24 października 2009

Mount Kinabalu Interational Climbathon



„The world toughest moutain race in the world” - Tak reklamuja się zawody w których startuje już jutro. Na Mount Kinabalu normalnie wchodzi się w ciągu dwóch dni. Ja mam 2,5h żeby wbiec na szczyt i kolejne dwie żeby z niego zbiec. 21Km , 4600m przewyzszenia. Powiem szczerze, ze jeżeli  uda mi się zmiescic w limicie czasu to będę naprwde z siebie dumny:) dziś byłem w siedziebie Parku Narodowego żeby zarejestrowac się na zawodach. Była mgla i zimno, ale kiedy stopem wracalem z powrotem do Kota Kinabalu gdzies wysoko, naprwde niespodziewanie wysoko rozwialy się chmury i pojawil się szczyt... ciarki mni przeszly. Mam nadzieje, ze ten miesiac treningu da mi jakiekolwiek szanse....

Zanim tu jednak dotarlem to mialem troche przygód. W Cameron Highlands mialem tylko jeden dzien na zwiedzenie przepieknych plantacji herbaty. Kto by pomyslal ze tak zwykla rzecz jak Herbata jest taka skomplikowana w uprawie i taka piekna:) Postanowilem ze w ramach treningu wbiegne sobie na najwyzsza w okolicy gore po drodze zahaczajac o plantacje herbaty BOH. Jakos tam się dotoczylem po drodze mijajac tez hodowle kaktusow, truskawek i czego tam jeszcze. Na szczycie na nic przydala mi się wieza widokowa bo wszystko spowila gesta mgla. Wbieglem droga a zchodzilem jednym z wielu tutaj Jungle Trail. Ow szlak okazal się mieszanka blota i korzeni. Jak to w dzungli. Nie spotkalem niestety zadnego zwierzaka ani na szczescie insekta. Tego samego dnia zalapalem się jeszcze na autobus do Kuala Lumpur. Z dzungli zwyklej do dzungli miasta.

Kuala Lumpur to taka ubozsza wersja Nowego Jorku. Wysokie wiezowce w tym niesamowite Petronas Towers, mieszanka kultur, wielkie ChinaTown, tylko wszystko dużo tansze. Ogolnie nastawialem się, ze Malezja jest krajem rozwinietym, ale naprwde można czasem pomyslec ze Polska to jeszcze wioska w porownaniu z takim Kuala Lumpur. Noca docieram do mojej host na przedmiesciach miasta. Aida jest 30latka , mloda duchem miejska dziwczyn, która wkrotce sprzedaje mieszkanie i rusza w podroz zycia. Wszyscy są tutaj pod ogromnym wplywem „kultury” amerykanskiej. Wszystko kreci się wokół celebrities, mcdonalda, hollywood i MTV. Aida na 30 urodziny wynajela jakiś klub, zaprosila setke znajomych i w ramach prezentu dla gosci zatanczyla z koleznakami uklad do piosenki PussyCat Dools w podobnym zreszta stroju. U nas by to nie przeszlo:) Najlepsza jednak historia zdarzyla jej się jak wystepowala w programie telewizyjnym gdzie w ramach kary przed milionowa publicznoscia musiala zjesc genitalia byka:)))) Ogolnie z wyksztalcenia kucharz ale pracuje jako projektant wnetrz. Ciakawa osobowosc.

Nie mialem specjalnej presji na zwiedzanie miasta, więc pojechalismy do biura Aidy, zjedlismy super indyjski lunch, poszlismy do kina, pochodzic po centrum handlowym i już musialem jechc na lotnisko. I tak jeszcze spedze w KL kilka tydzien w listopadzie więc nie ma co zwiedzac na razie:)

Do Kota Kinabalu na Borneo przyjechalem w nocy. Autobusy już nie jezdza, taksowka droga, ale stopem szybko dojechalem do miasta. Moja kolejna host Kim z Singapuru ma wielkie mieszkanie w Condominium. Mam więc wlasny pokoj z widokiem na morze, lazienke, a jak chce to mam tez baseni silownie z uwaga hitem: ruchoma sciana wspinaczkowa. Taka jakby bierznia ruchoma, tylko w pionie z przykreconymi chwytami.mozna regulowac kat nachylenia i szybkosc. I wspinac się w nieskonczonosc...:) muszę sobie taka sprawic.

Kto mysli o Borneo jak o gestej dzungli to niestety zmartwie. Czasy dziwiczego lasu tropikalnego już dawno minely. Wszedzie pelno tursytow, package tourow, wszystko piekne, czyste dostosowne do potrzeb niemieckich podroznikow. Samo Kota Kinabalu to nowoczesne miasteczko, a tutejszy klub nie ustepuje tym w naszej kochanej Warszawie. Nie ma tu za wiele do roboty więc chodze sobie po ksiegarniach, do kina i spotkalem się z kilkoma couchsurferami w tym zupelnie przypadkiem z trzema polakami. Co jest najbardziej zaskakujace to to ze wszyscy tutaj albo byli albo naprwde dobrze znaja polske. Moja host była 9 miesiecy w Warszawie, laska która mnie wziela na stopa była pol angielka, pol polka, reszta przynajmniej kilka razy spotkala już kogoś z Polski. Nasz kraj nie jest już jakims odleglym, nieznanym nikomu miejscem. Duma rozpiera:)
Teraz proszę o trzymanie kciukow  i jeżeli będę wstanie chodzic to będę tez wstanie cos napisac po zawodach:) Okazuje się ze samotna podroz zadko kiedy jest samotna:)
Pozdrawiam z dżungli miasta na Borneo



7 komentarzy:

  1. fajne zdjecia z herbaciarni! trzymamy kciuki za wynik na zawodach! ladne noclegi znajdujesz ;-)

    Brat P iA

    OdpowiedzUsuń
  2. pokaz klase ziom ! ja jutro jade w lake distrist i jak bede chodzil po hillach to bede przekazywal ci dodatkowa energie :)

    pozdr. i powodznia !:)

    beno

    OdpowiedzUsuń
  3. ...to zanim Tomaj sie doczłapie do neta po zawodach, to może napisze zdolna z niego bestia i oczywiście, że mu się udało! :)
    Gratulejszyn

    OdpowiedzUsuń
  4. własnie zauważyłem, ze dopisałeś nazwy szczytów do tytułu wyprawy :-)
    no jeśli ci się uda wejśc na wszystkie cztery to będzie naprawdę coś! szkoda że nie dam rady przyjechać na alaskę...
    BP

    OdpowiedzUsuń
  5. ;)
    to udalo sie, tak?
    karolcia na martynice, ja na st luci, z braku poczucia czasu, caly weekend intensywnie trzymalysmy kciuki i nic innego nie robilysmy ;p to na pewno dlatego dales rade :P hehe, zarcik :)

    gratulacje tomasz
    czekamy na newsy :P

    btw. apropos polakow, caly czas myslalysmy ze nikt na wyspie nie jest w stanie nas zrozumiec, a tymczasem pod naszym (!) mieszka martynikanczyk ktory tez mieszkal w polsce i calkiem rozumie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. no i ja gratuluje po raz setny! samotna podroz zadko bywa samotna (mi moja samotna podroz sie nie udaje od 3 tygodni;)- ale o to wlasnie chodzi!
    co do kambodzy to mnie oczywiscie okantowali na granicy hehe... i zaplacilam 5$wiecej niz powinnam... ale teraz to wspominam z usmiechem. spotkalam 2 niemcow i ich okantowali na 15$ (kazdego!), wiec chyba powinnam sie cieszyc z "oszczednosci" hehe
    pozdrawiam slonecznie spod angkor wat!
    magda

    OdpowiedzUsuń
  7. dzieki:) relacja wkrotce bo bylem teraz w prawdziwej borneonskiej jungli i widzialem mojego przodka - nosacza:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń