Ostatni dzien potraktowalismy lekko. Idziemy w trojke z Mirkiem i Andrzejem na ponad staw turnie, ktorej sciana wzosi sie prawie zaraz nad hotelem. Wybieraja sie tam dzisiaj w sumie 4 zespoly oprocz nas wiec postanowilismy szybko sie uwinac i poprowadzic cala stawke. Wbilismy sie w zleb ograniczajacy sciane i praktycznie cala droge pokonalismy z lotna asekuracja i mi przypadlo prowadzenie. taki trzyosobowy pociag wspinajacy sie non-stop przez 500 metrowa sciane. nie obylo sie jednak bez wpadek. na dosyc stromym trawersie trawkowym mirek zatrzymal sie zeby wyjac kamere z plecaka i sflimowac akcje. kamere udlo my sie wyjac, ale caly otwarty plecak zeslizgnal sie po sniegu i runal z impetem w dol. Andrzej ktory zobaczyl tylko "cos" czerwonego, spadajacego mowil potem ze prawie zawalu dostal. Plecak spadl do podstawy sciany i jak sie pozniej okazalo, mimo ze cala zawartosc wypadla to udalo sie wszystko odnalezc po zejsciu.
Jedynym trudnym momentem na drodze byl ostatni wyciag. wbilem sie niepotrzebnie w trudniejszy teren i pociagnalem z lotna czworkowy, kilkumetrowy odcinek zalodzona rysa. troche sie nabalem i utrudnilem przejscie kolejnym 4 zespolom ktore poszly po naszych sladach. oprocz nas wszyscy sie asekurowali na ostatnich 3 wyciagach, ale moim zdaniem specjalnie trudno nie bylo zeby tracic czas na asekuracje;)
droge zrobilismy w 3 godziny i na dole bylismy przed 14. reszta dnia opalanie, pakownie i rozmowy przy piwku, a reszta wieczoru i nocy to pozegnalna impreza. Wszyscy wyjeli pochowane alkohole ktorych konca nie bylo widac. O dziwo na poranne sniadanie kazdy stawil sie punkualnie. nikt przeciez nie chce zjadac resztek:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz