem po prostu zadowolony.

Nie zaczy to ze nie tesknie za domem i ojczyzna:) Wracam na swieta, to postanowione. Nie moge po prostu wrocic z pustym portfelem. Poza tym jeszcze czeka na realizacje kilka innych pomyslow....

p.s. kilka zdjec z naszego skromnego zycia w Squamish, dodalem tez zalegle z podrozy po B.C.

3 komentarze:

  1. roczek pełen wrażeń minął... gratulujemy wytrwałości. pewno jakaś mała imprezka się szykuje z tej okazji?

    PAW

    OdpowiedzUsuń
  2. check out what the Squamish is!

    http://video.google.com/videoplay?docid=-4026819317149294282#

    OdpowiedzUsuń
  3. rany już rok Cię nie ma:)ale ten czas leci...:)powodzenia na nowym miejscu i uważaj na siebie bo jak widać nieźle się poturbowałeś przy tej wspinaczce, buziaki:*

    OdpowiedzUsuń