1 września 2009

Kampot Pepper




W Phnom Penh musimy po raz kolejny wyrobic sobie z Aga wize do tajlandi. Jak sie okazuje musimy wrocic po nia dopiero za 3 dni co troche komplikuje nasze plany. W stolicy Kambodzy nie ma wielu zabytkow. Jest palac krolewski i silver pagoda a w niej zloty budda ozdobiony ogromnymi diamentami, a oprocz tego miejsca zbrodni dokonanych przez czerwonych kmerow. Obejrzelismy wiezienie w ktorym przesluchiwani i torturowani byli zwolennicy opozycji. Pelno tam zdjec ofiar, narzedzi tortur i wystawy pokazujace propagande komunistyczna. Idea czerwonych kmerow zakladala wysiedlenie miast i stworzenie spolecznosci agrarnej. W ciagu praktycznie jednego dnia udalo im sie przesiedlic cala miejska populacje kambodzy do wiosek. Przez ponad 3 lata zginela 1/4 calej ludnosci kraju, glownie z powodu glodu. Strasznie smutna,a przeciez bardzo mloda historia. Naprawde dziwi fakt ze ludzie sa tutaj tak pozytywni i przyjazni.
Wracajac na nogach do hostelu zaczepil mnie chlopczyk sprzedajacy ksiazki. Juz 3 raz namawia mnie zebym cos od niego kupil, ale nawet nie mialem przy sobie kilku dolarow. Towarzyszy mi juz przez kilometr spaceru. W koncu mowi (po angielsku mowil naprwde dobrze):
-Ok you dont have to buy a book from me but please can you buy me a drink?
- What? How old are you?
- 11
- No way! In my coutry you can drink until you have 18 years old!
- ...but how can my body funcionate without a drink?
- what kind of drink you mean?
- coke
- aaaa I thought you want to drink alcohol ! of course I will buy you coke
- Alkohol? but I am only 11,I cant drink alcohol.

Wbrew pozora dzieci wcale nie sa takie zdegenerowane:)
Nastepnego dnia opuszczmay stolice i jedziemy do Kampot. Chcielismy zobaczyc Bokor Hill Station, opuszczone miasto w gorach w srodku jungli, ale niestety droga do niego jest zamknieta. W autobusie poznalismy Przemka ktory zaczyna dopiero podroz z walizka na kolkach po pracy w Sajgonie no i ma klucze do mieszkania w Siam Reap;) W szostke zatrzymujemy sie w hostelu i dajemy sie namowic na 4 dolarowe barbeque ze stekiem, szaszlykami i przepysznymi ziemniakami, ktorych najbaradziej nam tutaj brakuje. Wszystko doprawione Kampot Pepperem, ponoc jednym z najlepszych odmian pieprzu na swiecie.

Zamiast miasta duchow, wybieramy sie na rowerach do jaskini w srodku ktorej stoi dobrze zachowana switynia z 7 wieku. wlasciwie mala swiatynka. Najciekawszy jest sam dojazd. Rowerami jedzie sie miedzy polami ryzowymi, przez malutkie wioski gdzie wszyskie dzieciaki machaja do nas, krzyczac "hello" a w centrum wioski wszyscy w skupieniu ogldaja na telewizorze karaoke albo mecz boksu tajskiego. Takie zwykle zycie khmerow jest duzo bardziej interesujace niz niejedna swiatynia. za 2$ wyajmujmemy trojke przewodnikow w wieku chyba 7, 9, 11 lat. Prowadza nas przez boczne korytarze jaskini, musimy chwytajac sie lian przechodzic przez male podziemne jeziorko, sa tez stada nietoperzy. Jest tez tunel ktory wedlug "przewodnikow" prowadzi na szczyt gory. Idzie sie nim 5 godzi, ale tylko legendarnemu staruchowi z wioski udalo sie go przejsc:)

