18 lutego 2009

Na zakonczenie...

Jestem juz w domu. zjadlem tyle, ze nie moge sie ruszyc. Pozostaje mi jakos podsumaowac wyprawe.
Po miesciu spedzonym w Argentynie, udalo mi sie zdobyc 3 najwyzsze szczyty Ameryki Poludniowej wszystkie samotnie, bez wsparcia agencji turystycznych, mulow czy tragarzy.

Aconcague 6962m zdobylem w 13 dni, wchodzac dolina Vacas, schodzac na strone doliny Horocones, bylo to prawdopodobnie drugie polskie wejscie ta droga w tym stylu po Marcinie Miotku. Ojos del Salado 6885m zdobylem od strony argentyskiej w 4 doby od drogi do drogi, jako trzecia wyprawa polska wogole (1937!, 2007)  Monte Pissis 6782m zdobylem w 24h z basecampu do basecampu i 5 polskie wejscie wogle.  ks.Krzysztof Gardyna jest jedynym Polakiem przede mna, ktory zdobyl te 3 szczyty (podczas dwoch wypraw)
UPDATE:
Piotr Klosowisz, ultramaratonczyk i zawodnik adventure race, rozpoczal swoja niesamowita podroz zaraz po zakonczeniu mojej. W wyniku swojej wyprawy zdobyl 5!!!(dodatkowo Mercedario i Bonete Chico) najwyższych szczytow Ameryki Poludniowej. Wszytkie oczywiscie samotnie, bez wsparcia w dodatku przemieszczajac sie od Santiago de Chile na rowerze.... Jest to osiagniecie trudne do wyobraznia i moje wspinaczki bledna wobec wyczynu Piotrka! Ogromne gratulacje, jestem pelen podziwu!
Ciekawe ze po tak dlugim okresie pustki eksploracyjnej Puny, nagle 2 osoby wpadaja na prawie identyczne pomysly:)

Dziekuje Wam wszystkim za komentarze, cieple slowa i wiare ze mi sie powiedzie. Jestem pewny, ze bez takiego wsparcia nie bylbym w stanie zdobyc nawet jednego szczytu! szczegolnie dziekuje rodzinie i Polly za to ze zniesli ogromne nerwy ktore towarzyszyly calej wyprawie i ze dzieki ich pomocy, Grzesia i Verony udalo mi sie wrocic z gor na czas:) Dziekuje rowniez Leszkowi, ktory towarzyszyl mi podczas zdobywania Aconcaguy i dzieki ktoremu mentalnie gora byla juz zdobyta zanim wyszedlem z namiotu:) Oczywiscie moim hosta z hospitalityclub: Ani i Audrey u ktorych czulem sie jak w domu i nalezycie wypoczalem i Jonsonowi i jego rodzinie za nieoceniona pomoc i wyrozumialosc. Nie dziekuje natomiast zanadarmeri we Fiambali za utrudnianie wszystkiego czego sie da:)

To juz koniec porzygody. Bylo ciezko, ale teraz do konca zycia zostana niezapomniane wspomnienia. Warto jest spelniac marzenia...

3 komentarze:

  1. Zapomniałeś jeszcze podziękować Bogu i MTV :P
    Uwielbiam ten Twój patetyczny styl pisania...

    I jeszcze raz GRATULACJE!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. gratulujemy wszyscy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej bracie; gratulacje! jestem z ciebie dumna :) a co dalej?

    OdpowiedzUsuń