21 sierpnia 2009

Vang Vieng Kobczaj Leile!



Vang Vieng to hippisowska oaza posrod twardego prawa Laosu. Jak powstalo to miejsce i kto wpadl na tak genialny pomysl jak tubing? Tubing to poprostu splyw po rzece w traktorowej dętce, ale tubing w Vang Vieng to juz zupelnie inne doswiadczenie. Wyglada to tak. rano cale miasto zbiera sie przy wielkiem hangarze gdzie wydawane sa dętki. tuk tuk zawozi wszystkich na poczatek splywu. splyw to jakies 3km, ale to jest najmniej wazne. wzlduz rzeki na drewninych konstrukcjach zbudowne sa bary, kilka-kilkanascie. kazdy z barow ma swoje specjalizacje. jedna sa mniej popularne, drugie bardziej. oczywiscie kazdy zabiega o klientow, wiec probuje sie czasem na sile zaciagnac twoja detke do baru po to zebys dostal 3 darmowe shoty lasanskiej whisky. pierwszy bar to przeogomne wahadlo. wchodzi sie na 20m drzewo, by niczym malpa na trapezie skoczyc do rzeki i modlic sie zeby wpasc fortunnie do wody. tak, sa polamane nogi, obdarcia, omdlenia. jese bar z diabelska zjezdzalnia, gdzie dziewczyna ostatnio przeciela sobie tetnice szyjna. jest blotny bar, gdzie przeciaga sie line, gra w siatkowe, tanczy, wszystko w blocie po pachy. jest bar taneczny, jest bar chilloutowy no i kazdy daje darmowe szoty.

wiec plynie sie na tej oponie, zaciagaja cie do barow, skaczesz na wahadle, taplasz sie w blocie i nagle masz wrazenie ze moglbys tu zostac na zawsze... i wtedy widzisz kolesia zwielkim napisem na klacie "241 day of tubing" i rozumiesz ze niektorzy naprwde tak mysla. rekordzista tubingowal codziennie przez prawie rok. tydzien to standard. rokrocznie ginie tu kilka osob z roznych powodow. ja po kilkunastu skokach i niefortunnych upadkach nie moglem na drugi dzien ruszyc glowa. wytrzymalismy jeden dzien...

wieczory w vang vieng to nieustajace imprezy. wiekszosc tutejszych restauracji posiada specjalne Happy Menu czyli np. happy shake to shake z haszyszem, happy pizza to pizza ze specjalnymi grzybkami itd. wybor naprwde spory. ciekawe tylko, ze czesto na posiadanie narkotykow w laosie grozi dozywocie...

w vang ving mozna tez jezdzic na rowerze, isc na trekking, zwiedzac jaskinie. jedna z nich eksplorowalismy tym razem z latarkami. PRZEOGROMNA. stalaktyty, stalagmty, rozne nacieki a wszystko jeszcze nie przeobrazone przez czlowieka. raz sie nawet prawie zgubilismy, ale warto bylo.

zrobilismy tez dwu dniowa wycieczke na Plain of Jars, czyli rowniny na ktorej leza, stoja roznych rozmiarow wazy nieznanego pochodzenia. mowi sie,ze sa to jedne ze starszych zabytkow tej czesci Azji, jezeli nie najstarszy. widok nie powala, ale niektorzy sie uparli ze musimy to zobaczyc:) Region ten jest znany rowniez z milionow niewypalow ktore pozostaly tu po bombardowaniach USA w czasie wojny w wietnamie. zrzucili wtedy w przeliczeniu 0.5 tony bomb na jednego mieszkanca. 30% nie eksplodowalo. nie miesci sie to naprwde w glowie.

teraz ruszamy do stolicy Vientianne.
malo zdjec, bo ciezko apart wziasc na tubing :) pogoda jak widac sie poprawila. pozdrawiamy!

3 komentarze:

  1. tubing brzmi zachęcająco ;)
    pozdr.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  2. zakłąd fryzjerski ze zdjęcia bomba, szczególnie kupa włosów w rogu wygląda zachęcająco :-)
    czekolady i mleczka w tubce pewnie są już w bangkoku, a ty nie udajesz się w tamtą stronę? ksiązka była niedostępna ale powinieneś coś znaleźć po angielsku w księgarniach w bangkoku.
    pozdro,
    Brat P.

    OdpowiedzUsuń
  3. czekolade pochlonalem do razu a mleko w tubce czeka na specjalna okazje;) dzieki:) pozdrawiamy wszyscy teraz w piatke!

    OdpowiedzUsuń