Probujemy lapac pierwszego stopa w kambodzy do Sihanuoukville. Udlo sie! ale potem okazuje sie ze to zwykla taksowka i musimy placic duzo wiecej niz za busa co skutkuje wielka klotnia i Luis zostaje uznany przez Jagne za "piece of shit":) miasteczko to taki khmerski nadmorski kurort z ta roznica ze hotele zastepuje tanie guesthousy, a drogie restuaracje, bambusowe szopy nad brzegiem morza, sprzedajace wprost przepyszne owoce morza. Kazda szopa noca przemienia sie w klub taneczny i walczac o klientow oferuja darmowe drinki, happy hours, piwo za 25 centow itd. Nasz nadmorski clubing konczy sie tym ze na 2 godziny dostaje prace za barem i ochoczo rozdaje wszystim drinki. No i oczywiscie jak zwykle bylismy wszyscy krolami parkietu;)

Caly nastepny dzien sie chilloutujemy. Morze jest tak cieple ze az gorace:) ogromne fale daja kupe zabawy, tylko agniesia zostala troche poturbowana. Dodamy do tego masaze nad brzegiem morza, khmerow kapiacych sie w calych ubraniach i nawet butach, pania sprzedajce swieze langusty i kraby, panow trudniacych sie szyciem dziurwych ubran, skeljaniem butow, a na koniec 3 dolarowa depilacje nog i pach za pomoca nitki i pincety (sic!) i mamy pelen obraz jak wyglada plaza w kambodzy:) To sie nazywa chillout w chaosie:)

W tym momencie jestem z Aga w Battambang. Musielismy sie wszyscy rozdzielic. Luis z Patrykiem poniewaz maja wize, jada przez poludniowe przejscie graniczne i spotkamy sie na lotnisku przed lotem do Birmy. Jagna wrocila z nami do Phnom Penh, ale i wize i lot ma dzien pozniej, dlatego spotkamy sie dopiero wszyscy w Rangoon. My dzis bedziemy znow w Bangkoku, zostawiamy rzeczy i z malym plecakiem ruszamu do birmy. Nie wiem jak tam z zasiegiem komorki, net powiniem miescami byc wiec moze cos uda mi sie napisac. Zdjecia beda nie wczesniej niz za 11 dni:) Birma jest goracym punktem na mapie politycznej swiata, takze mozemy miec troche przygod. jezeli w TV powiedza ze porwano 4 polakow i hiszapana to mozecie miec pewnosc ze to my;)

Pozdrawiamy!
p.s. malo zdjec, dodam wiecej po powrocie z jagny aparatu:)


7 komentarzy:

  1. hej,sledzimy, sledzimy wyprawe:)nawet moja mama sie wciagnela:)az by sie chcialo wziasc plecak i dolaczyc do Was;)uwazajcie w tej Birmie,powodzenia w dalszej podrozy!!!pozdrowionka dla wszystkich
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. parę dni nie włączałem bloga a tu dwie nowe relacje! do tego robi się coraz ciekawiej. Pozdrowienia dla wszystkich i powodzenia!
    Brat P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Relacja jak zwykle super, dowcip na końcu- taki sobie...
    Powodzenia!!!
    MM i TT

    OdpowiedzUsuń
  4. jak miło oderwać się od polskiej rzeczywistości czytając takie niesamowitości:)powodzenia w dalszej podróży:)buźki:*

    OdpowiedzUsuń
  5. no tak... tutaj pewnie w Hiszpanii w srodkach masowego przekazu wspomna porwano hiszpana aaaaa i jakichs tam innych turystow. Ba! Uwazajta na siebie.

    Plaza niezla, zwlaszcza ta depilacja, ktos sie jej poddal?

    Opisy sa niesamowite i miejsca ktore zwiedzacie cudo!

    powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cała ekipa jest od kilku dni w Birmie, obecnie w Bagan. Niestety część stron internetowych jest poblokowana i Tomek nie może uaktualniac bloga. Poza tym, trudno wogóle znaleźć jakiś dostęp do sieci, nie ma też bankomatów i telefonów komórkowych. Nowa relacja będzie dopiero koło 12tego września jak wróca do Bangkoku.
    pozdro,
    Brat P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Powodzenia ekipo!
    Czekamy na dalsze info od Was! I zdjecia!
    Respect!

    OdpowiedzUsuń