A nasz sylwester mimo tego ze dla wiekszosc byl zupelnie zwyczajny to dla mnie byl calkiem wyjatkowy. Zwykle bylem gdzies w gorach, daleko poza miastem, kontemplujac mijajacy rok. Tymczasem teraz w srodku miasta,fajerwerki, mnostwo ludzi, ale nikt nie smie nawet spojrzec na szampana (calkowity zakaz picia publicznego) i tylo jedna grupka miala zimne ognie (ktore zreszta pozyczylismy). Potem proby wejscia do klubow i kolejny paradoks, Marty nie wpuszczaja mimo ze ma legitymacje studencka z Brisbane (bo moze byc podrobiona) a mnie wpuszczaja na polskie prawo jazdy. Pomijajac fakt ze wczesniej wielki samoańczyk wywala mnie z innego klubu bo przeslizgnalem sie za jego plecami:) Sylwestra konczymy wracajac do domu w wozku supermarketowym.
I wreszcie przeprowadzam sie do City:) Razem z Marta i Slawkiem znalezlismy mieszkanie nie daleko cetrum. Najwazniejsze ze jest szybki internet a na zapleczu calkiem fajny basenik. Dodtakowo mamy dwojke koreanskich wspolokatorow w tym jeden o wiele mowiącym imieniu Ki-Chun. Duzo kicha na przyklad. Czesto wiec zwalaja sie korenscy krewni i przyjaciele krolika i robia wspolny obiad w ktorym oczywiscie chetnie bierzemy udzial.
Ja juz pracuje full-time czyli 5h dziennie przez 5 dni w tygodniu, a ze ruch duzy wiec miesnie lydek daja o sobie coraz czesciej znac. Jak juz wspomnialem wczesniej. Jak juz osiadzie sie w jednym miejscu to nie ma tak wielu przygod, a nie wiem czy komukolwiek z Was chcialoby sie czytac jak sie uzewnetrzniam i opisuje swoje przemyslenia:) Wszystko jedna wskazuje na to, ze cos zacznie sie dziac lutym. Bo w lutym ruszamy na wyprawe do interioru Australi zobaczyc slunne Uluru, czyli kawal wielkiej, czerwonej skaly wyrastajacej jakby nigdy nic na pustyni.
Zdjecia z sylwestra i nowego mieszkanie wkrotce.
w Azji musialem sie ograniczac zeby za duzo sie nie rozpisywac a teraz mam problemy zeby napisac dodatkowy paragraf. Zycie w jednym miejscu to jednak nie daje za wiele wrazen, jednak jak bylem w podrozy to chcialem juz gdzies osiac na dluzej. I jak tu znalezc kompromis?
p.s. W najnowszym magazynie BIEGANIE ukazal sie moj artykul z biegu na Mount Kinabalu;)
z niecierpliwością czekam na nowe fotki:*
OdpowiedzUsuńchyba nie ma Tomku kompromisu, dlatego ten niedosyt i brak czegoś zawsze pcha nas na poszukiwania.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na Twoje Uluru :)
Michał
Tomciu:) ja tu zaglądam i cieszę się, że ponudzić się w obcym kraju również jest Ci dane. Chyba nie doświadczałeś tego zbyt często ostatnio ;) przy okazji życzę Ci lepszego nowego roczku. i do zobaczenia !
OdpowiedzUsuńb.
Niesamowicie się czyta twój blog. BAAArdzo interesująco. Trafiłam na twój dziennik przypadkiem. Moja sis właśnie zwiedza Tajlandię Laos i Kambodżę. I śledzę jej trasę czytając twoje zapiski. I dużo to ciekawsze i pełniejsze od tego co dostaje od niej.
OdpowiedzUsuńTak mi się spodobało czytanie że już regularnie podczytuje i zagościłeś na stałe w moim RSS-sie. Pozdrawiam i czekam na dalsze relacje.