5 grudnia 2010

DNF



Te trzy litery widnieja przy moim nazwisku na liscie wynikow. Znienawidzony przez wszystkich zawodnikow skrot od "Did Not Finish". Nie wiem co wlasciwie sie stalo. Nie wiem na co moge zawlic wine. Sa poprostu takie dni kiedy wszystko idealnie sie uklada, a sa kiedy nic. Tak jak dzisiaj. Czy to przez te badania? przez to ze spalem 2h tylko? czy moze przez tabletki, ktorych nigdy nie bralem a mialy pomoc moim miesnia przezwyciezyc bol? Pokladalem ogromne nadzieje w tych zawodach. Przebieglem przeciez 50 mil w Squamish w 9h i od tego czasu sporo trenowalem, mialem wiec nadzieje ze bede mogl powalczyc o 8-8.30h. Stresowalem sie bardziej niz zwykle, ale zaraz przed startem udalo mi sie wyluzowac. Milem tylko dziwnie wysokie tempo. Start o 5:07! Ruszylem zaraz za Kasia ktora przyczepila sie czolowki kobiet. Od razu stawka sie rozciagnela z jakas 30sto osobowa grupa z przodu. Tempo ostre. Mialem wrazenie, ze wszyscy zapomnieli ze to bieg na 50mil a nie 10km i do tego biegiemy pod gore! Oddycham powoli, ale zerkam na pulsometr a tam wartosci ktore osiagam zwykle na finiszu ostrego, szybkiego treningu. Cos jest nie tak. Zwalniam, ale tetno wcale nie spada. Kasia juz mi uciekla. Na zbiegu troche odzyskuje sile, ale tetno caly czas bardzo wysokie. Mam nadzieje, ze uspokoi sie troche i potem zaczne gonic. W pewnym momencie trasa wiedzie wzdluz klifow nad oceanem. Akurat jest wschod slonca. Przepieknie. Niestety czuje ze nogi juz zaczynaja mnie bolec a to dopiero poczatek trasy! Kolejny, choc lagodny podbieg zakosami na szczyt gory. Normalnie taki podbieg wogole nie sprawilby mi problemu, teraz walcze z soba zeby nie zaczac isc. co sie ze mna dzieje? Zaczyna padac deszcz. mam dreszcze na calym ciele. Nagle dostaje dziwnej opuchlizny na rekach. czuje ze z twarza tez nie jest wszystko w porzadku. Potem skurcze ud. Chwile do zniesienia a potem tak silne ze musze stanac. Jestem w fatalnym stanie, podjerzewam ze przesadzilem z napojami enegetycznymu, gelami i tabletkami i teraz wychodzi. jakos dowlekam sie do przepaku. To dopiero 18 mila a ja jestem u kresu sil. przez 15min walcze z soba czy rezygnowac czy nie. Widze jednak tych kustykajacych zawodnikow, ktorzy wciagaja jakiegos precla i ida dalej i mysle ze nie moge sie tak szybko poddac. Ruszam dalej. To jedyny moment na tych zawodach z ktorego jestem dumny. Nawet moge troche pobiec, ale po chwili znowu lapia mnie kurcze. Po pewnym czasie mija mnie Kasia biegnaca w druga strone.Ma chyba juz godzine przewagi! Po kolejnych 12 milach zbiegow po zabloconej i sliskiej sciezce, a potem ostrego podejscia juz wszystko mi siada. Dochodze do przepaku na 32 mili po ponad 6 i pol godzinie. Zwyciezcy sa juz na mecie. Postanawiam ze nie ma sensu walczyc przez kolejne 5-6h po to zeby totalnie sie zajechac. Przebieglem juz kiedys 50mil, wiem ze moge. To po prostu nie byl moj dzien...
Jestem zly, smutny i strasznie zawiedziony. Myslalem ze bede walczyl z najlepszymi a przegralem nawet ze samym soba. Nie po raz pierwszy zjadla mnie ambicja. To straszne uczucie kiedy jest sie na lini mety, widzi sie tych potwornie zmeczonych, ale szczesliwych ludzi i miec swiadomosc ze mozna bylo byc jednym z nich.
Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, a zaczalem sie juz do tego przyzwyczajac.
Kiedys wroce do San Francisco i udowodnie sobie ze stac mnie duzo wiecej.

Kasia zajela znakomite 8 miejsce wsrod kobiet. Zwyciezylli, zupelnie nie spodziewanie, zawodnicy z Europy, z teamu Salomona. Dla mnie to byla ostatnia powazna aktywnosc przed powrotem do domu. Teraz juz tylko odpoczywam i zwiedzam.
Szkoda, ze nie udalo mi sie fajnie zakonczyc ten wyprawy. Moze to znak ze nie powinienem jej jednak wcale konczyc?;)
Pozdrowienia dla czytelnikow!

6 komentarzy:

  1. umiec zejsc z trasy to tez ogromny wyczyn, ogromna odwaga, i walka ze sobą - świadomośc tego że cały czas trwa walka... jutro kolejny dzień, za niedługo kolejny bieg... wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło! 1,5roku podróży,miliony przygód, dużo fantastycznych i ześwirowanych ludzi, pyszności i obleśne żarcie,sukcesy i porażki...myśle że to całkiem ładne miejsce na podium podróżników:)
    głowa do góry i wracaj szczęśliwie:)
    j.

    OdpowiedzUsuń
  3. dobry tekst! coz okazało się że jesteś "tylko" z żelaza,a nie ze stali ;-). Trzeba było popytać jaka jest tajemnica lepszej kondycji innych zawodników. ja stawiam na przynajmniej 8h snu oraz odpowiedni trening na kilka dni przed zawodami, a nie branie udział w badaniach wydolnościowych... anyway GRATULACJE!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wynik „DNF” choć Cię boli i wydarzył się w nieodpowiednim miejscu i czasie jest tylko i wyłącznie małym epizodem w Twojej wyprawie. Logiczne i właściwe wnioski wyciągniesz, gdy ostygniesz z emocji – daj sobie czas.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zalicza porażek tylko ten, kto nic nie robi!

    OdpowiedzUsuń