4 czerwca 2010

Trawers Denali

"Panie i Panowie, na pokladzie autobusu mamy dzisiaj dwoch wspinaczy z Polski, ktorzy weszli na Denali do samego SZCZYTU, a potem zeszli cala trase az tutaj. Naleza im sie oklaski", potem bylo duzo "wow" i gromnkie brawa. Takim powitaniem przyjeli nas amerykanscy turysci w autobusie zmierzajacym do wylotu bram parku narodowego Denali. Tak tez zakonczyla sie nasza wyprawa, ktora moge bez problemu nazwac najniebezpieczniejsza wyprawa mojego zycia.
Stracilismy lapawice, dwie butelki nalegene (w tym jedna do sikania, ktora musielismy zastapic termosem), kijki, kilka skarpetek a przedewszystkm skore z nosow, warg, twarzy i cala mase nerwow.
Pierwsze 10 dni w drodze na szczyt nie zapowiadalo ze czeka nas cos wiec niz mila wspinaczka w doborowym towarzystwie. Polaczylismy sie w 6scio osobowa, nieoficjalna grupe z dwoma anglikami oraz dwoma amerykaninai oraz ich dmuchana lala, Molly Tucker, ktora bez watpienia byla najbardziej fotografowana alpinistka na gorze. Bylo duzo, zaskakujaco dobrego jedzenia (odkrylismy przepyszne liofilizaty Mountain House oraz beef jerky), fajna muzyka z Ipoda lub nakrecanego na korbke radia, a nadewszystko wspaniala pogoda, ktora otrzymala sie do szczytu.Byly doskonale humory, duzo sily, nowe znajomosci, plany (praca na traktorze w stanie Waszyngton oraz Everest w 2012 roku), byly polskie ekipy, byly ekstra zdjecia i pozytywna atmosfera. Do szczytu. Atak szczytowy byl ekspresowy i weszlismy na szczyt w towarzystwie gwiazdy reality show Byond the limit kanlu Discovery. Byly zdjecia na szczycie z dmuchana lala amerykanow, byly smiechy, radosc i potem zejscie juz w gorszej pogodzie....
Nie na darmo mowi sie ze wiekoszc wypadkow zdarza sie w zejsciu. Nie inaczej bylo i tym razem. Tyle ze my kazdego dnia zejscia mielismy "wypadek" i tylko los (i doswiadczenie) pozwalalo nam wyjsc calo z opresji. Pierwszy dzien powrotu: w zamieci snieznej wpadam do bezdennej szczeliny, odmarazaja nam obu palce (bable do tej pory) i w trakcie powrotu na powierzchnie prawie spada mi uprzaz. walcze 2 godziny zeby sie wydostac. noc posrodku lodowca, dygocac z zimna. Drugi dzien: na stromym trawersie prawie gubimy namiot, na ostrej jak brzytwa grani Karstensz schodzimy na dol z dusza na ramieniu, nocujemy w pieknym obozie pod wiszacy serakiem. Trzeci dzien: zalamanie pogody, zupenie nic nie widac przez caly dzien. czwarty dzen: przedzieramy sie przez bariere serakow do lodowca. przechodzimy przez great icefall z szarganymi nerwami kiedy trasa prowadzi przez metrowej szerokosci, trzymajace sie na slowo honoru mosty sniezne nad ogromymi szczelinami. kilka razy wykonujemy skoki z czekanmi przez szczeline niczym zywcem zabrane z filmu "vertical limit". przechodzimy icefall doslowienie lutem szczescia. myslelismy ze sie po prostu nie da. piaty dzien: lower icefall znowu z ogromymi szczelinami i tymi mniejszymi zamskowanymi niczym pole minowe. odcinek 300m przechodzimy w godzine co chwile wpadajac po pas do szczelin. dochodzimy do moreny. przekraczamy rzeki zalewajac buty ktore sa juz mokre do samego konca tworzac ogromne odciski. dochodzimy do konca lodowca, Przeleczy McGongall, cieszac sie ze jest juz bezpiecznie... szosty dzien: idziemy prawie 50km w deszczu bez mapy, waziutka sciezka , jedyna na przestrzeni kiludziesieciu kilometrow. zupelna pustka, tylko slady losi i niedziwiedzi. pod koniec dnia przekrazamy rzeke, Bena porywa prad i z calym plecakiem wpada do wody. siodmy dzien: niby ostatnie kilomtry, ale gubimy sciezke i przez tundro/tajge z krzakami do pasa, po bagnach, przewalonych konarach drzew i milionem komarow brmiemy kilka kilometrow w koncu cudem odnajdujemy sciezke. a potem juz kulejac dochodzimy do drogi szutrowej, uscikujemy sobie dlon i w koncu gora nam odpuszcza. lapiemy stopa, a potem darmowy autobus do bram parku. slyszymy gromkie brawa...

