5 października 2011

Lądek Zdrój

fot.Monia Strojny?
Deja vu. znowu biegnę pod górę i znowu mi serce z orbity wyskoczy. nogi bolą. co się dzieje? przecież powinno być zupełnie na odwrót. na technicznym zbiegu udaje mi się wyprzedzać i jakoś nadganiać a pod górę jestem jak zwyczajna dętka. w dodatku zupełnie zflaczała.

Do Lądka Zdroju zostaliśmy zaproszeni z Agą przez Macieja Sokołowskiego, nowego organizatora kultowego już przeglądu filmów górskich. To miał być mój pierwszy, większy oficjalny pokaz slajdów z wyprawy. Wcześniej już była rodzinna prezentacja w Stowarzyszeniu mojej mamy i urodzinowy pokaz w Warszawie w fajnej knajpce Południk 0. Teraz to już slajdy z prawdziwego zdarzenia. Niestety trochę pechowo się zbiegło ze slajdami Oli Dzik, która spodziewanie, zgarnęła większą część publiczności.
Przyjechaliśmy razem ze znajomym z KW i na wstępnie otrzymaliśmy "pakiet vipowski" z piękną piersióweczką z logiem festiwalu:) Generalnie przez 4 dni puszczane są filmy, pokazy zdjęć, prelekcje i warsztaty o szeroko pojętej tematyce górskiej. Dodatkowo w sobotę odbył się Lądek Trail, bieg górski na dystansie 15 kilometrów. Na starcie śmietanka biegaczy Salomona, górale, ultrasi, rajdowcy i himalaiści. Niezła mieszanka. Zaskoczenia nie było i przybiegłem ciężko dysząc w połowie stawki. Zbiegi mi już nieźle wychodzą, ale podbiegi to jakaś porażka. Abstrahując od tematu Lądka to wróciłem w końcu do treningów biegowo-wspinaczkowych.
W niedziele miałem pokaz, który mimo niezbyt wielkiej publiczności mogę chyba uznać za udany. Wizytówki firmy rozeszły się jak świeże bułeczki:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz