15 września 2009

Leg rowing and jumping cats




"wezcie sobie wszystkie sredniowieczne zamki europy, dodajcie jeszcze troche i rozrzuccie je na obszarze jednego miasta" tak opisuje Bagan nasz przewodnik. Rzeczywiscie, nie da sie tu znalezc miejsca bez swiatyni, a wchodzac na jedna z nich po sam horyzont ciagna sie szpiczaste dachy wiekszych i mniejszych swiatyn. Unikalne miejsce. Tradycyjnie zwiedzamy na rowerach. Skwar, zmeczenie skutecznie utrudnia zachwycnie sie kazda swiatynia. Rozdzielamy sie i razem spotkamy sie dopiero na zachod slonca, na jednej z popularniejszych swiatyn, pelnej o tej porze turystow. Przyjechalem tam 2h wczesniej gdy nie bylo jeszcze nikogo tylko dzieciaki sprzedajce pamiatki. Okazali sie strasznie towarzyscy. Chetnie opowiada o swoim zyciu, o tym ze nie maja wogle pieniedzy ale jakby im to nie przeszkadza. jedna 15letnia dziewczyna znala podtawy 10 jezykow. od razu zaczela po polsku: "czesc, ile masz lat? jestes przystojny, a ja ladna. jak sie masz? szerokiej drogi i milego dnia. do zobaczenia!" ale to byl taki polski ktorego nie spodziewa sie po obcokrajowcu. tak mnie zaskoczyla ze az od niej pocztowki kupilem:) znala tez hebrajski, japosnki, wloski, koreanski i inne. i taka osoba cale zycie skazana jest na sprzedaz pamiatek. smutne to. z wysypka idziemy do doktora ktory kazdego z nas liczy 10$, ale na szczescie po 2 dniach wszystko wraca do normy.
drugi dzien sie chillotujemy. znalezlismy swoja switynie, bez turystow i lezelismy sobie caly dzien. wieczorem znow poszlismy do swiatyni zachodzacego slonca. panuje tm strasznie pozytywna atmosfera. poniewaz autobus do Inle mamy dopiero o 4 rano postanawiamy nie brac noclegu a przespac sie na przystanku autobusowym. mimo komarow, zaskakujaco wygodnie.

Malym autobusikiem z okrutnie twardymi siedzeniami po kilkunastu godzinach docieamy do Inle Lake. Kulutrowo-kraoznawczej atrakcji Myanmaru. Samo jezioro nie jest nadzwyczaje. w wiekoszosci zaroniete, plytkie i plaz nie ma. Wystarczy jednak zobaczyc mala lodczke, a na niej rybaka w kapeluszu stojacego na jednej nodze, a druga trzymajac wioslo i wioslujacego ruchem wezo-podobnym, i juz widomo ze jestesmy w miejscu wyjatkowym. Nad jeziorem jest wiele unikatowych rzeczy. jest wlasnie "leg-rowing" czyli wioslowanie noga, odbywaja sie tu nawet zawody w tej dyscyplinie, sa targi, na ktorych spotkac mozna ludzi z kilkunastu roznych plemnion mieszkajacych w gorach w tym slynne kobiety-zyrafy z obrozami na szyi. Jest wreszcie jumping-cat monastery, czyli swiatynia w ktorej mnisi chyba z nudow nauczyli koty skakac przez obrecze (sic!). Wszystkie atrakcje poznaje sie plywajac lodzia napedzana niezwykle glosnym i psujacym klimat motorem.
Samo miasteczko przy Inle jest spokojnym i klimatyczym miejscem. Wieczor po wyczrpujacej jezdzie autobusowej swietujemy urodziny Patryka. Ile osob Polsce ochodzilo urodziny w Myanmarze?:)

Od rana do wieczora plywamy lodka motorowa po jeziorze i "zaliczamy" atakcje. wioska Yama, gdzie sa tylko drogie pamiatki ibiedne panie w obreczach ktore traktowane sa jak zwierzeta w ZOO. "mozecie robic im zdjecia za darmo". my nie robimy. kiedys zakladanie obreczy na szyje mlodych kobiet mialo uwaunkwania kultorowe, teraz robi sie to i wysyla dziewczyny do miasta w celu zbierania pieniedzy za fotografie. nie wygladaly na szczesliwe.
Druga stacja to zniszczone stupy na wzgorzu z widokiem na jezioro. jest tez ogromny targ ale dzis nie czynny. szkoda. trzecia stacja to 5 statuek buddy ktore sa tak pokryte zlotem ze wugladaja jak zlote kulki. czwarta to kolejna stupa, najstarsza nad jeziorem piata stacja to floating gardens, czyli ogrody uprawiane na wodzie. 6 to w koncu skaczace koty. przychodzi znudzona Pani, pokazuje obrecz, kot skaka, dostaje przekaske i koniec show. unikalna sprawa;) Udaje nam sie namowic jeszcze kirowce na stacje 7 i wioske pol na wodzie pol na ladzie z klimatyczna swiatynia. juz noca i w ulewie wracamy do hostelu. W miedzyczasie poznajemy Agnieszke, ktora jest scenopisarka do pewnego popularnego serialu w TV polskiej;) Nawiasem mowiac super praca.

Teraz juz tylko 17h podroz powrotna do Yangoon i ostatni dzien w Myanmarze. Jagna miala lot dzien wczesniej, Aga z Luisem pojechali jeszcze zobaczyc Bago, a ja z Patrykiem wysylamy pocztowki i probujmey kupowac pamiatki zajadajac sie burmanskimi hamburgerami... rano jestesmy z powrotem w Bangkoku.

Mynmaru nie sposob porownac do innych panstw Tej czesci Azji. To inny swiat, miejsce ktore nie nadazylo z postepem cywilizacji. Takich miejsc jest juz nie wiele. Jedzcie tam zanim ktos obali rezim i zrobi tam kolejna "tajlandie"

Ostatnie dni z moimi kompanami podrozy spedzimy na poludniu tajladni. Leje tam teraz niemilosiernie, ale przynajmniej farangow malo:)

8 komentarzy:

  1. nieźle cię spaliło słonko na twarzy!
    zdjęcia w tej części chyba najciekawsze z dotychczasowych!
    a ta Agnieszka to może scenarzystka z "M jak miłośc"?? O rany! napisz koniecznie czy małgosia zgodzi się wyjśc za tomka oraz czy mirka poderwie piotrka :-)))) hahahaha
    pozdro
    B.P.

    OdpowiedzUsuń
  2. na gazecie.pl ukazał się własnie reportaż z Birmy.
    czemy to nie ty go napisałes ? :-)

    http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,82269,6950564,Wyprawa_nie_dla_kazdego__Birma___zolty_i_zielony.html

    OdpowiedzUsuń
  3. fotki niesamowite,oddaja klimat tej dzikiej krainy...
    usciski
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  4. nie masz przypadkiem przy sobie małego urzadzenia z Argentyny zwnaego spotem bo ja juz nie ogarniam gdzie jestescie a gdzie Was nie ma. Jakas mapa by sie przydala z pinezkami "tu bylem"

    OdpowiedzUsuń
  5. Tomaj!a teraz przypomnij sobie jedna z tych wielu historii Panicza:
    - co robi kot?
    - skaka ! :) Hahaha

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne fotki!
    ależ to musialo wygladac na zywo >:o
    chyba ciezko bedzie sie Wam rozstac z Azja.zostalo jeszcze pare dni przeciez tylko i chyba zaczniesz Tomku samotna czesc wyprawy?
    sciskam mocno.rowniez od Guida, ktory zapytauje czy spotka sie jeszcze z czescia "Campagnia dell'Anello"[tak Was nazywa;)] w Genovie?
    buziaczki:)
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  7. Oglądając te zdjęcia,aż dech zapiera,wyglądają jak fantastyczne,bajkowe krajobrazy.Żal,że tak piękne i urokliwe miejsca są ukryte gdzieś tam -hen w jakimś zakątku Ziemi i dla nielicznych tylko par oczu.Jeszcze ten spokoj,który się odczuwa patrząc na ludzi i czas,który ma pewnie inny wymiar...Pozdrawiam serdecznie całą ekipę i pomyslności w dalszym Odkrywaniu Świata. c.J

    OdpowiedzUsuń
  8. no chyba już czas na relację z pierwszych treningów boksu? chyba że cię tak obili że nie możesz pisać na klawiaturze ;-)

    OdpowiedzUsuń