W tym sezonie jestesmy jedyna ekipa ktora przeszla trawers Denali, moliwe ze dopiero drugimi polakami wogle po niesamowitym samotnym trawersie Marka Klonowskiego. Nie bede ukrywal ze jestesmy szczesliwi ze do juz naprawde koniec i nawet czujemy sie troche dumni ze mimo tych wszystkich przeciwnosci dotarlismy do konca. W sumie nie mielismy innego wyjscia. Bylo niebezpiecznie, ale w gruncie rzeczy caly czas zachowalismy zimna krew i wspieralismy sie wzajemnie. Zebralismy ogromne doswiadzenie i jestem pewny ze teraz jestesmy juz gotowi na wszystko.
To byla prawdziwa, gorska przygoda ktora jeszcze dlugo bedziemy wspominac.

Dziekuje wszystkim za komentarze, smsy, wsparcie mentalne. Bardzo sie nam przydalo. postaram sie odpisac kazdemu jak zjem tylko dostatecznie duzo hamburgerow i czekolady az wroce do stanu z przed wyprawy:)

Wkrotce fotorelacja, a prawdziwa relacje pewnie napisze  za jakis czas do jakiegos magazynu, bo mysle ze chyba warto gdzies opublikowac nasze zmagania:)

Pozdrawiam serdecznie i ide troche odpoczac i zjesc moze steka

7 komentarzy:

  1. wow, szacun chlopaki!

    nie sadzilam ze bedzie az tak mrozaco krew w zylach i az poczulam ze wysylane smsy moglby byc kapeczke nie na miejscu..
    w kazdym razie dobrze ze jestescie juz spowrotem i ze nic Wam sie nie stalo.. !!!

    pysznego jedzonka i zasluzonego road tripa :)
    ogromne gratulacje !!!! :)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. cieszę się, że się wszystko udało :))

    przygód co nie miara, ale najważniejsze, że jesteście cali i bezpieczni. smacznego i do usłyszenia wkrótce :)
    /ecia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromne gratulacje!!! w pewnym momencie przestałam czytać lecz.... przecież jesteście- cali i zdrowi i co ważne- ze wspaniałym samopoczuciem.Przez cały czas byłam i jestem myślami z Wami.Pozdrawiam ,uściski i całuski. C.J

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Jak by to powiedział Rasz: "odwaliliście kawał..." A tak na poważnie - jeszcze raz gratuluję. Super, że Wam się udało. Z takim doświadczeniem faktycznie pewnie żadna góra już Wam nie straszna :) A nawiasem mówiąc ta relacja podoba mi się najbardziej. Jak fragment najprawdziwszej powieści przygodowej... Jeszcze raz GRATULACJE i odpoczywajcie!
    S.

    P.S. Dzisiaj tradycyjne sobotnie spotkanie u Polaczków, więc możecie być pewni, że opijemy Wasz sukces :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Beno JESTEŚ WIELKI!!! Dzięki MM i TT

    OdpowiedzUsuń
  6. no napewno warto to oplublikować w szerszej relacji!

    OdpowiedzUsuń
  7. gratulacjeeeeeeeee
    ania kmitka

    OdpowiedzUsuń