10 marca 2012

Bieg Piastów


Przede mną ugina się  tak "na oko" siedemdziesięcioletni staruszek. Z całych sił zapiera się na wysokich kijkach  narciarskich i w konwulsjach odpycha, jakby miał zaraz wydać z siebie ostatni dech. Ale nie wydaje. Ponownie napina swoje wychudzone ręce i z jeszcze większym impetem odpycha się dalej. A ja, mimo tego, że dyszę nie mniej intensywnie, wcale się do niego nie zbliżam...

Bieg Piastów to kultowe zawody dla narciarzy biegowych. Słyszałem o nich już wiele lat temu w czasach kiedy Justyna Kowalczyk nie była jeszcze nikomu znana, a Adam Małysz nie był nawet na podium skoków narciarskich. Nie jest to nic dziwnego, bo zawody te maja już 37 letnią historię!
Dziwne jest to, że narciarstwo klasyczne jest stosunkowo mało znane w Polsce. Dopiero na fali Justyny co raz więcej osób próbuje swoich sił w tym fascynującym sporcie. Tras mamy niewiele, a przecież jesteśmy tak samo "zimowym" krajem jak Austria, Niemcy, o krajach skandynawskich nie wspominając, gdzie "biegówki" są pierwszym zimowym sportem którego uczy się dzieci.  Właściwie jedyną, godną lokalizacją w Polsce są Jakuszyce i tam oczywiście odbywa się Bieg Piastów.

Dystansów jest kilka, wybrałem oczywiście najdłuższy, 50km techniką klasyczną. Stając na lini startu, biegówki miałem na nogach po raz czwarty w życiu (i w tym roku jednocześnie). Mimo tego miałem ambitny plan zbliżyć się do granicy 4 godzin. Do Jakuszczyc przyjechaliśmy Locobusem w wesołej ekipie z której jeszcze Mikołaj i Marcin startowali w biegu. Miki przebieg już wcześniej poniżej 4h więc plany miał ambitniejsze, Marcin biega dłużej ode mnie, więc też zakładałem, że będę wolniejszy wystartowaliśmy jednak razem obok 1786 zawodników. Wszyscy podzieleni są na dwustu osobowe sektory i startuje się równych odstępach czasowych. Przez późne zgłoszenie startowaliśmy z ostatniego sektora co oznaczało początkowo przebijanie się przez tłumy wolniejszych zawodników. O ile w zwykłym biegu maratońskim to łatwe zadanie, o tyle w biegu narciarskim trzeba bardzo uważać, aby wychodząc z torów, które są przygotowane pod narty, nie wywalić się. W dodatku poruszanie się poza torami jest dużo trudniejsze (i wolniejsze) niż w torach.

Początkowo biegnie się w ogromnym tłumie ludzi, który na zjazdach wręcz tratuje się i cudem udało mi się kilka razy nie wpaść na leżących przede mną ludzi. Po 2 godzinach zaczyna się rozrzedzać i można już gonić zawodników przed sobą. Z racji tego, że jeżdżę na nartach zjazdowych nie mam lęków przez szybkimi górkami, tak jak wielu początkujących zawodników. Niestety biegówki nie są takie stabilne i jeden z szybszych zjazdów zakończyłem na ziemi wybijając sobie prawie kciuka. 
Co jest najbardziej zaskakujące w tym biegu to średnia wieku. W najmłodszych kategoriach do 20 i do 25 lat startowało zaledwie 40 zawodników w każdej. W najstarszej kategorii plus 70 lat, startowało...55 osób.Nie muszę chyba dodawać, że duża część z opisywanych "staruszków" była szybsza ode mnie (to ważna informacja dla mojego dziadka;)

Ostatecznie pobiegłem 4h31min38sek zajmując 28miejsce w kategori;)
walka przed metą

2 komentarze:

  1. Ten dziadek o którym mowa powyżej ma 80. Ale wnuki już tak mają, że nie pamiętają ile dziadek ma lat.

    OdpowiedzUsuń